piątek, 25 kwietnia 2014

Dwudziesty

Piękna istota płci żeńskiej leżała pośród sterty różnorakich ubrań. Wiosenne porządki nakazywały staranne przejrzenie zawartości szafy, pozbycie się już dawno niemodnych ubrań. Zadanie to jednak okazało się o wiele trudniejszym wysiłkiem strategicznym, niż mogło się wydawać. Zwłaszcza z powodu pewnego osobnika, który z wielkim zaangażowaniem udzielał się jako pomocnik. W teorii wizja szybszego zakończenia zadania i pozyskania więcej czasu na czułości była oczywiście kusząca, lecz zazwyczaj teoria mija się z praktyką, jak nastąpiło właśnie teraz.
- Czemu nie masz nic od choćby Armaniego? Przecież też sieciowe szmaty to zbrodnia przeciw modzie. - wygłosił, przebierając minę skrzywdzonego dziecka.
- Zapewne dlatego, że mnie nie stać. - prychnęła wiele znaczącym śmiechem.
- Nie wiem czy wiesz, ale jestem milionerem. - posłał ukochanej wymowne spojrzenie, siadając na krawędzi jej łóżka. - Aniołku, może pojedziemy razem na zakupy? Przy okazji kupimy coś dla chłopców. Rosną i ciągle się brudzą, potrzebują nowych rzeczy. - zaproponował po chwili, łapiąc delikatnie jej dłoń.
- Ale Cristiano, to są twoje pieniądze, nie moje. Nie jestem z tobą dlatego, że masz ileś tam zer na koncie. - odparła cichym głosem, wpatrując się w jego smutne spojrzenie.
- Jesteśmy razem, kochamy się i mamy syna. Czy naprawdę tak wielkim poniżeniem będzie dla ciebie, jeśli będę cię utrzymywał? - zapytał z nieukrywanym żalem w głosie.
- Wiesz, że nie o to chodzi. - zmarszczyła brwi. - Chciałabym coś robić, cokolwiek. I uprzedzając twoje kolejne pytanie, praca modelki jest bardzo przyjemna i można na tym zarobić, ale to nie dla mnie.
- Boże, czemu ty musisz być tak cholernie uparta? - westchnął nieznacznie, kładąc się obok ukochanej. Oparł swoją głowę o jej ramię, przymykając delikatnie swe powieki. - Dobrze, więc jakie jest twoje wymarzone zajęcie?
- Zawsze chciałam zostać płatnym mordercą. - zaśmiała się cicho, gładząc miękkie włosy ukochanego. 
- Mnie już zabiłaś swym urokiem. - posłał jej swój najurokliwszy uśmiech, jakim tylko dysponował. - A może jakaś własna firma? - wymyślił natychmiast, z uwagą oczekując na ocenę swego pomysłu.
- Kiedyś chciałam pracować w policji. Może kilka treningów i dostałabym się. - przyznała nieśmiało, już przeczuwając reakcję ukochanego. Jej instynkt i tym razem poniósł sukces. Mężczyzna podniósł się z materacu, by móc dogłębnie prześwietlić jej oczy.
- Jeśli sądzisz, że kiedykolwiek zgodzę się na coś takiego to wyprowadzę cię z błędu, nie ma mowy i koniec rozmowy. - wygłosił naburmuszony Portugalczyk.
- Niby dlaczego? Nie jestem dzieckiem, mogę decydować o sobie. Poza tym sam cały dzień marudzisz mi o konieczności spełniania swoich marzeń pomimo przeciwności losu. - skrzyżowała ręce na piersi, dając wyraz swemu rozgoryczeniu.
- Ale to nie to samo! - uniósł się, w pośpiechu ubierając pierwszą lepszą bluzę. - Zresztą, wychodzę. - mruknął, idąc w kierunku drzwi.
- Niby gdzie?
- Sobie wydedukuj, Sherlocku. - prychnął śmiechem, z hukiem opuszczając ich wspólną sypialnię.

