poniedziałek, 31 marca 2014

Szesnasty

Tajemnicza koperta wciąż nie dawała mu spokoju. Z jednej strony pragnął poznać jej zawartość, lecz z drugiej chciał wymazać jej istnienie ze swojej świadomości. W końcu nie wytrzymał. Wysypał wszystko, co zawierała na stół kuchenny. Przed jego obliczem wyłoniły się dziesiątki zdjęć z nim samym w roli głównej. Opadł bez sił na pobliskie krzesło, będąc pod wpływem ogromnego szoku. Do ręki wziął jednak jedynie jedno zdjęcie, które wyróżniło się w tłumie dowodów jego uczynków. Nie był już w stanie powstrzymać łez. Teraz, dopiero teraz zrozumiał wszystko. Pragnął wyciągnąć telefon i zadzwonić do ukochanej, wytłumaczyć się, zrobić cokolwiek. Uprzedził go jednak dźwięk nadchodzącego połączenia.
- Słucham? - odebrał ze zdziwieniem, wiedząc, że nie zna numeru swojego rozmówcy.
- Dzień dobry, nazywam się Chloe Werner i jestem lekarzem Pana narzeczonej. Prosiła, by poinformować Pana, że..
- Niech przekaże Pani Irinie, że dla mnie może nawet zdychać, a w szpitalu i tak mnie nie zobaczy. - warknął, przerywając lekarce. Nie zamierzał ciągnąć dalej tej konwersacji, z całego serca nienawidził Iriny, całej Rosji i wszystkiego, co związane było z jej osobą.
- My chyba się nie zrozumieliśmy, jestem lekarzem Pani Suarez. - obwieściła nagle, sprawiając, że serce piłkarza zabiło milion razy mocniej.
- Shanti? Ale przecież ona jest zdrowa, ona nie potrzebuje żadnego lekarza, jej nic nie jest.. - powtarzał jak mantrę, starając się wywróżyć sobie właśnie taką rzeczywistość.
- Pana narzeczona miała wypadek, na szczęście niegroźny, ale musieliśmy wykonać niezbędne badania. Sam Pan rozumie, że w jej stanie to konieczne. Nie możemy ryzykować. - wytłumaczyła spokojnym głosem.
- Co miała?! - wrzasnął do słuchawki. - Gdzie ten szpital? - dodał już ciszej, starając się wziąć kilka wdechów na opanowanie nerwów. Szybkim ruchem chwycił kluczyki do Ferrari z zamiarem opuszczenia domostwa. Zostawił jeszcze tylko kartkę adresowaną do synów, by nie musieli się martwić jego nagłym zniknięciem.
- Niech Pan przyjedzie do szpitala w centrum, tego niedaleko banku głównego. Porozmawiamy na miejscu, to nie jest sprawa na telefon. - usłyszał jeszcze z ust kobiety. Nie miał już sił na odpowiedzi. Wparował do czerwonego auta, rzucił telefon na siedzenie obok. Nie miał czasu do stracenia. Musiał być przy swojej ukochanej, chronić ją przed otaczającym światem. Ruszył z piskiem opon, przy okazji niemalże parkując w basenie.

Na miejscu był już 20 minut później. Może było to spowodowane bliskością szpitala, a może jego popisowym slalomem, to nie było istotne. Biegiem skierował się do gabinetu doktor Werner. Do środka wpadł zdyszany i z każdą sekundą coraz bardziej przerażony. Spojrzał na twarzy kobiety, oczekując najgorszego. Ona jednak zachowywała spokój. Nakazała mu zająć miejsce na twardym fotelu, jednocześnie szukając czegoś w stercie dokumentów.
- Panie Ronaldo, muszę być z Panem szczera. Pierwsze wyniki badań wykazały duże nieprawidłowości, teraz musimy czekać, ale..
- Co jej się stało? Niech Pani mi wreszcie powie jakieś konkrety! - wydarał się, wchodząc jej w słowo. Kontrola stresu była dla niego w tym momencie czystą abstrakcją. Zresztą, co mu z niej? Liczyło się dobro Shanti, szacunek jakiejś tam lekarki nie miał wartości.
- Pani Suarez może stracić dziecko, ale jeszcze nie mamy ostatecznych wyników i należy zachować spokój. Teraz powinien Pan być przy niej i..
- Jak to dziecko? Shanti jest w ciąży? - znów nie wytrzymał, musiał się wtrącić. Tym razem jednak nie był zdenerwowany. Ledwo łapał oddech, nie mogąc nawet pojąć tego, co właśnie słyszał swoim umysłem.
- Najlepiej będzie, jeśli porozmawia Pan z nią teraz. Ona potrzebuje Pana bliskości, cokolwiek by się nie wydarzyło.
- Będziemy mieli dziecko.. - powtórzył prawie szeptem. - Dziękuję za wszystko, ma Pani sto procent racji. - rzucił, wychodząc z gabinetu. Kierunek jego wędrówki odgadnąć nad wyraz łatwo. Po uprzednim zapytaniu pielęgniarki, szybkim krokiem udał się w stronę sali blondynki. W myślach był tak bardzo szczęśliwy, a jednocześnie tak bardzo przerażony. Mógł stracić swoje dziecko, znów. Do sporego pomieszczenia dotarł w krótkim czasie. Ujrzał postać swojej ukochanej podłączonej do kroplówki i innych urządzeń. Z jej miny starał się wyczytać choć mały uśmiech, otrzymał jednak jedynie smutek i strach. Tak, bała się go. Starała się to ukrywać, ale on widział to doskonale.
- Jak się czujesz? - zaczął cichym głosem, siadając na krawędzi jej łóżka. Chwycił delikatnie jej dłoń, jakby chcąc przekazać jej, że wszystko będzie dobrze.
- Wszystko mnie boli, a samochód chyba pójdzie na złom. Cristiano, ja tak bardzo cię przepraszam. Sądziłam, że automat i skrzynia manualna to prawie to samo, a potem wyjechał mi ten facet i to auto kompletnie zwariowało.. - próbowała wytłumaczyć mu wszystko. On jednak już dawno temu pozbył się złości. Przytulił się do niej mocno, swoim przyjemnym zapachem drażniąc wszystkie jej zmysły.
- Samochód to tylko durny przedmiot. Owszem, jest ładny, ale jego nie kocham, a ciebie tak. - odparł, biorąc jej twarz w swoje dłonie. - I nie przejmuj się tymi zdjęciami. To było bardzo dawno temu i nie powtórzy się na pewno. Razem damy sobie z tym radę, zobaczysz. - dokończył, by następnie złożył czuły pocałunek na jej ustach.
- Tylko ona ma tego więcej i jeśli nie będę trzymać się od ciebie z daleka wszystko trafi do prasy. - spojrzała w jego czekoladowe oczy, prawie zanosząc się łzami.
- Więc niech idzie, reputacja nie jest w życiu najważniejsza. - uformował swe usta w delikatny uśmiech, gładząc dłonią jej zimny policzek.
- Ten świat jest chory, czasami mam już go serdecznie dość. - położyła się na boku w kierunku okna, by móc uniknąć jego wzroku. Była tak bardzo wykończona swoim życiem, śmierć wydawała jej się wręcz wybawieniem.
- Będziemy mieli dziecko, masz dla kogo żyć.. - usłyszała z ust mężczyzny. Czyli najgorsze nadeszło - wiedział.
- Roni, ale ja nie mogę ci powiedzieć, że ono jest twoje, rozumiesz? - wyrzuciła z siebie prawie szeptem, znów czując łzy na swojej twarzy. - Wiem, że to pierwszy miesiąc, więc ty i David, wy oboje możecie być ojcem. - dokończyła po dłuższej chwili, słysząc jedynie przerażający dźwięk pikającej maszyny przy swoim łóżku. Oczekiwała odpowiedzi piłkarza, lecz ona wciąż nie nadchodziła. Znów zwróciła się w jego kierunku. Zamiast złość ujrzała jedynie jego smutek. Spoglądał pustym wzrokiem w dywan pod swoim stopami, nerwowo bawiąc się palcami.
- Czyli teraz wrócisz do niego, tak? - zapytał w końcu. 
- Chcę dać temu dziecku coś lepszego. Ono zasługuje na takiego ojca, jakim jesteś ty, nie na bezuczuciowego skurwiela. - przyznała, kładąc swoją dłoń na kolanie mężczyzny. Ten delikatnie przyłożył ją do swojego serca, jakby chcąc tym prostym gestem wyrazić tak wiele.
- Ono będzie częścią naszej rodziny niezależnie od wszystkiego, ten idiota nie zbliży się do niego nawet na metr. - przyrzekł.
- Cristiano, może teraz to wydaje cię się być dobrym posunięciem, ale nie chcę, żebyś za kilka lat żałował swojej decyzji i..
- Zawsze tak będzie? - przerwał jej, zaciskając mocno swoją pięść. - Zawsze będziesz decydować za mnie, bo niby wiesz lepiej?! - krzyknął, wstając z miejsca. Oparł dłonie na biodrach, z groźną miną spoglądając w oczy dziewczyny.
- Kochanie, proszę, nie mów tak.. - wyszeptała, podkurczając kolana. Ból, który czuła w okolicach brzucha stawał się coraz bardziej dotkliwy. Starała się jakoś zamaskować, nie dawać mężczyźnie kolejnego powodu do stresu.
- Możesz w końcu przestać traktować mnie jak chorego psychicznie?! Umiem decydować za sobie i moją decyzją jest to, że kocham to dziecko i będę jego ojcem! - wciąż nie dawał za wygraną.
- Nie krzycz na mnie, proszę.. - wydusiła z siebie, z trudnością łapiąc oddech. Spojrzała na pościel i ujrzała plamę krwi. Jej zmysły krzyczały z rozpaczy, lecz ciało nie miało sił nawet na proste ruchy. Mężczyzna dopiero w tym momencie zauważył jej stan. Momentalnie znalazł się przy swojej ukochanej, która była biliska utraty przytomności. Mocno chwycił jej dłoń, jakby bał się, że zaraz zniknie na zawsze.
- Shanti, kocham cię, przepraszam. Powiedz, że mnie słyszysz, Shanti.. - powtarzał drżącym głosem. Chciał przytulić ją do siebie najmocniej na świecie, lecz grupa lekarzy kazała wyjść mu z sali. Widział tylko ich nerwowe gesty, poszukiwanie jakiś strzykawek. Potem w głowie miał już jedynie ten przerażający, ciągły dźwięk. Wszystkie myśli wypełniły jego umysł falą rozpaczy, odbierając mu resztki świadomości. Osunął się na podłogę, uderzając głową o posadzkę. Szybko znalazła się przy nim jakaś pielęgniarka, krzyczała jakieś niezrozumiałe słowa, które przypominały bardziej bełkot. Więcej już nie pamiętał, zemdlał. 