Nie był w stanie wyobrazić sobie ukochanej w tak niebezpiecznym miejscu. Ba, był wręcz przerażony na samą myśl o obcowaniu tak kruchej istoty z potężnymi i agresywnymi ludźmi. Przecież mogła zginąć, pozostawić go samego. A on, przecież on nie dałby sobie rady sam. Stracił swe ukochane dziecko przez własną głupotę, teraz miałby stracić jeszcze miłość swego życia? Nie, zdecydowanie nie mógł dopuścić do takiego rozwoju sytuacji. Musiał zrobić wszystko, byleby tylko wyrzucić takie plany z jej umysłu. Do tego jednak potrzebował spokoju. Teraz, gdy był w amoku mógłby powiedzieć zbyt dużo, a to tylko pogorszyłoby sytuację. Postanowił wziąć Juniora ma spacer do parku. Był on blisko, więc nie musiał obawiać się złowrogich paparazzich. Ubrał swojego małego synka w odpowiednie na tak ciepły dzień ubrania i już miał skierować się w stronę oazy spokoju. Przeszkodził mu jednak głos drugiego syna, który niczym torpeda wpakował się do wnętrza domostwa. Rzucił plecak pod ścianę i natychmiast przeszedł do ataku.
- Tato, co byś dał pięknej dziewczynie, która jest sporo starsza, ale bardzo cię się podoba i chciałbyś z nią być? - rzucił zdyszany nastolatek.
- Krem przeciwzmarszczkowy. - wzruszył ramionami, nawet zbytnio nie analizując słów syna. Cóż, miał swoje własne zmartwienia, których nie umiał rozwiązać. Nie powinien dawać rad komukolwiek, nie nadawał się na psychologa.
- Ale ona nie ma zmarszczek. - odparł zdziwiony chłopak. - Jest taka piękna i ma takie jasne, długie włosy. Jest po prostu cudowna, ale ma 14 lat i zapewne weźmie mnie za dzieciaka, choć w sumie to nie tak wielka różnica i..
- Xavi, czekaj.. co ty chcesz mi powiedzieć? - w końcu spadł na ziemię.
- Xavi się zakochał, Xavi się zakochał! - wyśpiewał roześmiany Junior.
- Cicho, kapciu, bo w nocy przyjdzie potwór i cię zje na deser. - mruknął naburmuszony dwunastolatek w stronę swego brata.
- Nie mów tak do niego, jesteście rodzeństwem i macie dbać o siebie nawzajem. - wzorowy ojciec natychmiast wystosował w jego kierunku upomnienie. - A tej dziewczynie kup kwiaty i zaproś ją w jakieś naprawdę fajne miejsce, które chciałaby zobaczyć. - dodał już ciszej.
- To wieczorem będzie na kolacji. Dzięki tato, jesteś cudowny. - rzucił, będąc już w połowie schodów na piętro. Musiał wyglądać fenomenalnie dla obiektu swoich westchnień, a miał przecież jedynie 5 godzin.

Spacer po parku okazał się pomysłem idealnym. Szum drzew, uspokajająca woń kwiatów, kolory wiosny, to wszystko sprawiało, że uśmiech sam wkradał się w dotąd smutne spojrzenie mężczyzny. Junior także był szczęśliwy. Miał okazję pobyć na placu zabaw, poznać nowych przyjaciół. Jedynie czułe spojrzenia matek owych dzieci nieco psuły piłkarzowi ten idealny obrazek. Czas biegł niestety nieubłaganie. Nibo rozpoczęło nabierać barw nocy, a powietrze drażniło swym zimnem skórę ludzi. Logicznym było, że mężczyzna chciał uniknąć przeziębienia swego synka. Nakazał mu pożegnać się ze znajomymi, a następnie delikatnie chwycił dłoń malca, prowadząc go w stronę domostwa. Dotarli bardzo szybko. Swe nakrycia złożyli na kanapie, a ich umysły natychmiast pognały w stronę kuchni. Tam zastali rozemocjonowanego Xaviera.
- Tato, ona tu będzie za pół godziny, a mi suflet opadł! - wypalił natychmiast, rozpoczynając swe lamenty.
- A nie wystarczą wam paluszki i coca cola? - mruknął pod nosem, wybierając z chłodziarki butelkę wody.
- Nie? - zapytał z ironią w swym głosie. - Tato, to najpiękniejsza dziewczyna na świecie i ona musi być zachwycona, bo przecież..
- Dobra, nie wtrącam się nawet. - uniósł ręce do góry, sygnalizując poddanie się. Był pewien, że nie zdoła przemówić do rozsądku zauroczonego nastolatka, więc postanowił pójść do swojej ukochanej. Juniora zostawił ze starszym bratem, a sam szybkim krokiem pognał na piętro. Dziewczynę zastał w tym samym miejscu, w którym ją pozostawił. Jej mina także nie uległa poprawie. Choć w sumie czego mógł się spodziewać? W życiu cuda są jedynie legendą.
- Shantuś, nadal jesteś na mnie zła? - zaczął cichym głosem, siadając na krawędzi łóżka. W myślach natychmiast skarcił się za bezsensowność swoich słów, w końcu doskonale znał odpowiedź. Czasu nie mógł już jednak cofnąć, lawina ruszyła.
- Nie, jestem zachwycona twoim średniowiecznym tokiem myślenia. Moim jedynym marzeniem od zawsze było siedzenie w domu i pranie twoich brudnych skarpetet. Wybacz mi, że śmiałam okazywać protesty, ale zapewne wizja tak cudownej przyszłości przeraziła mnie, gdyż nie jestem jej godna. - prychnęła śmiechem, unikając wzroku mężczyzny. Był on ostatnim, czego teraz potrzebowała.
- Czyli jesteś wściekła. - westchnął nieznacznie. - Shantuś, to naprawdę nie jest do końca tak, jak wygląda. Praca w policji to wielkie niebezpieczeństwo, nie wytrzymałbym codziennego strachu o twój powrót do domu. Musisz mnie rozumieć, chcę tylko twojego dobra. - mówił z wielką czułością w głosie, delikatnie głaszcząc jej dłoń. W końcu nie wytrzymał. Przesunął się do pleców ukochanej, rękę kładąc na jej płaskim brzuchu. Była tak ciepła, tak cudownie kusiła go swym zapachem. Pragnął jedynie całować jej idealne ciało, móc zamknąć je na kluczyk i nie pozwolić dotykać nikomu.
- Czemu nie możesz mi po prostu zaufać? - zapytała z nieukrywanym wyrzutem. - Chcę być detektywem. Będę oglądać jedynie zdechłe koty i wystawiać mandaty, a nie ścigać kartele narkotykowe.
- Już raz cię straciłem, nie chcę stracić cię ponownie. - odparł prawie szeptem. - Możesz to interpretować jak chcesz, ale ty nie możesz mi tego zrobić. Musisz być przy mnie, błagam. - dokończył niemalże ze łzami w oczach. Wyczuła to natychmiast. Chwyciła jego twarz w swe blade dłonie, złożyła namiętny pocałunek na jego gorących wargach.
- Cristiano, jestem przy tobie, przecież wiesz o tym. - uformowała usta w delikatny uśmiech.
- I jesteś głupia, że jesteś właśnie ze mną. Powinnaś już dawno temu zabrać rzeczy i znaleźć sobie porządnego faceta. - wymamrotał pod nosem.
- A to ty nie jesteś porządny? - zaśmiała się cicho, spoglądając w jego czekoladowe tęczówki. Były tak smutne, lecz nadal piękne.