Około pięcioletnia dziewczyna siedziała na skraju pomostu. Jej ciało ozdabiała kwiecista sukienka, w blond włosach wpleciony miała wianek z żółtych kwiatów. Siedziała tam i tak po prostu wpatrywała się w pomarańczowy kolor zachodzącego słońca. Cristiano nie był w stanie rozpoznać tego dziecka, lecz wydawało mu się ono tak bardzo znajome. Gdzie jego rodzice? Może zgubiła się, potrzebuje pomocy? Wciąż nie wiedział nic. Wolnym krokiem szedł wzdłuż piaszczystej plaży, zbliżając się do dziewczynki. Był już tak bilisko, lecz ona wstała z miejsca i zaczęła biec w nieznanym kierunku. Czyżby się go bała?
- Stój! Nic ci nie zrobię! - krzyczał, podążając w jej kierunku. Biegł bardzo szybko, najszybciej jak tylko potrafił, dziewczynka jednak wciąż była coraz dalej od niego. W końcu odpadł z sił. Osunął się na zimny piasek, nie mając energii nawet na proste gesty. Spojrzał jedynie w niebo. Było już bardzo ciemno, nad jego głową widniał jedynie ogromny księżyc. Naprawdę biegł aż tak długo?
- Czemu tu jesteś? - usłyszał cieniutki głosik. Rozejrzał się dookoła, lecz nikogo tam nie było. - Czemu nie jesteś przy mamusi? Powinieneś być przy niej. - powtórzył tajemniczy głos.
- Ja.. ja nie mogę, ona zasługuje na kogoś lepszego. - odparł cichym tonem.
- Tatusiu, nie kochasz mamusi? - nagle przed jego oczyma pojawiła się wcześniej widziana dziewczynka. Usiadła na zimnym piasku, kładąc blond główkę na jego ramieniu.
- Ty jesteś moją córką? - spojrzał w oczy małej istotki. Były tak podobne do oczu jego ukochanej, tak intensywne. - Nie powinnaś być tutaj, tu jest niebezpiecznie.. - dokończył, ocierając swój mokry od łez policzek.
- Tatusiu, tu nic mi nie grozi, nie musisz się o mnie martwić! - odrzekła wesołym tonem. - Widzisz jak tu pięknie? - wskazała olbrzymie morze przed ich obliczem, niebo pełne jasnych gwiazd. Miała rację, było tam tak pięknie.
- Ale ty powinnaś być z nami, my ciebie potrzebujemy..
- Będę z wami zawsze, musisz po prostu uwierzyć. To tylko geografia, tatusiu. - zarzuciła swoje drobne ramionka na jego szyję. - To tam potrzebują ciebie. Musisz opiekować się mamusią i moim braciszkami. - wyszptała wprost do jego ucha.
- Skarbie, ale ty nie możesz nas zostawić, błagam cię.. - powtarzał cały roztrzęsiony. Mocno przytulił swoje dziecko, jakby wiedział, że to ostatni raz jaki prawdopodobnie będzie im dany.
- Tatusiu, będę na was czekać, obiecuję. Gdy do mnie dołączycie pokażę wam tak wiele, zobaczysz. Będziemy razem, a teraz nie musisz się martwić, bo tutaj jest naprawdę cudownie! Idź do mamusi i powiedz jej, że bardzo ją kocham. - powiedział radosny głosik, powoli odsuwając się od swojego ojca.
- Córeczko, nie odchodź! Nie możesz! - krzyczał w jej kierunku. Znów chciał pobiec za nią, lecz jego nogi wydawały się ważyć milion kilogramów.
- Tatusiu, zawsze będę rzy tobie, musisz tylko uwierzyć! - wypowiedziała te słowa i po prostu zniknęła. Zostawiła go samego, mokrego od łez, tak bardzo cierpiącego..

_________________________

Chyba coś ze mną nie tak, bo za każdym razem, gdy planuję zabawne opowiadanie wychodzi mi dramat o.o Pomijając, jest to na dobrą sprawę pierwszy rozdział, przy którym się wzruszyłam, choć sama nie wiem dlaczego. Kolejny niedługo. Jest już prawie gotowy, więc dodam go zapewne dość szybko ( o ile język niemiecki nie postanowi odebrać mi ostatków czasu wolnego xc ).
Pozdrawiam ;**

środa, 26 marca 2014

Piętnasty

Ciemność dominowała w sporym pokoju. Mimo odsłoniętych zasłon, księżyc nie rzucił ani jednego swojego promienia do wnętrza pomieszczenia. Dziewczyna spoglądała w kierunku okna, jakby chcąc ujrzeć w nim odpowiedzi na swoje pytania, lecz wciąż otrzymywała tylko tą nieznośną ciemność. Nagle jednak drzwi uchyliły się, ukazując postać mężczyzny. Nie od razu mogła mu się dokładnie przyjrzeć, lecz czuła, że stało się coś niedobrego. Cristiano jedynie stał w miejscu, nie zrobił nawet małego kroku.
- Shanti, kochana.. - zaczął drżącym głosem. Nie zdążył już nic dodać. Dziewczyna bez słowa wtuliła się w jego silne ramiona, nawet nie usiłując powstrzymywać łez. Tak bardzo potrzebowała jego ciepła, bliskości. Chciała po prostu znów poczuć się bezpiecznie.
- Gdzie byłeś? - spojrzała w jego czekoladowe oczy, jednocześnie karcąc się za bezsensowność swojego pytania. Przecież wiedziała dokładnie gdzie był. - Bałam się o ciebie. - dokończyła prawie szeptem, czując, jak jego ręce mocno obejmują jej talię.
- On wyjedzie, nigdy go nie zobaczycie. - uśmiechnął się delikatnie, całując jej czoło.
- Ale jak to wyjedzie? - skupiła swój przerażony wzrok na podłodze pod swoimi stopami. - Cristiano, co ty mu zrobiłeś? - zapytała, próbując wykreślić z umysłu warianty tej odpowiedzi, które zdecydowanie nie były pozytywne.
- Aniołku, nic mu nie zrobiłem, przestań. - zaśmiał się cicho, gładząc delikatnie jej włosy. - Dałem mu trochę kasy i tyle.
- Ale to twoje pieniądze, nie możesz tego zrobić! - zaprotestowała natychmiast.
- Właśnie, to moje pieniądze, więc mogę z nimi zrobić to, co mi się podoba. - mruknął, prowadząc ją w stronę łóżka. - Chcę po prostu waszego dobra, bezpieczeństwa, uśmiechu. - usiedli obok siebie, wciąż spoglądając w swoje intensywne tęczówki. - Shan, jesteśmy rodziną, powinniśmy nawzajem o siebie dbać. - położył swoją ciepłą dłoń na jej policzku.
- Przestań.. - wydusiła z siebie, próbując powstrzymać wciąż narastające morze łez.
- Wiem, że jest jeszcze za wcześnie, żeby planować cokolwiek, więc nie proszę cię o jakiekolwiek deklaracje. Aniołku, po prostu spróbujmy, chociaż raz. - ciągnął, zbliżając się do niej coraz bardziej. Drugą dłoń położył na jej udzie, które pieścił delikatnymi gestami.
- Cristiano, nie.. - odsunęła się od niego. Stanęła po drugiej stronie pokoju, chowając się w ciemności. - Możesz mieć każdą, czemu miałbyś chcieć właśnie mnie?
- Pamiętasz ten dzień, kiedy rodzice zabrali nas do stolicy? Była wtedy ogromna parada. Były wojska, pięknie ubrani ludzie, wszystko. Najpierw oglądaliśmy razem czołgi, a potem mieliśmy jechać na mój turniej. To była dla mnie ogromna szansa, pamiętasz? Chciałem tak bardzo strzelić coś właśnie dla ciebie. Pragnąłem tylko zobaczyć twój uśmiech na trybunach, usłyszeć, że jesteś ze mnie dumna.. Ale przy bramie jakiś baran postanowił, że nie możesz wejść na stadion..
- Więc uciekłeś stamtąd przed pierwszym gwizdkiem, pocałowałeś mnie wtedy pierwszy raz w życiu i zabrałeś na paradę. Rodzice prawie dostali zawału, gdy nie wracaliśmy pół dnia. - dokończyła za niego, mimowolnie uśmiechając się pod wpływem wspomnień.
- A pamiętasz moje słowa? - podszedł do niej wolnym krokiem, chwycił mocno jej dłoń, którą przyłożył do swojego serca.
- Kocham piłkę, ale bez ciebie zwycięstwo nie ma sensu. - wyszeptała, czując na sobie gorący oddech Portugalczyka. Przyparł ją do ściany, potęgując szybsze bicie jej serca.
- Potrafisz zapomnieć wszystko, co ci zrobiłem? - musnął delikatnie jej malinowe usta, kładąc dłonie na jej zgrabnej pupie.
- Cristiano, kochaj się ze mną. - wypaliła, czując, że pod wpływem jego dotyku jej nogi uginają się pod nią.
- Ale obiecasz mi coś? - znów przeniósł wzrok na jej błyszczące oczy.
- Wszystko, obiecuję ci wszystko. - niecierpliwiła się, odpinając niezdarnie coraz to większą liczbę guzików w jego koszuli.
- Uważaj na słowa, bo mogę to wykorzystać. - uśmiechnął się szelmowsko, kładąc ją na ogromnym łóżku pod swoim wysportowanym ciałem. - Obiecaj mi, że teraz już będzie inaczej. - zażądał, delikatnie całując jej brzuch. Kierował się coraz wyżej, wiedząc, że daje jej niesamowitą rozkosz.
- Obiecuję, Cristiano. - odparła, odchylając delikatnie głowę. Jej stanik właśnie wylądował na podłodze, dając mężczyźnie jeszcze większe pole
do popisu.
- Ale jesteś pewna? - zapytał z niepokojem w głosów, jedynym szybkim ruchem dłoni odpinając guzik u jej spodni.
- Bardziej niż wszystkiego innego. - uśmiechnęła się do ukochanego, szybkim ruchem znajdując się nad nim. - A teraz ciii.. - wpiła się w jego gorące usta, chcąc w końcu zaspokoić swoje pragnienie..

Gdy otworzyła oczy na zegarku widniała już 7 rano. Była kompletnie naga, odziana jedynie przez skrawek satynowej pościeli, a obok niej leżał wydawałoby się śpiący piłkarz. Chciała zrobić jakieś śniadanie, a może uciec przed odpowiedzialnością, sama nie była w stanie określić swoich myśli. Powoli wysunęła się więc z pościeli i usiadła na skraju łóżka, chcąc zlokalizować swoje ubrania.
- I znów przede mną uciekasz. - aż podskoczyła na dźwięk głosu Cristiano.
- Nie, ja po prostu chciałam.. - zawahała się przez chwilę, by po chwili wystrzelić z entuzjazmem chorej psychicznie. - Bułki kupić!
- A nie wolisz na śniadanie pewnego przystojnego mężczyznę, który od dziś oficjalnie jest twoim chłopakiem? - uśmiechnął się zalotnie, delikatnie przesuwając swoją dłoń wzdłuż powierzchni jej uda.
- Nie, wolę, tylko masz pewnie jakiś trening i musisz zaraz iść i nie chcę ci przeszkadzać.. - mieszała się w zeznaniach, próbując uniknąć wzroku mężczyzny. 
- Nie mam treningu, bo jedziemy wieczorem na mecz towarzyski do Portugalii, który gramy jutro, mówiłem ci przecież. - zaśmiał się, przyciągając ją do siebie jednym szybkim ruchem. Spojrzał w jej zielone oczy, jakby chcąc wyczytać w nich to, czego tak bardzo pragnął. Ujrzał jednak strach, niepewność. A może się mylił? Nie, przecież znał ją tak dobrze..
- Cristiano, ja chyba powinnam..
- Powiedzieć, że to był przypływ emocji, a tak naprawdę nadal mieć mnie za beznadziejnego. - przerwał jej chłodnym tonem, który budził przerażenie w jej sercu. - Najlepiej będzie, jak sobie pójdziesz, mam dość twojego widoku. - dodał, odpychając jej ciało od siebie. Dał zrobić z siebie debila, znów.Chciał zostać sam, po prostu zapomnieć. Widząc, jak ubiera się w pośpiechu miał jednak łzy w oczach. Z całych sił starał się je zamaskować, lecz było to coraz trudniejsze. W duchu modlił się o cokolwiek, co mogłoby wyrwać go z tego koszmaru. Nagle jednak jego modlitwy zostały spełnione, lecz w sposób zupełnie odmienny do zamierzonego.
- Tato, daj mi jakieś pieniądze na żarcie! - usłyszał donośny głos syna, który po chwili znalazł się już w jego sypialni. Pukanie w słowniku młodego człowieka nie było częstym gościem. Nastolatek stanął w miejscu, mierząc wzrokiem swoich rodziców od góry do dołu. - To ja nie przeszkadzam, zasadniczo nawet nie jestem głodny.. - wypalił, szybko dochodząc do scenariusza, jaki musiał rozegrać się tutaj poprzedniej nocy.
- Tatoooo, a ten sok smakuje rzygami! - do sypialni wparował drugi z rodzeństwa młodych Aveiro. W ręku trzymał Kubusia, a na jego twarzy widniał ogromny uśmiech, który po szybkiej analizie sytuacji przerodził się w jeszcze większą radość. - To teraz będę miał więcej rodzeństwa do grania w piłkę? - spojrzał na Xaviera, już zacierając ręce z zadowolenia.
- Cicho, młody. - starszy brat szturchnął go lekko, dając do zrozumienia powagę sytuacji.
- A może w końcu opuśćcie to pomieszczenie?! - warknął Ronaldo, będąc coraz bardziej zdenerwowanym.
- A możesz nie drzeć się na nich? Nic takiego nie zrobili, są po prostu głodni. - natychmiast upomniała go blondynka.
- To pomieszczenie nie jest korytarzem, więc są tu jakieś zasady! - wrzasnął w jej kierunku, zupełnie ignorując chłopców. - Zresztą, dobra, mniejsza. Zaraz do was zejdę i razem zrobimy coś dobrego. - natychmiast przywołał się do porządku, wiedząc, że przecież jego dzieci nie są niczemu winne.
- Ja wam pomogę, ty odpocznij przed meczem. - znów odpowiedziała mu dziewczyna, zakładając szarą bluzę, a więc ostatni element jej ubioru. Chwyciła Juniora za rękę i wyszła razem z nim, zostawiając tym samym Xaviera. Ten ani myślał opuścić pomieszczenie bez wyjaśnień. Bez jakiejkolwiek zgody usiadł na krawędzi łóżka ojca, świdrując go swoim wzrokiem.
- Tato, ufam ci, pamiętaj o tym. - rzucił w końcu, by następnie zostawić kompletnie zdezorientowanego mężczyznę samego. Ten wciąż nie mógł określić swojego stanu. Kochał czy nienawidził? Co ta kobieta z nim zrobiła? Łzy znów poleciały z jego oczu, jakby miały chęć utopić go w morzu cierpienia.

***

Gdy mężczyzna zszedł do salonu zastał w nim jedynie dziewczynę. Chłopcy zapewne grali w ogrodzie, czemu miały dowodzić ich krzyki dobiegające właśnie z tego terenu. Szybko dostrzegł, że na podłodze leży stos walizek, a obok nich siedzi smutna blondynka. Zapewne go nie zauważyła, więc przez choć małą chwilę mógł zaobserwować coś, co z pewnością było w jej wykonaniu szczere. Nie był jednak w stanie wytrzymać tego widoku. Bez słowa zajął miejsce obok niej, swoją głowę położył na jej delikatnym ramieniu, jakby chcąc podarować jej choć odrobinę radości.
- Cristiano, nie powinieneś się pakować? - usłyszał z jej malinowych ust, które delikatnym drżeniem wyrażały jej niepokój.
- Już dawno temu to zrobiłem, więc jeśli chcesz się mnie pozbyć musisz wymyślić bardziej wykwintne kłamstwo. - mruknął pod nosem.
- Po prostu chcę zostać sama, zrozum mnie choć raz. - westchnęła cicho, chowając swoją bladą twarz w dłonie.
- Ja ciebie nie rozumiem? Ja? - prychnął śmiechem, wstając z miejsca. Wiedział, że musi wyjść z domu zanim wybuchnie do reszty. - Jeśli ktoś tu kogoś nie rozumie i ma wszystko w dupie to zdecydowanie nie jestem nim ja. - rzucił jeszcze, chwycił swój napój i skierował się w stronę drzwi, które po kilku sekundach wydały z siebie głośny dźwięk zatrzaskiwania.
Piłkarz stanął przy murze, biorąc łyk zimnego napoju izotonicznego. Oczami błądził dookoła swoich dwóch synów, którzy zaciekle toczyli mecz. Był to jeden z nielicznych momentów, w których czuł, że naprawdę los podarował mu wszystko, co potrzebował do stanu szczęścia. Potem niestety znów wracały myśli o pewnej pięknej istocie, a jego nastrój znów stawał się grobowy. Postanowił jednak choć dziś dobrze bawić się ze swoimi pociechami. Rzucił sok pod ścianę i pognał w ich kierunku z piłką do siatkówki w dłoniach.
- Więc może zmiana dyscypliny, co? - zaproponował z uśmiechem na ustach.
- Taak! - odparli zgodnie, jakby znali się co najmniej od kilku dobrych lat.

Do domu powrócili po dobrych dwóch godzinach meczu. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi, niesamowicie brudni i zmęczeni. Cristiano natychmiast pobiegł do lodówki, ignorując Shanti, która w wyciszeniu oglądała jakiś program sportowy na salonowej kanapie. Chłopcy z kolei udali się na piętro, by spakować resztę potrzebnych rzeczy przed wyjazdem do Portugalii. Piłkarz już miał zrobić to samo, niosąc w zębach kawał kurczaka, gdy nagle zatrzymały go słowa ukochanej.
- Nie możesz zagrać w tym meczu, musisz zostać w domu, tutaj. - wyszeptała, skrupulatnie unikając jego przenikliwego wzroku. Nie zareagował. Zacisnął mocno swoją pięść, idąc w wcześniej wyznaczonym sobie kierunku. - Cristiano, zrobiłam coś strasznego, nie możesz zagrać! - tym razem jej głos był o wiele bardziej stanowczy, wzbudzający strach i obawy.
- Shanti, o czym ty mówisz? - w końcu stanął w miejscu, nie mogąc zrozumieć niczego. Kobieta wskazała mu miejsce obok siebie, w ręku trzymając tajemniczą kopertę. Widział jej zdenerwowanie, lecz nadal nie wiedział kompletnie nic.
- Obiecasz mi coś? - zapytała jeszcze, nieśmiało spoglądając w jego brązowe tęczyówki. Mężczyzna skinął głową, dając wyraz swojej zgody. - Cristiano, pamiętaj, że cię kocham. Nigdy nie było i nie będzie w moim życiu kogoś ważniejszego od ciebie. - dokończyła cichym głosem, przekazując mu kopertę.
- Shanti, ja nic nie..
- Zrozumiesz mnie. Może nie teraz, ale kiedyś na pewno. - złożyła delikatny pocałunek na ustach piłkarza. Nie pozwoliła mu już na jakąkolwiek odpowiedź. Szybkim ruchem chwyciła płaszcz i wybiegła z domu. Nie chciała widzieć miny mężczyzny, czuć jego nienawiści, która pochłonęłaby całą radość z jego pięknych oczu. Wzięła czarne Lamborghini, które po krótkim rekonesansie uruchomiła z piskiem opon. Chciała po prostu znaleźć się daleko stąd, uciec od emocji.

______________

Rozdział miał być wczoraj, lecz Szekspir wzywał, więc jest dziś :D
Miłego xo

Ps : W najbliższej przyszłości chciałabym rozpocząć nowego bloga. Rozdziały pojawią się zapewne za jakiś czas, lecz już w tym tygodniu dodam prolog, a w tym momencie dostępni są bohaterowie w zakładce o tej właśnie nazwie. Mam nadzieję, że ta historia spodoba się Wam. Mimo, iż może wydać się podobna, będzie kompletnie zwariowana i bardziej pozytywna.
http://giveyouallofme.blogspot.com/

sobota, 22 marca 2014

Czternasty

Planowany powrót w okolicach 22:00 w wykonaniu dziewczyny wyglądał dość osobliwie. Na zegarku widniała 2:00, lecz jej nadal nie było w domu. Mężczyzna średnio co pół minuty zerkał w kierunku drzwi, lecz nadal widniała w nich jedynie przerażająca pustka. Pierwszą myślą w jego głowie było wybranie numeru alarmowego, lecz to posunięcie wykonał już szereg razy. Zostało mu tylko czekanie i pozytywne myślenie. Tylko czy w takich chwilach coś takiego, co zwiemy optymizmem ma jakikolwiek udowodniony sens? A może należało iść spać i nie przejmować się niczym? Chciał odpuścić setki razy. Szczerze pragnął zamienić jej życie w piekło pozbawione jakichkolwiek cieni radości. Ale dlaczego nadal spoglądał na drzwi, wyczekując jej pojawienia się? Nagle nieznany obiekt wyrywał go z świata myśli. Jego wierne psisko zaczęło ujadać, stawiając mężczyznę do pionu. Klucz w ogromnych drzwiach wydał z siebie charakterystyczny dźwięk, zwiastując nadejście gościa. Owym gościem okazała się osoba, której pojawienia się wyczekiwał. Jego złość sięgnęła zenitu, nerwowo kierując jego myślami i gestami.
- No któż nas zaszczycił! - wygłosił, teatralnie machając rękami w powietrzu. Ona jednak nie odpowiedziała nawet słowa. Zapaliła światło i po prostu przyjrzała mu się uważnie, wciąż stojąc w miejscu. Na jej twarzy malowała się obojętność. Powodowała ona nieprzyjemne dreszcze na skórze Portugalczyka, które jednak skrupulatnie wypierał z świadomości. - Shanti, wiesz która jest godzina? - zapytał już spokojniej, lecz nadal z wielkim żalem i pretensjami w głosie.
- Musiałam załatwić kilka spraw. - odparła cichym tonem, spuszczając głowę w geście pokory. - Po co na mnie czekałeś?
- Chciałem pogadać. - mruknął, chcąc podejść bliżej niej. Dziewczyna jednak szybko zrobiła krok w tył, chcąc uniknąć jego wzroku, dotyku, przyjemnego zapachu. Wszystkiego, co mogłoby ukazać jej największą słabość.
- Gadamy cały czas. - wypaliła bez namysłu, przechodząc obok niego. Usiadła na wielkiej kanapie, zakładając nogę na nogę. - Czego jeszcze chcesz ode mnie? - dodała, przypatrując mu się uważnie.
- Chcę jedynie prawdy. Prawdy, której zawsze mi odmawiasz. - warknął, zajmując miejsce na przeciw niej. Świdrował ją swoim wzrokiem, doprowadzając jej zmysły do skraju wytrzymałości. - Gdzie wtedy mieszkaliście? Jaki sobie poradziłaś? - wyrzucił z siebie tak bardzo powtarzane w myślach słowa.
- Jest późno, chcę spać. - wstała z miejsca, chcąc uciec z pomieszczenia jak najszybciej.
- Powiedz mi, jesteś mi to winna za to wszystko. - chwycił mocno jej dłoń, zmuszając ją do ponownego spoczynku na kanapie.
- Mieszkaliśmy gdzie popadnie. Ulica, domy znajomych, wszystko było lepsze niż życie z moimi rodzicami. Żeby przeżyć robiłam rzeczy, których będę żałować do końca życia, to chcesz usłyszeć?! - wydarła się na kompletnie zaszokowanego piłkarza.
- Czemu mi nie powiedziałaś?! - nie umiał pohamować złości. Nie czuł już nic więcej, kompletnie nic. - Przecież rzuciłbym to wszystko w cholerę, poszedł do jakiejś pracy! - uderzył pięścią w stolik, nie zważając nawet na ogromny ból, jaki był efektem tego posunięcia.
- Miałeś talent, nie mogłam ci tego zrobić. Ty mogłeś osiągnąć sukces, lepsze życie.. - mówiła drżącym głosem, nie umiejąc nawet spojrzeć w jego czekoladowe oczy. - Chciałam dać ci szansę na coś lepszego. - wyszeptała, oczekując z pokorą jego krzyków. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Mijały sekundy, minuty, a on nadal nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Jedynie schował twarz w dłonie, jakby chcąc odizolować się od tego świata. - Cristiano, powiedz mi coś.. - poprosiła nieśmiało, nie mogąc znieść tej cholernej ciszy. Ciszy, która była gorsza od największych obelg.
- Co mam powiedzieć? - pokręcił głową, śmiejąc się z niewiadomego nawet dla samego siebie powodu. - Jak bardzo cię nienawidzę? A może jak bardzo cię kocham? - przeniósł wzrok na jej twarz. - Mam już dość tego wszystkiego, chcę zostać sam. - obwieścił nagle, wstając z miejsca. Chwycił szybko sportową bluzę, którą założył na koszulkę z krótkim rękawem.
- Jest późno, co ty chcesz zrobić? - pytała cichym głosem, bacznie obserwując zmierzającego w kierunku wyjścia piłkarza.
- Chcę zrobić bardzo wiele, ale dziś jedynie idę do baru. Wrócę kiedyś tam. - odburknął, by następnie pozostawić po sobie jedynie głośny dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.