- Jestem taki sam jak mój ojciec, a może i jeszcze gorszy. - rzucił, podrywając się ze swego miejsca. - Xavier zaprosił jakąś przyjaciółkę, mamy zejść na kolację i ją poznać. - zmienił temat, ocierając wilgotną twarz.
- Dobrze, zaraz będę gotowa. - odparła cicho, znów wypełniając swe serce strachem i nieukrywanym smutkiem. Bała się o ukochanego, o jego zachowanie. Co działo się w głowie tego mężczyzny? Dlaczego dotąd pewny siebie i radosny człowiek zmienił się aż tak bardzo? A może to dopiero początek góry lodowej? Może należało pomóc mu za wszelką cenę, wysłać do psychologa? Nie umiała zebrać myśli, lecz kochała. Kochała go tak bardzo, najmocniej na świecie. Nie mogła pozwolić mu, by zrobił jakąś głupotę, musiała go chronić.

W salonie pojawiła się jako ostatnia. Nie miała najmniejszej ochoty na jakiekolwiek uroczystości, lecz nie mogła zawieść syna. Cristiano razem z chłopcami siedział już przy stole, dokładnie ilustrując każdy milimetr twarzy młodej przyjaciółki Xaviera. Tego wieczoru piękna blondynka miała na sobie czarną bokserkę i dość wyraźny makijaż. Nie dało ukryć się jednego, nie wyglądała na swoje lata. Ktoś, kto widział ją po raz pierwszy spokojnie mógł przypisać jej łatkę siedemnastolatki. Shanti szybko doszła do podobnego wniosku, lecz w jej sercu zamiast podziwu czy obojętności Cristiano, który beznamiętnie grzebał w talerzu, pojawiła się nieufność. Cóż, była typową matką.
- Od urodzenia mieszkasz w Madrycie? - przerwała ciszę, przebierając wyraz twarzy wytrawnego oficera służb śledczych.
- Nie, moi rodzice pochodzą z Finlandii. Przeprowadziliśmy się tu niecałe dwa miesiące temu i muszę przyznać, że Madryt to cudowne miejsce. - odparła bez najmniejszego stresu, przywdziewając promienisty uśmiech.
- A kim są twoi rodzice? - swoje trzy gorsze dorzucił sam Cristiano, choć wciąż wydawał się zainteresowany jedynie rzeźbieniem w stercie kartofli.
- Mama ma własny biznes, a tata jest artystą i tworzy bardzo cenione rzeźby. - wytłumaczyła ze stoickim spokojem.
- O, to kiedyś musi poznać Cristiano. Podejrzewam, że znaleźliby wiele wspólnych tematów. - mruknęła, wyrywając mężczyźnie widelec, a zarazem niszcząc jego dokładnie dopieszczoną replikę piramidy, jaką zdołał stworzyć tego wieczora. Natychmiast otrzymała od mężczyzny wrogie spojrzenie, opatrzone wiele mówiącym schowaniem dłoni do kieszeni.
- A może porozmawiamy o czymś pozytywnym? - wtrącił, czujący, że atmosfera zaraz eksploduje, Xavier.
- Tak, porozmawiajmy. - przytaknął mu ojciec. Postarał się nawet o delikatny uśmiech, co bez wątpienia było wielkim gestem z jego strony.
- Albo może my pójdziemy na górę i pozwiedzamy, a wy zawołacie nas, gdy dojdzie deser. - rzucił po chwili namysłu, niemalże tryskając dumą, z powodu znalezienia wyjścia z tak wydawałoby się beznadziejnej sytuacji. Chwycił dłoń dziewczyny i zniknął rodzicom z pola widzenia. Zostali sami. Nawet Junior wymyślił sobie jakieś zajęcie, byleby tylko uciec od stołu. Teraz mogli w spokoju spojrzeć w swe oczy, które ukrywały iskierki smutku.
- Cristiano, pocałuj mnie, proszę. - wyszeptała, siadając na jego kolanach. Ręce zarzuciła na jego kark, a swe usta zbliżyła do jego emanującej ciepłem twarzy.