Minęła godzina. Niby było to jedynie 60 minut, lecz dla dziewczyny ten czas zdawał się przybierać formę nieskończoności. Leżała w swoim ogromnym łóżku, trzymając w ręku fiolkę z lekiem. W łóżku, które nadal miało zapach perfum mężczyzny. W myślach ciągle wracała do wydarzenia, które zmieniło tak wiele w ich reakcjach. Czuła się potworem, w końcu wykorzystała swojego najlepszego przyjaciela. No właśnie, lecz czy do końca tylko przyjaciela? W jej głowie ciągle krążyły słowa Iriny. Czy to możliwe, że kochała mężczyznę, który każdego dnia przysparzał jej tylu problemów? Czy można w ogóle kogoś kochać, choć naprawdę nawet go nie lubić? A może to tzw. przeznaczenie kieruje naszym sercem? Jeśli to okazałoby się prawdą miałaby chociaż do kogo wysłać list z zażaleniem na swój żywot. Blondynka znalazła pilot i postanowiła obejrzeć cokolwiek. Wiedziała, że myśli i tak nie pozwolą jej zasnąć. Wybrała pierwszy lepszy aktywny kanał i ujrzała na nim wywiad. Wywiad z samym diabłem. Czy to jeszcze zbieg okoliczności, a może już klątwa?
- Cristiano, co w tym momencie jest priorytetem w Twoim życiu? - pytała dziennikarka znanej stacji telewizyjnej. 
- W moim życiu zawsze priorytetem była rodzina. Pod tym względem nie zaszły żadne zmiany. Piłka jest nieodłącznym elementem tego, kim jestem, w końcu dała mi tak wiele, lecz rodzina jest zawsze na pierwszym miejscu. - odparł z szerokim uśmiechem na ustach.
- Masz małego synka, to na pewno wielka zmiana w Twoim życiu. No właśnie, jak to jest być ojcem?
- Wiesz, to najcudowniejsza rola na świecie. Kocham być ojcem, kocham codziennie widzieć uśmiech na twarzy mojego synka, to naprawdę fantastyczne. Czasami bywa ciężko, ale radość dziecka wynagrodzi wszystko.
- A Irina? Kiedy zamierzacie powiększyć swoją rodzinę?
- Razem podjęliśmy decyzję o zakończeniu naszego związku. Oczywiście rozstajemy się w pełnej zgodzie.
Shanti słysząc słowa mężczyzny jedynie prychnęła śmiechem. Fiolka w jej ręku zupełnie nie przypominała jej wspomnianej przez niego 'zgody'. Dziewczyna wciąż nie mogła zrozumieć skąd w Irinie tyle nienawiści, tyle jadu. Nie czuła w stosunku do kobiety jakichkolwiek przejawów miłosierdzia, lecz chciała chociaż znać prawdę. Z myśli jednak szybko wyrwało ją kolejne pytanie dziennikarki.
- Cristiano, ostatnio słyszymy dużo pogłosek na temat Twojego rzekomego transferu. Chcesz zmienić klub?
- Moim domem jest Madryt i tu chciałbym grać do końca mojego kontraktu, a może i kariery. Miałem kilka propozycji, lecz pieniądze to nie wszystko. Kocham ten klub i jestem dumny, że mogę go reprezentować.
- Ostatnio słyszeliśmy też plotki na temat Twojego konfliktu z klubem. Jak je ocenisz?
- Ja słyszałem plotki na temat lądowania obcych na Bałtyku, podobno mają zielone rogi i ogony. Co o tym sądzisz? - zapytał z przekąsem.
- No dobrze, więc na koniec 3 tzw. szybkie pytania od internautów. - odparła lekko speszona. - Ile chciałbyś mieć dzieci? Czy pamiętasz swojego pierwszego gola? Ulubiony film z produkcji ostatnich kilku lat?
- Na razie chcę się skupić na mojej dwójce. - roześmiał się wesoło. - Ale kocham dzieci, więc dużo. Jeszcze trójkę, a może więcej. - wyszczerzył dumnie swoje białe zęby. - Odnośnie gola, byłem wtedy zapewne bardzo młody, więc szczegółów nie pamiętam, ale zapewne cieszyłem się jak dureń. Tak, to musiało wyglądać komicznie. - znów się zaśmiał. - A film, hmm.. dobrze wspominam Anioły i Demony oraz nowego Bonda. Tak, lubię takie klimaty.
- Cristiano, dlaczego powiedziałeś, że masz dwójkę dzieci? - zapytała lekko zdezorientowana.
- Mam syna, którego poznałam niedawno, lecz chcę chronić tożsamość jego i jego matki, więc przepraszam, ale muszę już iść.
- No więc dziękuję za wywiad.
- Nie ma za co, miłego dnia.
Wciąż nie mogła przyswoić sobie słów mężczyzny. Nigdy nie podejrzewałaby go o taką otwartość, szczerość, o tak piękne słowa. W rezultacie telewizja zamiast pomóc jej ukoić nerwy sprawiła, że łzy znów wypełniały jej oczy. Jeszcze raz spojrzała na lek. Czy Cristiano zasłużył na taki los? A może nie jest aż taki straszny, a jego zachowanie to jedynie powłoka ochronna mająca chronić przed bólem? Wiedziała coraz mniej.

Dym wypalonych w hurtowych ilościach cygar roznosił się po sporym pomieszczeniu. Grała w nim głośna muzyka, a zgromadzeni gości skupieni byli na ruchach zgrabnych kobiet, które tańczyły na rurze. W rogu pomieszczenia siedziało dwóch mężczyzn. Różnili się jednak oni diametralnie. Jeden bawił się w najlepsze z piękną blondynką na swoich kolanach, a drugi z obojętnością analizował wygląd butelki whisky.
- Cristiano, może pójdziemy z paniami do hotelu? - mówił ten wesoły, wskazując na wianuszek kobiet dookoła nich. Kolega jednak nie odpowiedział. Jedynie odchylił głowę do tyłu, jakby chcąc przyjrzeć się detalom wymyślnego sufitu. - Ziemia do Cristiano! - ryknął pierwszy, popychając go z całej siły, czego efektem był jego upadek na zimne kafle. 
- Co?! Coś się stało?! - wypalił, rozglądając się nerwowo. - Pepe, daj mi w spokoju pomyśleć. - warknął, otrzepując swój bajecznie drogi strój z brudu.
- Kochanie, to jest klub nocny! - przypomniał mu kolega. - Tu przychodzi się po to, żeby nie myśleć.
- Kiedy ona traktuje mnie jak dziecko! - uniósł się, krzyżując ręce na piersi. - Mam już dość jej zachowania. Powinna mnie przeprosić i tak cudownie mnie dotykać.. - rozmarzył się, znów odrywając się od rzeczywistości.
- Stary, nie wiem kim jest ta dziewczyna, ale skończ o niej gadać, bo oboje skończymy w psychiatryku. - odparł mu naburmuszony do potęgi mężczyzna.
- To jest skomplikowane. - wzruszył ramionami, kładąc głowę na ramieniu pięknej blondynki, zapewne pracownicy klubu.
- Skomplikowane to jest równanie kwadratowe, ty po prostu nie chcesz zapomnieć! - wnioskował niczym wytrawny psycholog.
- Chcę zapomnieć! - zaprzeczył natychmiast. - Ona jest dla mnie nikim. - dodał już ciszej, jakby niepewnie.
- Nasz wielki Cristiano się zakochał, kur.. - stwierdził Kepler, ilustrując z niedowierzaniem twarz kolegi.
- Zakochał? Jakie zakochał? - prychnął śmiechem. Nie dopuszczał myśli o możliwości czucia czegokolwiek do osoby, która traktuje go jak psa. A może jego serce samo już wybrało? Nie, tego nie mógł zaakceptować. - Chodźmy do tego hotelu. - rzucił bez emocji, łapiąc delikatnie dłoń swojej blond towarzyszki.

Stała właśnie nad napojem mężczyzny. Napojem, który z pewnością miał zabrać na mecz. Lek, który jeszcze kilka sekund temu miała w dłoni mieszał się właśnie z zawartością butelki. Sądziła, że w swoim życiu przeżyła już wszystkie trudności, jakie tylko los mógł przygotować, lecz dzisiejszy dzień był czymś więcej. Jednym gestem pogrzebała wszystkie swoje szanse na przyszłość, zabiła teraźniejszość, do przeszłości znów dołożyła nowy bukiet błędów. Wiedziała jednak, że musiała go chronić. Nie spodziewała się zrozumienia, ale nie mogła pozwolić, by ktoś go skrzywdził. Lecz czy niszczeniem mu kariery sama tego nie zrobiła? Biła się z myślami. Wybrała jednak mniejsze zło, jak sama uważała. Schowała więc pustą fiolkę i już miała iść spać, gdy nagle usłyszała walenie do drzwi. Czyżby Cristiano? Otworzyła ostrożnie, lecz ujrzała kogoś diametralnie odmiennego.
- Wiedziałem, że tutaj cię znajdę. - parsknął śmiechem, mierząc ją wzrokiem. - Dobrze się bawisz z cudownym Ronaldo? - dodał, wymawiając nazwisko piłkarza z pogardą. Szybko rozpoznała, że dzisiejszego wieczoru musiał wypić pół barku.
- David, Cristiano nawet nie ma w domu. Jestem z synem, a ty jesteś pijany, idź sobie. - warknęła, próbując zatrzasnąć przed nim drzwi. On jednak bez jakiejkolwiek zgody wtargnął do środka. Widziała w jego oczach ten dziwny blask, powodujący dreszcze przerażenia na jej drobnym ciele. Podszedł do niej, ilustrując dokładnie każdy fragment jej ciała tępym wzrokiem.
- Jesteś niewdzięczna. - wybełkotał, delikatnie dotykając dłonią jej policzka.
- David, powinieneś sobie iść. Jesteś pod wpływem emocji. - zrobiła krok w tył, nie widząc czego ma się spodziewać. On jednak podążył za nią.
- Zamknij się! - wymierzył jej cios w policzek. Upadła. Upadła na zimną podłogę, czując ogromny ból, fizyczny jak i psychiczny.
- Wyjdź stąd! Natychmiast!- wrzasnęła, próbując powstrzymać łzy. Mężczyzna otrzepał marynarkę, patrząc na nią z góry. W jego wyrazie twarzy nie występowały jakiekolwiek wyrzuty sumienia, królowała duma.
- Z nami koniec. - rzucił na odchodne, z powagą opuszczając dom.