- Czemu nie jesteś już na mnie zła? - nie ukrywał zdziwienia. Jego dłonie znalazły swe miejsce na tali dziewczyny, mocno przyciągając ciało pięknej Portugalii do swego oblicza. Pragnął mieć ją najbliżej, jak tylko było to możliwe. Złość? Minęła w ułamku sekundy, a może nigdy nie istniała. Działała na niego niczym trucizna, mieszkając w głowie i sprawiając, że sam nie był w stanie określić tego, co poczyni za dziesięć sekund.
- Nie chcę być na ciebie zła. Chcę mieć cudownego męża, który codziennie będzie budził się obok mnie nagi z tym swoim cudownym ciałem i zniewalającym uśmiechem. - wyrzuciła z siebie, delikatnie drażniąc ustami jego szyję.
- Czy mam to traktować jako oświadczyny? - pokiwał głową, śmiejąc się wręcz sarkastycznie. - Czemu musisz tak bardzo komplikować moje życie? Powinnaś dać mi się zabić. Nie będę twoim mężem, nie nadaję się do tego. - dokończył już prawie szeptem, jakby chcąc ukryć swe emocje.
- Dać ci się zabić? Cristiano, ty naprawdę potrzebujesz pomocy specjalisty, nie możesz ciągle udawać, że wszystko jest dobrze i..
- I wszystko niszczyć? - końcówkę dopowiedział już sobie sam. - Shantuś, bardzo chciałbym być twoim mężem, lepszym człowiekiem, ojcem, ale nigdy nie będę i żaden specjalista mnie nie zmieni. - oparł głowę o jej gorące ramię. Po jego policzkach znów leciały łzy. Był zdziwiony, że po tylu przykrych wydarzeniach wciąż je posiada.
- Nie możesz choć raz mi zaufać? Pójdziemy tam razem. Chociaż spróbuj, Cristiano.. - wciąż prosiła, mocno przyciskając dłoń mężczyzny do swego serca.
- Ale pod jedynym warunkiem, dobrze? - zaproponował w końcu, chcąc sprawić ukochanej choć odrobinę radości. Robił to dla niej, nie dla siebie. On sam nie liczył się ze swoim życiem, lecz ona, ona była najcenniejszym skarbem w jego sercu.
- Cristiano, cokolwiek tylko chcesz. To ci pomoże, zobaczysz.
- Urodzisz mi dziecko. - spojrzał w jej piękne tęczówki, z niepokojem oczekując na jej słowa, od których prawdopodobnie ważyło się wszystko.

_____________________

Dzień dobry! Jest to mój 20 rozdział ( swoją drogą przepraszam za niego, jest czystym horrorem ) , więc zebrało mi się na wspomnienia, bla bla bla..
Opowiadanie to bez wątpienia jest moim najpopularniejszym, co jest dla mnie czymś niesamowitym. Pamiętam, że gdy zaczynałam niespełna rok temu przygodę z pisaniem nie liczyłam na choćby 2 tyś wyświetleń, nie mówiąc nawet o komentarzach. Wiem, że nie jest to poziom mistrzowski i zmieniłabym naprawdę wiele, ale Wasze komentarze są cudowne i zawsze, gdy je czytam mam poczucie, że może jednak nie jest z tym moim pisaniem tak tragicznie. Tak więc korzystając z okazji.. dziękuję za wszystko. <3

czwartek, 17 kwietnia 2014

Dziewiętnasty

Przejechała palcem wzdłuż powierzeni jego opalonego toru. Był taki przystojny, pociągający, a do tego należał wyłącznie do niej. Leżeli prawie nadzy, odziani jedynie przez niekompletne części bielizny, myśląc o otaczającym ich świecie. Ich jedynym pragnieniem było pozostanie w tym błogostanie na wieki, lecz wchodzące słońce uświadamiało ich o nieuchronności losu. Spojrzeli w swoje intensywne oczy, chcąc ujrzeć w nich pakiet pomocy, który pozwoli przeżyć codzienne obowiązki z choć małym optymizmem. Ujrzeli go bardzo wyraźnie. Znów byli szczęśliwi jak za dawnych lat. Choć na chwilę zniknęły zmartwienia, strach o to, co przyniesie bezlitosne jutro. Cieszyli się swoim zapachem, smakiem swoich czułych ust, szczęściem, które dał im może nie do końca taki zły los.
- Aniołku, może pojedziesz ze mną na trening? Chłopcy będą w szkole, nie chcę żebyś siedziała sama i się nudziła. - ciszę przerwał delikatny głos mężczyzny.
- Ale co miałabym tam robić? - zapytała cichym tonem, wtapiając wzrok w widok za oknem. Był on taki mistyczny, a zarazem dziwnie bliski jej sercu. Uspokajał zmysły, dawał dawkę nowej energii do działania. - Cristiano, pewnie wszyscy byliby tylko źli, że tam jestem. Nie chcę robić ci problemów. - na chwilę oderwała oczy od ukochanego blasku, by móc pocałować usta swojego ukochanego. Smakowały za każdym razem inaczej, wręcz przeczyły prawom logiki. Jednak zawsze były tak przyjemne, tak czułe. Można było oszaleć na ich punkcie.
- Wszyscy byliby szczęśliwi, w końcu to prawie moja rodzina. - ułożył wargi w smutną minę, powodując śmiech na twarzy blondynki. Był taki uroczy go to robił, uroczy aż do bólu.
- I tak mnie nie przekonasz, nawet nie próbuj! - zastrzegła natychmiast, szybkim ruchem podnosząc się z powierzchni łóżka i siadając na nim okrakiem. - Muszę dzisiaj kupić kilka nowych rzeczy, a potem Xavier wraca z nowej szkoły i oczywistoście jako wzorowa mama przepytam go z wszystkiego, by wieczorem z czystym sumieniem udać się na wywiadówkę. - wyszczerzyła dumnie swoje bialutkie zęby.
- Wywiadówka? - prychnął śmiechem na sam dźwięk tego słowa. - Byłem raz u Juniora w szkole i do końca życia mam dość. Stare lampucery siedzą i wznoszą swe lamenty na nowym kamerdynerem.
- Oj, przesadzasz, kochanie. - upomniała go, gładząc dłońmi jego gorący tors. Schodziła coraz niżej, co wywoływało jeszcze większy uśmiech na twarzy jej ukochanego. Było mu tak przyjemnie. Zamknął swe czekoladowe oczy, odpływając w rejs rozkoszy.
- A może wrócę wcześniej i pójdziemy razem? - zaproponował nagle, łapiąc delikatnie jej dłoń.
- Będziesz miał problemy, Cristiano. - mruknęła pod nosem, na chwilę odrywając się od swojej czynności.
- Ale ty nie znasz hiszpańskiego, nie dogadasz się. - wypalił po chwili namysłu, czując, że kończą mu się pomysły.
- Ale to szkoła angolojęzyczna, dogadam się lepiej niż ty. - zaśmiała się, kładąc się obok mężczyzny. Jedną rękę położyła na jego gorącym policzku, by drugą móc znów pieścić jego idealnie zbudowane ciało. - Wieczorem zrobię ci coś dobrego do jedzonka i wszystko opowiem, obiecuję. - dokończyła czułym głosem, chcąc zaczarować jego zmysły, by w końcu zajął się jej spragnionym uczucia ciałem.
- Trzymam cię za słowo, aniołku. - wyszeptał, składając pocałunki swoimi wilgotnymi wargami na jej bladej szyi.