Smukła dziewczyna leżała przed jego obliczem, będąc gotową na każdy jego rozkaz. Była całkowicie naga, a jej ciało połyskiwało, zachęcając do grzesznych myśli. Mógł zrobić z nią wszystko, dosłownie wszystko, co tylko wpadłoby mu do głowy, lecz on jedynie siedział w fotelu, podziwiając jej ruchy na wielkim łóżku.
- Cristiano, chodź tu wreszcie. - prosiła, uśmiechając się figlarnie.
- Shanti ma mniejszy tyłek, ale on jest taki piękny.. - westchnął, znów zerkając na swój telefon.
- Zamawiasz najlepszą dziewczynę w mieście, a myślisz o jakiejś tam Shanti?! - oburzyła się właścicielka wielkich silikonów.
- Płacę więcej niż twoi klienci razem wzięci, więc nie powinno cię to interesować. - mruknął pod nosem, zmierzając w kierunku hotelowego okna. Oparł się o nie, próbując zakopać myśli gdzieś po środku pięknego, madryckiego krajobrazu.
- Jesteś strasznie dziwny. - stwierdziła, okrywając swoje zgrabne ciało kocem. - Ale jak już tu jesteśmy to może powiesz mi coś o tej Shanti? - zaproponowała, siadając po turecku.
- Prostytutka i do tego psycholog? Widzę rozszerzacie asortyment. - prychnął śmiechem, negując pomysł rozmowy. Nie potrzebował rad od nikogo. W końcu co oni mogli o nim wiedzieć?
- Tak, dziś oferta 2 in 1. - zaśmiała się, wskazując mu miejsce obok siebie. - No chodź, nie gryzę. - uśmiechnęła się przyjaźnie. Mężczyzna niechętnie zajął miejsce obok właścicielki atutów rodem wyrwanych z Kim Kardashian. Sam nie wiedział, co jest tego powodem. Może chęć zwierzenia się komukolwiek?
- Co chcesz wiedzieć? - odburknął, siląc się na obojętność.
- Wszystko. - zażądała zdecydowanie. Mężczyzna jej żądanie spełnił. Opowiadał wszystko, co czuł, co się wydarzyło, co chciał, by się wydarzyło. W końcu czuł, że ktoś go słuchać i co najważniejsze, nawet nie próbuje go oceniać. Z każdym wypowiedzianym słowem na jego twarzy pojawiał się jednak coraz większy smutek. Czym był on spowodowany? Zapewne bezradnością. Nie mógł zrobić nic, co przywróciłoby dawne czasy, a bynajmniej takie miał wrażenie.
- No to na tyle. - zakończył swój wywód po jakiś pięciu minutach. Spojrzał na twarz dziewczyny, jakby chcąc w niej zobaczyć podobny stan, w jakim sam przybywał. Ujrzał jednak jedynie salwy śmiechu.
- Niby bogaty i przystojny, a idiota jak każdy facet. - wypaliła, przywracając teatralnie swoim ogromnymi oczami.
- Wypraszam sobie. - warknął, w pośpiechu wstając z miejsca. - Wiedziałem, że mówienie ci o czymkolwiek to durny pomysł. - dodał, ubierając w pośpiechu kurtkę.
- Cristiano, nie bój się miłości, to cudowne uczucie. Chociaż raz w życiu schowaj dumę do kieszeni i powiedz jej prawdę. - usłyszał z jej ust. Nie odpowiedział jednak nic. Rzucił na stolik 5 tysięcy i opuścił pokój w milczeniu. Idąc ulicami niezwykle mroczego dziś miasta, wciąż nie mógł przyswoić sobie słów kobiety. Jak to kochał Shanti? On i miłość? Nie, ona nic o nim nie wie, nie może nic o nim wiedzieć. Nagle usłyszał dźwięk sms'a. Sięgnął do kieszeni, by następnie odczytać słowa osoby, która była zabójcą jego humoru.
"Cristiano, chciałam cię tylko przeprosić. Wiem, że nie chcesz mnie teraz widzieć, ale przepraszam za wszystko, co ci zrobiłam. Nie rób głupot, proszę.. "

Do domu powrócił nad ranem. W środku spodziewał się wszystkiego, lecz śpiącej na jego kanapie dziewczyny nie przewidział. Wschodzące słońce delikatnie oświetlało jej twarz, podkreślając bladość jej cery. Usiadł na skraju siedziska, chcąc przyjrzeć się jej uważniej. Wyglądała niczym anioł, a delikatny uśmiech na jej twarzy sprawiał, że serce mężczyzny również się radowało. Położył delikatnie dłoń na jej policzku, zbliżając usta do jej twarzy.
- Dzień dobry, mamy śliczny dzień, a obok ciebie siedzi cudowny mężczyzna. - wyszeptał, uśmiechając się wesoło.
- Cristiano? Gdzie byłeś? - odparła, ocierając zaspane oczy, które niemiłosiernie raziły promienie słońca. - Która jest godzina tak w ogóle?
- Jest godzina 6:00, w sam raz na śniadanie, spakowanie rzeczy i udanie się na samolot, by obejrzeć mój mecz. - zażartował, lecz po chwili cały uśmiech uciekł z jego umysłu. Dopiero teraz, gdy odwróciła głowę zauważył jej podbite oko. - Co to ma znaczyć? - zapytał stanowczym tonem, mocno zaciskając swoją pięść.
- To nic takiego, zwykły wypadek.. - wymyśliła na poczekaniu.
- Mający na imię David? - prychnął śmiechem, kręcąc głową na boki. - Ja go zabiję. - dodał, wstając z miejsca. - Zabiję skurwiela! - wrzasnął, spychając wazon, który stał na szafce na podłogę.
- Cristiano, nie musisz się o mnie martwić, przestań.. - mruknęła, widząc, jak mężczyzna zmierza w kierunku drzwi.
- Trzeba mi było o tym powiedzieć 20 kilka lat temu. - trzasnął drzwiami, kompletnie ignorując jej zdanie. Emocje znów wygrały z rozsądkiem. Czyżby jednak kochał?

______________

Rozdział moim zdaniem w miarę dobry, choć zadowolona nadal nie jestem (czyli jest po staremu ) xd
Bla, bla, bla.. kibicujcie Królewskim w jutrzejszym meczu, niech wygrają dla naszego cudownego Jese, jak planowali <3
I miłego czytania ;**

wtorek, 18 marca 2014

Trzynasty

Świt zawitał w zastraszająco szybkim tempie. Rzucił swoje promienie na obolałą twarz mężczyzny. Ten jednak zupełnie nie cieszył się ze słonecznego dnia. Przetarł oczy, próbując przypomnieć sobie choć fragment wczorajszego dnia. Pamięć jednak odmawiała współpracy, a zmysły krążyły jedynie wokół okropnego bólu. Piłkarz jakimś cudem zdołał zwlec się z łóżka, lecz bolały go nawet włosy. Powędrował do łazienki, gdzie uświadomił sobie, jak fatalnie wygląda. Tłuste i to wcale nie od nadmiaru żelu włosy, podkrążone oczy, wielka rana nad lewą powieką, to wszystko tworzyło obraz wraku człowieka. Nie był w stanie określić nawet w jaki sposób krwista rana pojawiła się na jego twarzy, nie mówiąc nawet o tym, w jaki sposób znalazł się w łóżku. Postanowił jednak o tym nie myśleć. Założył na głowę futrzaną czapkę, by nikt nie ujrzał jego fatalnej fryzury i udał się po coś do zjedzenia. W lodówce zastał jedynie karton mleka i stary ser. Nie był to posiłek jego marzeń, jednak nie miał większego wyboru. Chwycił wszystko, lecz momentalnie całe jedzenie wypadło mu z rąk. Spoglądał na postać przed swoimi oczami niczym głupek roku, nie mogąc ułożyć nawet jednego zdania.
- Nadal lubisz świeże bułeczki i dżem wiśniowy? - zapytała swoim anielskim głosem, stawiając na blacie torbę wypełnioną zakupami. - Kupiłam też sok pomarańczowy i jakieś tabletki. Powinny ci pomóc doprowadzić się do pożądku, zanim zacznie się trening. - uśmiechnęła się promiennie, usadzając kompletnie zaszokowanego piłkarza przy blacie.
- Czy ty coś brałaś? - wypalił, wciąż nie mogąc nic zrozumieć. Świdrował jej twarz swoimi czekoladowymi oczami, niczym wytrawny policjant.
- Cristiano, nie narzekaj, tylko otwieraj usta i próbuj. - zaśmiała się, podsuwając mu pod nos talerz wypełniony różnego rodzaju pieczywem.
- Shan, na pewno wszystko jest w porządku? - zaniepokoił się. - Zachowujesz się zupełnie, jak nie ty. - dodał pod nosem, obserwując swoje śniadanie.
- Pijaczyno, nie narzekaj, tylko jedz szybko, bo za godzinę masz trening, a musisz się jeszcze umyć i zakopać w ogrodzie tą okropną czapkę, by nikt jej nie znalazł. - usiadła na przeciw niego, ukazując rządek swoich białych zębów.
- Zadziwiasz mnie. - stwierdził nieśmiało, by następnie rozpocząć konsumpcję śniadania.
- Po prostu chcę coś dla ciebie zrobić. Czy to naprawdę aż taka nieprawdopodobna historia? - udała obrażoną, nalewając mężczyźnie świeżego soczku.
- Możesz mi wymasować plecy. Od tej kanapy mam poważne problemy z ich zdrowiem. - zażartował, przeżuwając zbożową bułkę.
- Cristiano.. - mruknęła pod nosem, stając za nim. Położyła dłonie na jego plecach, delikatnie przesuwając je wzdłuż ich powierzchni. - Wiesz, rozmawiałam dziś z facetem, który miał robić remont i do końca tygodnia wszystko będzie gotowe. - poinformowała cichym głosem, kontynuując masaż. Włożyła dłonie pod jego koszulę, by dokładnie poczuć ciepło jego cudownie zbudowanego ciała. - I tak myślałam.. do czasu zakończenia prac możesz spać ze mną. Łóżko jest spore, a my jesteśmy dorośli.. - zbliżyła twarz do jego szyi, wdychając cudowny zapach jego męskich perfum.
- Shanti, coś się stało, prawda? - bardziej stwierdził niż zapytał, smutno zwieszając głowę. Chwycił delikatnie jej dłoń, czekając na prawdę. Jednak dziewczyna postanowiła znów go zaszokować. Usiadła na jego kolanach, oplatając rękami jego kark.
- Kochanie, jesteś po prostu nieznośny. - mruknęła, marszcząc czoło. - Chcę tylko uczynić cię szczęśliwym. - dodała szeptem, zbliżając usta do jego ciepłych warg. Całowała je z wielką czułością, jakby chcąc wyrzucić z umysłu mężczyzny wszystkie protesty. Ten szybko spełnił prośbę. Posadził ją na blacie, pieszcząc swoimi silnymi dłońmi jej seksowne uda. Po chwili jej koszulka leżała już obok stanika na zimnej posadzce. Portugalczyk skupił wszystkie swoje myśli na piersiach, które całował z dużą starannością, dbając, by każdy ich fragment otrzymał identyczną ilość czułości. Wszystkie zmysły dwójki krążyły dookoła ogromnego podniecenia, które opętało ich umysły. Dziewczyna szybko odnalazła drogę do jego rozporka, lecz zamiast spodziewanej akceptacji mężczyzna zrobił krok w tył.
- A co z tym twoim Francuzem? - wyrzucił z siebie, wciąż skupiając wzrok na jej nagich piersiach.
- Cristiano, a widzisz go gdzieś tutaj? - zapytała z przekąsem, przyciągając go do siebie. Spojrzała w jego czekoladowe oczy przepełnione iskierkami namiętności. - Teraz liczysz się jedynie ty i twoje potrzeby. - uśmiechnęła się zniewalająco, mówiąc te słowa wprost do jego ust.
- Moje potrzeby? - zaśmiał się łobuzersko, odtwarzając w myślach swoje wszystkie fantazje na temat dziewczyny. - Cieszę się, że w końcu przestałaś udawać, że mnie nie pragniesz. - stwierdził z zadowoleniem, obejmując dłońmi jej talię. Wciąż patrzył w jej piersi, nie mogąc nasycić się ich widokiem.
- Cichutko już. - położyła palec na jego ustach, prowadząc mężczyznę do krytego basenu, który posiadali na własność. Z każdym krokiem na jej delikatnym ciele pozostawało coraz mniej odzieży. Gdy dotarli do ogromnego pomieszczenia miała już na sobie jedynie cienkie stringi. Powoli zanurzyła się w przejrzystej toni, czując przy sobie gorące ciało mężczyzny. Ciało, którego tak bardzo pożądała. Ciało, które jednym ruchem przyparło ją do ściany basenu, usuwając powoli ostani element jej garderoby. Jego dłonie znalazły miejsce na jej policzkach, których dotykały z niezwykłą delikatnością.
- Już zawsze będziesz moja. - wyszeptał czułym głosem, łącząc ich ciała w jedność. Nie pozwolił jej na żadne odpowiedzi, myśli, na cokolwiek. W końcu miał ją jedynie na wyłączność. Całował jej malinowe usta, wciąż pogrążając się w morzu rozkoszy, czuł jej dłonie na swoim torsie. Wszystko, co robiła doprowadzało go do obłędu. Świat przestał istnieć dla ich obu. Byli w swoim wyimaginowanym świecie.

Był pierwszym widokiem, jaki po przebudzeniu ujrzały jej zielone oczy. Uśmiechał się nieznacznie, odgarniając delikatnie kosmyk jej miękkich włosów, który zasłaniał jej piękną twarz. Widział w jej uśmiechu wszystko. Wszystko, co dawało mu szczęście. Zbliżył swoje wargi do jej ust, chcąc znów zanurzyć się w ich słodkim smaku. Spotkał się jednak z niechęcią. Dziewczyna zwróciła głowę w przeciwnym kierunku, napełniając jego serce strachem.
- Myślałem, że ci się podobało.. - zaczął cichym głosem, próbując chwycić jej dłoń. Ona jednak oddaliła się od niego, wzrok topiąc w suficie.
- Więc nie myśl tyle, nie wychodzi ci to. - mruknęła, siadając na krawędzi łóżka. W pośpiechu zaczęła ubierać rzeczy, które leżały na podłodze.
- Co przepraszam? - wciąż nie mógł zrozumieć. - Przestań tak mówić. Sama w to nie wierzysz.. - dodał szeptem, obserwując jak wiąże w zgrabny kucyk swoje długie włosy.
- To ty przestań wyobrażać sobie, że jesteś królem świata. - prychnęła śmiechem, spoglądając na niego z góry. - Prawda jest taka, że jesteś fatalny i zawsze będziesz. - stwierdziła, zachowując kamienny wyraz twarzy. Wyraz twarzy, który go przerażał. Zabrała swoje rzeczy i zniknęła z pomieszczenia. Zostawiła po sobie jedynie wielki ból w sercu mężczyzny. Nie był w stanie pozbierać myśli. Nie był nawet w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa. Powinien nienawidzić, lecz nie potrafił. Czuł jedynie ogromny smutek, który niczym zakaźny wirus wypełniał każdy fragment jego świadomości.
Gdy zaszedł do salonu jej już nie było. Zostawiła kartkę, mówiącą o jej spodziewanym powrocie w okolicach 22:00. Szybko doszedł do wnioski, że zapewne zaplanowała cudowny dzień w ramionach Francuza. Nienawidził mężczyzny z całego serca. Bez wahania zanurzyłby nóż w jego fałszywym sercu. Zamiast broni chwycił jednak telefon.
- Dzień dobry, Cristiano. - odebrała przyjaźnie nastawiona kobieta. - Czy coś się stało? - szybko przeszła do konkretów.
- Chciałbym odzyskać prawa rodzicielskie do syna. Długo to potrwa? - zapytał bez zbędnych ceregieli.
- Jeśli porozumiesz się z jego matką może pójść dość szybko. - odparła po chwili namysłu.
- Nie da się jej jakoś obejść? - westchnął cicho. - Nie chcę, żeby młody miał kontakt z jej partnerem. - dodał, zaciskając mocno swoją pięść.
- Wtedy opieka społeczna będzie musiała wystawić opinię i będziemy musieli zaangażować sąd..
- Przygotuj pozew. Chcę, żeby miała prawa, ale on ma zostać ze mną. - wyłączył telefon, próbując wydobyć z głębi swojej duszy choć mały uśmiech. Nie był jednak z siebie dumny. Opadł na salonową kanapę, chowając twarz w dłonie. Chciał tylko, by świat okazał się głupim żartem. Ten jednak znów postawił go przed kolejnym wyzwaniem. Usłyszał dźwięk klucza w drzwiach wejściowych. Szybko wyłonili się z nich jego synowie. Ich potargane włosy i wory pod oczami jasno wskazywały, że marzą jedynie o łóżku.
- Cześć, Cristiano! - rzucił starszy, odbierając kurs o nazwie lodówka. Młodszy za to usiadł obok ojca, wesoło szczerząc się w jego kierunku.
- Widzieliśmy cię w telewizorze. - obwieścił natychmiast.
- Cholera, cicho bądź! - przerwał mu nastolatek, idąc w ich kierunku z niezłym zapasem jedzenia.
- Xavi, w tym domu zasadniczo nie przeklinamy.. - wtrącił ich ojciec, nie kryjąc jednak obojętności.
- Będę pamiętał na przyszłość. - mruknął pod nosem, zabierając się za konsumpcję śniadania. Jednak zdążył wziąć do ust zaledwie kawałek, a Junior już zaczął swoją opowieść.
- Bo tam mówili, że jakiś ktoś mówił, że chodzi plotka, że mówią o tobie, że..
- Młody za dużo atrakcji miał w nocy, nie słuchaj go! - przerwał mu brat, zasłaniając chłopcu usta dłonią.
- Xavi, co mówili? - warknął piłkarz, chcąc w końcu dowiedzieć się prawdy.
- Że w domu na porządku dziennym jest regularna orgia i mają na to taśmy. - westchnął, opuszczając smutno głowę.
- Kur**.. - podsumował obiekt plotek, ocierając mokrą od potu twarz. Teraz z całą pewnością mógł powiedzieć, że był to jeden z najgorszych dni w jego życiu.
- Fajne, co nie?! - roześmiał się młody Cristiano.
- Podobno w tym domu nie przeklinamy. - nie omieszkał zauważyć Xavier, miażdżąc ojca wzrokiem.
- Czasami w życiu człowieka są takie chwile, że naprawdę zasady schodzą na plan dalszy. - mruknął pod nosem, krzyżując ręce na piersi. - I synku, uwierz mi, że to nic fajnego. - dodał w stronę Juniora. - Pójdziesz do swojego pokoju? - poprosił, chcąc mieć czas na zebranie myśli.
- Nie pójdę! - odparł czteroletek, wojowniczo opierając ręce na biodrach.
- Młody, a może jednak? - brat posłał mu wymowną minę.
- No dobra, pójdę. - westchnął, zbierając się na górę. - Ale nie jestem dzieckiem już! - dołączył plik pretensji, dreptając smutno po drewnianych schodach. Po chwili zniknął na dobre, zostawiając starszych Aveiro samych. Spoglądali na siebie bez słów, próbując znaleźć odpowiednie słowa. Każdy miał w głowie miliony sprzecznych myśli, lecz tylko jeden miał odwagę zrobić cokolwiek.
- Cristiano, a gdzie jest mama? - zapytał nieśmiało, siadając blisko ojca. - Ona na pewno by ci jakoś pomogła..
- Nie potrzebuję od niej niczego. - warknął, chowając dłonie do kieszeni. - A wróci wieczorem, miała plany. - prychnął śmiechem. Już na samą myśl o niej i Francuzie miał mdłości.
- Jest z Davidem, tak? - nastolatek trafił w sendo sprawy, wypowiadając imię ojczyma wręcz z odrazą. - Też uważam, że to dupek, nie jesteś sam. - dodał pod nosem.
- Czemu tak go nie lubisz? - zaciekawił się natychmiast. - Myślałem, że jest dla ciebie jak ojciec.. - wyjaśnił cichym głosem.
- On zawsze widział we mnie przeszkodę. Mama powinna być z tobą, a nie z takim pajacem. - stwierdził z powagą, obserwując twarz mężczyzny. Zobaczył na niej uśmiech. Krótkotrwały i delikatny, ale na pewno szczery.
- Ale wybrała jego. - szybko posmutniał, szpachlując wzrokiem dywan pod swoimi stopami. Nie wierzył już w happy end. Trudno było mu wierzyć w cokolwiek. - Xavi, może pojedziemy gdzieś razem? Mamy w końcu cały dzień. - zaproponował, próbując zmienić temat. Chciał choć na chwile zapomnieć o otaczającym go świecie, cieszyć się obecnością swoich synów.
- Może weźmiemy Juniora do zoo? - wypalił bez namysłu, nawet nie próbując ukryć radości, która opanowała jego umysł. - Z tobą na pewno pozwolą mam wejść do zwierząt i nakarmić lwa! - rozmarzył się, obserwując przerażoną minę ojca.
- Lwa? - powtórzył, głośno przełykając ślinę.
- Tato, będzie cudownie, zobaczysz! - krzyknął nastolatek, będąc już w połowie drogi do pokoju przedszkolaka.

Godzinę później cała trójka z zaciekawieniem przechadzała się alejami miejskiego zoo. Dookoła roztaczało się morze ludności, które otaczało ich z każdej możliwej strony, próbując być jak najbliżej swojego idola. Trójka jednak starała się cieszyć rodzinnymi chwilami. Dzięki niskiej moralności obsługi otrzymali pozwolenie na odwiedzenie jednego zwierzęcia. Miły staruszek kazał wybrać je chłopom, a Cristiano już wiedział, że będzie to przerażające doświadczenie. Nigdy nie przepadał za zwierzętami, nie licząc psów i kotów. W sumie napełniały one go niezrozumiałym dla innych lękiem. Dlatego też wolał zachować bezpieczny dystans, a nie spoglądać w oczy drapieżnika.
- Tato, kupi mi takiego!! - darła się jego najmłodsza pociecha, gładząc dłonią ogromnego pytona.
- Jest boski! - wtórowała mu druga.
- Czemu nie mogliście wybrać sobie muzeum?! - rzucił z wyrzutem, odsuwając się najdalej, jak to tylko możliwe. Wciąż miał wrażenie, że ogromny gad upatruje w nim swój obiad.
- Tato, taki zwierzak na pewno rozbudziłby naszą fascynację światem biologii i mikroorganizmów. - wygłosił Xavier, z zachwytem oglądając węża o imieniu Pluto.
- 'Tato'? - zdziwił się Junior, spoglądając na nich swoim dużymi oczkami.
- Junior, ja się pomyliłem. Tylko tylko zwykła pomyłka.. - nastolatek próbował odwołać swoje słowa. Piłkarz jednak podszedł bliżej i po prostu przytulił każdego z osobna. Mocno i szczerze, jakby chcąc pokazać im, że jego miłość w stosunku do nich jest najważniejsza.
- Chłopcy, jesteście rodzeństwem. - powiedział cichym głosem, oczekując ze strachem ich reakcji. Ona jednak była zupełnie inna niż się spodziewał. Junior chwycił dłoń mężczyzny, posyłając mu swój cudowny uśmiech. Uśmiech, który był dla niego cenniejszy niż miliardy dolarów, niż wszystko.
- Czyli teraz będziemy już razem mieszkali razem? - zapytał z nadzieją w swoim cieniutkim głosiku. - Bo fajnie mieć takiego brata. - dodał, szczerząc się w stronę Xaviera.
- Młody, ja się nigdzie nie wybieram, spokojnie. - poczochrał włosy braciszka, śmiejąc się wesoło.
- Dobra, idziemy stąd? Niedaleko są pyszne lody. - zaproponował ich ojciec, próbując nie rozczulić się do reszty. Gdy patrzył na swoich synów było to bardzo trudne. Łzy wzruszenia same atakowały jego oczy, jak gdyby żyły własnym życiem.
- Tylko pożegnamy się z Pluto. - odparli zgodnie, idąc do swojego nowego przyjaciela. Przytulili go mocno, nie szczędząc zwierzęciu słów miłości.
Jedynie piłkarz stał z boku, wciąż bojąc się ogromnego gada.
- Cieszcie się tym widokiem, bo staruszek niedługo zostanie uśpiony. - wtrącił pracownik zoo, odbierając od dzieci metrowego zwierzaka. Wsadził go do małej klatki, w której biedaczysko ledwo się mieściło.
- Po moim trupie! - wykrzyczał Junior, wojowniczo zaciskając swoje małe pięści. - Mordercy! - uderzył starszego faceta prosto w krocze, nie zważając na możliwe konsekwencje. Widząc jednak złość na twarzy nieznajomego natychmiast schował się za plecami ojca.
- Przepraszam Pana, to tylko dziecko, on nie wie, co robi.. - zawodnik Realu próbował usprawiedliwić swoją pociechę, wciąż nie mogąc uwierzyć w jego zachowanie.
- Za co niby go przepraszasz?! Wstrętny, bezduszny dziad! - swoje 3 gorsze wtrącił Xavier.
- Chłopaki, macie przeprosić! - wrzasnął, próbując przywołać synów do pionu.
- Ile chcecie za tego węża? - nastolatek ani myślał odpuścić. - Nie pozwolimy go uśmiercić, prawda tatusiu? - spojrzał na Cristiano, próbując przekonać go smutkiem, jaki wyrażać miała jego mina zbitego psa.
- To nie jest sklep zoologiczny dla rozpieszczonych bogaczy. Proszę opuścić nasze zoo! - staruszek wskazał trójce wejście, nawet nie ukrywając wściekłości.
- Chłopaki, chodźcie.. - mruknął piłkarz, ruszając we wskazanym kierunku. Gdy zauważył, że synowie wciąż nie ruszyli z miejsca powtórzył rozkaz, ale tym razem o wiele bardziej zdecydowanie. - Wychodzimy! - wrzasnął, chwytając mocno ich dłonie. Ci podarowali mu spojrzenie pełne złości, lecz mimo wszystko posłuchali. Nie odzywali się do niego całą drogę do auta, nawet nie spojrzeli w jego kierunku. Cristiano znów został tym najgorszym, ale czy słusznie? Może był fatalny we wszystkim? Nie był w stanie stwierdzić tego jednoznacznie, lecz właśnie takie miał teraz uczucie. Każde zawiste spojrzenie synów powodowało w jego sercu niewyobrażalny ból. Chciał go odogonić, ale ten zawsze wygrywał.
- Masz krew na rękach. - usłyszał z ust Xaviera. Teraz już wiedział na pewno. Wiedział, że dziewczyna miała rację, był fatalny.