- Kocham cię tak bardzo... - usłyszał jeszcze, lecz na dalsze słowa nie mieli czasu, chęci, a nawet energii. Ich wszelkie zmysły krążyły dookoła namiętności, wzajemnego pożądania. Kochali się znów. Bardzo namiętnie, długo. Starali się nasycić swoimi ciałami, jakby każda sekunda tego stanu miała być ich ostatnią.
W salonie znaleźli się dobre dwie godziny później. Byli zmęczeni, ale zarazem przepełnieni radością. Zasiedli przy kuchennym stole, zerkając na siebie średnio co 5 sekund z uśmiechem na twarzy. Wciąż nie mogli nasycić się swoim widokiem, choć mieli mnóstwo czasu na dokładne zaspokojenie zmysłów. Najchętniej zrzuciliby z siebie wszystko i kochali na blacie. Wszystko, byleby w końcu poczuć ciepło swego ciała, cudowne pieszczoty partnera.
- Xavier, a jak ci idzie z ocenami? - ciszę przerwała matka piłkarza, która oczywiście przez jakiś czas pomieszkiwała u młodych. Z nowym wnukiem dogadywała się z każdym dniem coraz lepiej, choć wciąż dzielił ich ogromny most zaufania. Zwyczajnie potrzebowali czasu, przecież jeszcze tak niedawno nie mieli pojęcia o swoim istnieniu.
- Uwaliłem tylko z chemii, więc można to nazwać postępem. - odparł z obojętnością, medytując nad miską płatków. - Ale spokojnie, przepuścili mnie na warunku. Nie musisz się wstydzić za synka idiotę. - dodał jeszcze, widząc dużo mówiącą minę swego ojca.
- Xavi, przestań do cholery zachowywać się w taki sposób. - warknęła zdenerwowana blondynka.
- Kochana, chłopak jest zestresowany dniem w nowej szkole, dziwisz się mu? - wtrąciła Dolores, podsuwając swoim ukochanym wnukom porcję świeżego ciasta. - Poza tym Cristiano był identyczny, Xavi to normalnie skóra zdjęta z niego. - zaśmiała się donośnie.
- Nieprawda, z chemii zawsze miałem 3+. - mruknął obrażony piłkarz.
- Tato, to zrobisz mi zadanie z wodorotlenków, tak? - natychmiast rozpromienił się młody Aveiro. - Jesteś naprawdę super, że chce ci się pisać 6 stron i to jakiś głupich reakcji. - dołączył uroczy uśmiech, wiedząc już, że mężczyzna nie odważy się na choćby małe protesty. Na wszelki wypadek chwycił jednak plecak i czym prędzej udał się w kierunku drzwi pod pretekstem złapania autobusu.
- A może zawieźć cię na miejsce? - zaproponował jego ojciec. - I tak przejeżdżam przez te okolice.
- Nie, nie trzeba, naprawdę! - rzucił szybko, by po chwili zniknąć bez nawet słowa pożegnania. Ogromne drzwi rezydencji zamknęły się, a razem z nimi zamknął się humor mężczyzny. Junior uciekł do swojego pokoju w celu wzięcia plecaka i ukochanych zabawek, matka mężczyzny postanowiła opuścić pomieszczenie, by zrobić pranie. Znów został nam na sam z swoją ukochaną. Dopiero teraz pozwolił, by jego smutek wypłynął na światło dzienne. Chwycił delikatnie jej dłoń, wpatrując się w jej twarz niczym w najcenniejszy obraz w dziejach malarstwa.
- Czy on się mnie wstydzi? - zapytał cichym głosem. W jego sercu królowało właśnie takie odczucie. Bo jak inaczej wytłumaczyć zachowanie chłopca? A może znów jego świadomość grała z nim w swoje brudne gierki? Sam już nie wiedział.
- Cristiano, czy ty siebie słyszysz? - mruknęła, wstając z swego miejsca. Zaczęła zbierać brudne naczynia, byleby uniknąć tematu rozpoczętego przez mężczyznę. Wydawał się on jej tak absurdalny, wręcz powodował złość. Zaniosła talerze do zlewu, nad którym stanęła przez chwilę, podpierając się na dłoniach. Jej spokój przerwał jednak dotyk mężczyzny. Przeciągnął ją do siebie, delikatnym ruchem obracając ją w kierunku swojej twarzy.