Pot wolnym strumieniem spływał po jej bladym czole. Nigdy nie czuła się tak fatalnie, lecz była pewna swojej decyzji. Musiała ją podjąć dla dobra wszystkich. Stała na starym moście, spoglądając na rzekę, która spokojnym tempem przepływała pod jej stopami. Wydawała jej się taka mistyczna, taka piękna. Po prostu płynęła swoim biegiem, nie musząc martwić się niczym. Była zupełnym przeciwieństwem jej samej. Odwróciła się od wody, chcąc przeszukać wzrokiem okolicę. Dostrzegła osobę, której pojawienia oczekiwała. Jak zwykle perfekcyjna Rosjanka oparła się o barierkę, podziwiając piękno natury. W ręku miała kolejną kopertę. Kopertę, która mroziła krew w żyłach blondynki.
- Nienawidzi mnie tak, jak chciałaś. - Shanti zaczęła cichym głosem. - Teraz w końcu zostawisz nas w spokoju? - zapytała, naiwnie licząc, że bezwzględna kobieta w końcu odpuści. Ta jednak szybko wybuchła śmiechem.
- Ty go kochasz. - wywnioskowała, kiwając głową na boki. - To takie urocze, zaraz będę płakać. - dodała z przekąsem, mierząc ją wzrokiem pełnym pogardy.
- Miałaś odpuścić! - krzyknęła, próbując powstrzymać się od łez. Wszystko, co zrobiła okazało się pójść na marne. Przykre słowa w kierunku Cristiano, jego smutek, który tak bardzo ją ranił. Wszystko nie miało już żadnej wartości.
- Ale zmieniłam zdanie. - przewróciła oczami, wyciągając z koperty małą ampułkę z nieznaną zawartością. - Podasz mu to, a jakby ci się jednak uruchomiły wyrzuty sumienia pamiętaj, że mam wszystko, by móc go zniszczyć. - wręczyła dziewczynie lek, wydymając z zadowoleniem swoje usta.
- Co to jest? - blondynka wciąż nie mogła zrozumieć planu modelki. Spoglądała na nią z przerażeniem, chcąc jedynie móc obudzić się z tego koszmaru.
- Środek zwany efedryną*, choć ja wolę go nazywać pożegnaniem z karierą piłkarzyka. - odparła z uśmiechem. Uśmiechem i ogromną dumą na ustach. - I zrobisz to, bo inaczej świat zobaczy takie widoki. - przedstawiła jej dwa zdjęcia. Na pierwszym był Cristiano, a z nim kobieta. Była prawie naga, siedziała na jego kolanach, całowała jego usta. Jednak drugie było o wiele gorsze. Skrywało widok, który potrafił zmrozić krew w żyłach. Widok, którego wyjście na światło dzienne mogło mieć niewyobrażalne konsekwencje.

_____________

* Efedryna - substancja uważana za doping.

Poprzedni rozdział był całkiem dobry, lecz ten to prawdziwa trzynastka. Zmieniany, poprawiany.. w efekcie widać, co zostało.
Za ten grzech bardzo przepraszam, proszę o wybaczenie i pokutę.
No i do następnego <3
XOOO

środa, 12 marca 2014

Dwunasty

Działanie alkoholu w istocie rzeczy to tłumienie czynności nerwowej, polegające na spowolnieniu przekaźnictwa neurohormonalnego. Właśnie dlatego u osób, które zdecydują się na wypicie tak popularnego środka pojawia się uczucie rozluźnienia, lekkości, euforii. Jednak alkohol jedynie tłumi emocje, nie rozwiązuje problemów. Niektórzy sięgają po niego, widząc w nim panaceum na wszystkie swoje lęki, lecz szybko zaliczają spotkanie z smutnym, realnym światem. Choć w przypadku napastnika Królewskich to spotkanie nastąpiło w sposób dość nieoczekiwany i nad wyraz szybki.
- Ku*wa, kto tu nastawiał tych szafek? - wybełkotał ostatkiem sił, pocierając ranne żebra. Leżał na zimnej podłodze, nie mając siły na wykonanie najmniejszego ruchu. Przed oczami miał jedynie rozmazany obraz, który wydawał się dużą, kolorową plamą. Alkohol zdecydowanie przejął jego umysł, niczym terrorysta niszcząc każdy jego fragment. Nagle jednak zaczął działać w sposób niestandardowy. Mężczyzna ujrzał w drzwiach postać, którą przecież tak dobrze znał. Tym razem jednak wyglądała całkowicie inaczej. Była smutna, pokryta czarnym tuszem, który spływał po jej twarzy razem z potokiem łez. Podniósł się na łokciach, jakby chcąc dojrzeć każdy szczegół. Wciąż nie mógł zrozumieć dlaczego widzi akurat tą postać. Przecież umiał o niej nie myśleć, umiał żyć swoim życiem. Więc dlaczego umysł stworzył przed nim właśnie tą zjawę? Resztkami sił przyczołgał się bliżej niej, jakby chcąc się upewnić, że na pewno jest jedynie dziwnym wyobrażeniem jego chorej psychiki. Zanim jednak zdążył dotknąć choćby mały fragment jej ciała, usłyszał jej delikatny głos.
- Cristiano, co ty z siebie zrobiłeś? - westchnęła, spoglądając na kompletnie pijanego mężczyznę. Wydawała się przy tym tak bardzo nierealna, tak bardzo piękna. Niczym anioł stróż, biały wysłannik niebios stała nad nim ze swoim grymasem na twarzy. On jednak nie miał odwagi, by powiedzieć jej choćby słowo. Jedynie spuścił wzrok, chcąc zapaść się pod powierzchnię ziemi. - Przecież nigdy nie piłeś, gardziłeś każdym, kto sięga po alkohol. Cristiano, co się z tobą stało przez te lata? - kontynuowała, siadając obok niego, na twardej i zimnej podłodze. Położyła jego głowę na swoich kolanach, gładząc delikatnie jego wyjątkowo pozbawione żelu włosy. Było mu tak przyjemnie, tak bezpiecznie.
- Widać zmieniłem się. - odburknął, jakby chcąc urwać ten temat. Zamknął swoje czekoladowe oczy, odpływając pod wpływem jej ciepłych dłoni. Chciał, by trwało to wiecznie, by świat okazał się jedynie złym snem. 
- Cristiano, powiedz mi prawdę, dlaczego to zrobiłeś? - nie dawała za wygraną. Wzięła jego twarz w dłonie, zmuszając go do spojrzenia w swoje zielone oczy. Ujrzał w nich smutek, po prostu smutek, który niczym zakaźny wirus wkradł się do jego serca.
- Nie chcesz znać prawdy. - odparł słabym głosem, chwytając delikatnie jej dłoń. Zbliżył ją do swojego serca, które waliło niczym oszalałe. - Gdzie jest ten twój Francuz? Czemu z nim nie jesteś? - zapytał z wyrzutem.
- Został w hotelu. - przyznała, odwracając wzrok, jakby chciała coś ukryć.
- Shan, błagam cię, Shan.. - położył dłoń na jej zimnym policzku, by zmusić ją do zbliżenia się do swojej twarzy. - Nie ufaj temu człowiekowi, on nie jest tak krystaliczny, jak ci się wydaje. - wyszeptał wprost do jej ust. Chciał znów poczuć ich słodki smak, który tak bardzo go uszczęśliwiał. Dotknął swoimi wargami jej gorących ust, lecz dziewczyna momentalnie odwróciła głowę, niczym anioł śmierci wysysając z niego całą energię.
- Cris, kochany.. - otarła jego mokre od potu czoło swoją delikatną dłonią. - To nie ma racji bytu. - stwierdziła cichym głosem. Tak cichym, jakby sama próbowała odrzucić od siebie racjonalność swoich słów.
- Byłem przy tobie praktycznie od urodzenia, a nie dałaś mi nigdy nawet malutkiej szansy. Nigdy nie zauważyłaś, że ten debil, który chodzi za tobą krok w krok jest po prostu zakochany? - wyrzucił z siebie, próbując powstrzymać się od łez, do których zmuszało go poczucie beznadziejności. - Nie, ty zawsze miałaś tego debila za zwykłego przyjaciela, niegodnego twojego serca. - odpowiedział sam sobie, próbując podnieść się z ziemi. Próba jednak szybko zakończyła się upadkiem, przy uprzednim strąceniu renesansowego wazonu.
- To nie jest prawda, dobrze o tym wiesz! - zaprzeczyła zdecydowanie. - Nigdy nie byłeś dla mnie tylko przyjacielem. - uklękła obok niego, próbując powstrzymać krew, która wolnym strumieniem ociekała po jego rannej twarzy. - Powinieneś się położyć, Cris. - westchnęła cicho. Chciała pomóc mężczyźnie wstać, lecz ten jedynie odetchnął ją na bok, a sam skierował wzrok w przeciwnym kierunku.
- Jednak nigdy nie byłem też tak dobry, by być kimś więcej. - wywnioskował, sięgając ostatkiem sił po butelkę wódki, obok której szczęśliwym trafem wylądował. Chciał zatopić w niej smutki, resztki świadomości, wszystko.
- Jesteś kompletnie nietrzeźwy, zachowajmy tą rozmowę na późniejszy czas. - poprosiła, kładąc dłoń na butelce alkoholu. - Już ci wystarczy, oddaj to. - dodała z troską, która tak bardzo denerwowała Portugalczyka.
- Widać musiałem się napić, żeby zrozumieć kilka rzeczy. - prychnął śmiechem, próbując otworzyć pożądany przedmiot. Alkohol i złość zdecydowanie mu tego nie ułatwiały.
- Albo, żeby zgłupieć do reszty. - mruknęła, wyrywając mu przedmiot. Był zbyt słaby, by protestować. Jedynie spojrzał na nią tym swoim wzrokiem. Wzrokiem pełnym pretensji. Po chwili jednak podniósł się na łokciach i położył swoją dłoń na jej udach,
- Shan.. - zaczął szeptem. - Kochaj się ze mną, on nie musi wiedzieć o niczym. - dokończył, przykładają głowę do jej brzucha. Nie chciał patrzeć w jej oczy, chyba nawet nie umiał. Chciał jedynie mieć choć kawałek jej miłości, choć mały fragmencik.
- Twoje słowa są jedynie skutkiem ubocznym etanolu, masz Irinę, Cristiano..
- To tylko głupi seks, co ci zależy? - przerwał jej, mówiąc słowa, które były kompletnym zaprzeczeniem jego uczuć. Spojrzał w jej zdziwione oczy, jakby próbując swoim kamiennym wyrazem twarzy potwierdzić prawdziwość swoich kłamstw.
- Nie chcę być powodem, dla którego twoje życie zmieniłoby się w jakąś nieudolną farsę. - usłyszał z jej ust.
- Więc bądź powodem, dzięki któremu moje życie nabrałoby barw. - odpowiedział bez namysłu, chcąc zbliżyć się do jej twarzy. Sił jednak wciąż mu brakowało. Jedynie musnął dłonią jej zimny policzek, jakby próbując przeprosić za swoje istnienie.
- Jeśli on by się dowiedział.. - zawahała się przez chwilę. - Cristiano, ty go nie znasz. - w jej oczach łatwo było odczytać strach. Strach, który powodował u mężczyzny jedynie wściekłość.
- Nawet nie chciałbym go poznawać. - wycedził przez zęby. - Shanti, czy on kiedykolwiek zrobił coś..
- Nie. - przerwała mu natychmiast. - Nigdy nie zrobił nic, co byłoby złe. - wyjaśniła stanowczym tonem. Piłkarz poczuł jeszcze większą wściekłość, widziała to. Zbliżyła się do jego ust, próbując przekupić go jednym, tak bardzo pożądanym przez niego gestem. Pocałowała go delikatnie, z każdym ruchem przemieniając czułość w coraz bardziej namiętną. Smak jego ust rozbudził miliony uczuć, które tak skrycie chowała na dnie swojego serca. Chciała wciąż więcej, bardziej. Wiedziała jednak, że to skończyłoby się czymś, do czego nie mogła dopuścić. Odsunęła się od niego, widząc na jego twarzy jedynie zaskoczenie.
- On ma twoje serce, ma wszystko. Skarbie, podaruj mi choć tyle. Nie będziesz żałowała, obiecuję.. - błagał, próbując chwycić jej dłoń. Ona jednak szybko wstała z ziemi, chcąc zachować jak największy dystans.
- Cristiano, nawet nie wiesz, jak wiele mnie należy tylko do ciebie. - powiedziała szeptem, oddalając się od niego coraz bardziej.
- Shan, nie zostawiaj mnie.. - rozpaczał, próbując zatrzymać ją tutaj - przy sobie. Nie miał siły nawet by wstać, lecz jego myśli biegły w kierunku drzwi. Drzwi, które właśnie otworzyła. Biegły w stronę jej uśmiechu, który podarowała mu zanim zniknęła.
- Moje myśli zawsze są przy tobie, kochany. - usłyszał z jej ust, lecz odpowiedzieć już nie zdołał. Dziewczyna zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Tak, jakby to wszystko było jedynie nierealnym wyobrażeniem, spowodowanym przez procentowy trunek. A może rzeczywiście tak było? Nie był w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ułożył głowę na miękkim dywanie, czując, jak łzy płyną wzdłuż jego twarzy.

Zgrabna blondynka szła ulicami mokrego Madrytu. Mokrego tak samo, jak jej policzek i chaotycznego, jak jej serce. Szła i myślała nad wszystkim, co dziś miało miejsce. Wciąż była w kompletnej rozsypce, gdy myślała o swoim przyjacielu z dzieciństwa. Nie była w stanie stwierdzić, co takiego w sobie miał, co takiego sprawiało, że podejmowała tak głupie decyzje. W końcu znalazła się w przyjemnym parku. Nie znała jego nazwy, lecz czuła, że musiał być bardzo stary. Usiadła na ławeczce, słuchając przyjemnego szumu wiekowych drzew. Choć na chwilę na jej twarzy zagościł uśmiech. Zawsze uwielbiała takie miejsca. Mogła w nich zapomnieć o całym świecie, odpłynąć w świat fantazji. Jednak nagle obok niej pojawiła się nieznana postać. Jakby nigdy nic usiadła obok dziewczyny, chowając swoje dłonie w obszernym płaszczu. Portugalka była pewna, że nie zna kobiety, lecz ta zachowywała się, jakby wiedziała o niej wszystko. Bił od niej dziwny chłód, który wywoływał dreszcze na drobnym ciele młodej matki.
- W końcu się spotykamy. - zaczęła z obcym akcentem, patrząc przed siebie.
- A mogę zapytać czemu zawdzięczam tą przyjemność? - prychnęła śmiechem, krzyżując ręce na piersi.
- Wiesz, co w moim kraju robią z takimi małymi zdzirami, jak ty? - zapytała z przekąsem, wydymając swoje olbrzymie ust z gracją ryby rozdymki.  - Nie wiesz, bo giną w tak szybki sposób, że nikt nie zaprząta sobie umysłu pamięcią o nich. - dokończyła, świdrując twarz blondynki swoimi ogromnymi oczami.
- A wiesz, co w moim kraju mówią do takich, jak ty? - pozdrowiła ją środkowym palcem, wstając z miejsca. Nie miała najmniejszej ochoty przebywać z dziwną nieznajomą. Ta jednak szybko chwyciła jej dłoń, próbując zatrzymać dziewczynę w miejscu. Dopiero wtedy Portugalka miała możliwość lepszego przyjrzenia się tajemniczej postaci. W jej głowie szybko zaświeciło się jedno imię. Imię, którym gardziła z całego serca.
- Jeszcze się na nim przejedziesz, zobaczysz. - wygłosiła posiadaczka wielkich ust, tryskając pewnością siebie, niczym wyrocznia egipska.
- To teraz mnie posłuchaj, bo mam dla ciebie dwie super rady. - uśmiechnęła się złośliwie, jednym szybkim ruchem uwalniając się z uścisku kobiety. - Po pierwsze, jednak stosuj więcej makijażu, bo wyglądasz szkaradnie. A po drugie, uważaj, bo to on się przejedzie, ale po tobie w sądzie. - warknęła, odchodząc w kierunku, z którego przyszła.
- Pozdrów Xaviego! - krzyknęła Rosjanka, śmiejąc się szelmowsko. Te słowa podziałały na blondynkę, jak płachta na byka. Zatrzymała się w miejscu, próbując wyprzeć z myśli chęć wyrzucenia modelki do pobliskiej rzeki. Kobieta jednak nie zamierzała jej tego ułatwić. Stanęła obok niej, wyjmując z kieszeni kopertę. - Jeśli nie zostawisz Cristiano w spokoju te wszystkie zdjęcia trafią do prasy. A my przecież tego bardzo nie chcemy, prawda? - zakipła, wręczając blondynce stos fotografii. - W końcu kochany Cristianek mógłby stracić reputację, karierę.. wszystko. - roześmiała się, poprawiając swój olbrzymi płaszcz.
- Jeśli myślisz, że możesz nas szantażować to mylisz się, ruska szelmo! - wrzasnęła, zaciskając mocno swoją pięść.
- Nie myślę, że mogę to robić. Kochana, ja to właśnie zrobiłam. - odparła ze stoickim spokojem. - Hmm, no to ate logo*? Tak, ate logo, Shanti. - dorzuciła, odchodząc z dumną miną.
Blondynka wciąż nie mogła uwierzyć w tupet modelki. Usiadła na swojej ławce, otwierając ostrożnie kopertę. Wypadły z niej dziesiątki zdjęć, każde gorsze od poprzedniego. Był ma nich Cristiano z różnymi kobietami w dość intymnych sytuacjach. Łzy same wypełniły oczy dziewczyny. Nie mogła uwierzyć w zachowanie przyjaciela. To zdecydowanie nie był ten Cristiano, jakiego znała. Jednak jeszcze większą złość powodowało w niej zachowanie Rosjanki. Wiedziała już, że to wyrachowana i podła kreatura. 
- Jeszcze wbiję ci widelec w ten rosyjski, fałszywy pysk. - przysięgła sama sobie, zgniatając jedno ze zdjęć. 

Po przystąpieniu progu pokoju hotelowego, dziewczynę powitał zapach francuskich rogalików i świeżych kwiatów. Szybko dostrzegła swojego narzeczonego, który z uśmiechem spoczywał na skórzanej kanapie. Podszedł do niej rozpromieniony, jak nigdy i uściskał ją mocno. Poczuła jego perfumy - męskie i intensywne. Kiedyś przyprawiały ją o zawał serca, lecz teraz w jej sercu królowała jedynie obojętność.
- Kochanie, gdzieś byłaś? - odebrał od niej cienutki płaszcz. - Xavier jest u jakiegoś wujka. Wiem, bo wysłał ci sms'a, więc nie kłam. - dodał, natychmiast zmieniając wyraz twarzy na coraz bardziej ponury.
- Czytasz moje sms'y? Kto ci na to pozwolił? - warknęła, odsuwając się od niego. Podeszła do okna, jakby chcąc ukoić zmysły widokiem cudownego parku, jaki rozciągał się na przeciw budynku.
- Jesteśmy prawie małżeństwem, nie powinno cię to w ogóle dziwić. - stwierdził, obejmując ją od tyłu w tali. Ułożył głowę na jej ramieniu, składając delikatny pocałunek na jej bladej szyi.
- Ach, czyli teraz to ma się opierać na inwigilacji? - prychnęła śmiechem, patrząc w daleki punkt na horyzoncie. - Sądziłam, że związek to jednak coś diametralnie odmiennego. - dokończyła ze smutkiem.
- Shanti, ufam ci, ale ten zasrany piłkarzyna..
- Mówisz o moim przyjacielu i ojcu mojego syna, więc uważniej dobieraj słowa. - ostrzegła, odsuwając się od coraz bardziej wściekłego Francuza.
- Czyli teraz będziesz go bronić? - mruknął pod nosem, kiwając głową na boki. - Takim ludziom nie warto ufać. - ogłosił po chwili.
- Odezwał się święty! - prychnęła śmiechem, chwytając z kanapy swój płaszcz. Ubrała go w pośpiechu, choć jak najszybciej znaleźć się w neutralnym miejscu. Zanim jednak dotarła do drzwi, poczuła dłoń mężczyzny, która trzymała mocno jej nadgarstek.
- Shanti, nie wywlekaj przeszłości. Te napady to głupie, dziecinne zabawy, przecież ci tłumaczyłem! - wrzasnął, dając upust swoim emocjom.
- 4 napady na bank to kryminał, a nie zabawa. Gdyby nie to, że wsypałeś przyjaciół siedziałbyś razem z nim!
- Jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało. - stwierdził z ironicznym uśmiechem, patrząc prosto w jej zielone oczy.
- Ale widać zaczęło mi przeszkadzać. - wyrwała mu się szybkim ruchem, by następnie ze spokojem poprawić rękaw płaszcza, który dzięki mężczyźnie był kompletnie pogięty. - Xavier jest synem Cristiano i radzę ci się do tego przyzwyczaić. - dodała, naciskając złotą klamkę. - Wrócę późno, nie czekaj na mnie. - rzuciła z obojętnością, zatrzaskując za sobą drzwi.

__________________

* ate logo - do zobaczenia w języku portugalskim. 

Straszny David, straszna Irina.. cóż z tego wyniknie? :D
Jednocześnie chcę zaznaczyć, że Irina Shayk jest jedną z osób, które od zawsze darzyłam dużym szacunkiem, a jej zachowanie w moim opowiadaniu nie ma nic wspólnego z moimi poglądami o niej. To czysta fikcja, zero złośliwości.
Miłego czytania xo