- Przesadzam? - westchnął nieznacznie, odgarniając na bok jej długie i lśniące włosy. Teraz już nic nie przeszkadzało mu w podziwianiu jej oczu, które najchętniej miałby przed sobą cały czas.
- Trochę bardzo? - zaśmiała się nieznacznie. Stanęła na koniuszkach palców, by móc z wielką czułością i namiętnością musnąć jego wilgotne wargi. Przymknęła na chwilę powieki, by móc zatrzymać przy sobie tę chwilę jeszcze dłużej.
- Jesteś wspaniała, co ja bym bez ciebie zrobił? - na chwilę przerwał czułość, by mieć czas na mocne przytulenie ukochanej. Było mu tak przyjemnie, jednym jego pragnieniem było zatrzymanie tej chwili na zawsze. Ona jednak była niczym pędzący pociąg. Musiała w końcu minąć, pozostawiając jedynie smutek i tęsknotę. - Aniołku, postaram się mimo wszystko wrócić szybciej. Nie zwariuj z mamą. - dodał czule, wiedząc, że jest już w gruncie rzeczy spóźniony. Wziął swoją torbę, która stała pod stołem, powoli szykując się do wyjścia.
- Pozdrów kolegów z drużyny. - odparła, dołączając swój niebiański uśmiech.
- Pozdrowię. - obiecał, zbliżając usta do jej twarzy. Jeszcze raz złożył pocałunek na jej ustach, a potem po prostu wyszedł z domu. Dziewczyna stanęła obok okna, obserwując oddalające się Audi mężczyzny. Została sama, mając do dyspozycji calutki i bardzo długi dzień. Na zewnątrz widniały już pierwsze przesłanki słonecznej, wiosennej aury. Musiała wykorzystać ten czas dobrze, przecież marnowanie tak pięknego dnia to grzech.
Chłopiec podążał korytarzem elitarnej jednostki edukacyjnej. Miał na sobie nowe, sportowe ubrania, w ręku trzymał drogi telefon. Jedynie w tym nie odstawał od nowych kolegów. Po pierwszej lekcji miał chęć powrócić do domu i nie wychodzić stamtąd do końca życia. Czuł się tak bardzo obcy, odmienny. Wszyscy traktowali go niczym chorego psychicznie, a może i trendowatego. Nawet nauczycielka patrzyła na niego z góry, wyklinając jego pojawienie się, ponieważ obniżył średnią jej kochanej klasy. Nastolatek był niestety skazany na egzystencję w tym miejscu. Publiczne szkoły nie mieściły się w umyśle Cristiano, a inne prywatne były zapewne jeszcze gorsze. Ich uczniowie byli tacy sami - żywe trupy żyjące jedynie dla satysfakcji z ocen. On taki nie był, cóż miał poradzić?
- Uważaj jak chodzisz, idioto! - z zamyślenia wyrwał go głos grubszego i zapewne kilka lat starszego kolegi. Naburmuszony nieznajomy wepchnął go na ścianę, chcąc przetarasować sobie drogę.
- Schudnij to się spaślaku będziesz mieścił! - wypalił kompletnie bez namysłu.
- Co żeś powiedział? - oburzył się wysoki nastolatek, łapiąc Xaviera za koszulę i przyciskając do ściany. - Masz to natychmiast odwołać, bo cię matka rodzona nie pozna! - wrzeszczał swoim niskim głosem. Dookoła nich powstało już zgrupowanie żądnych emocji uczniów, lecz to grubego nie interesowało. Był lokalną gwiazdą, logiczne było, że może więcej niż szaraki.
- Uważaj tuczniku, bo ciśnienie ci skoczy. - prychnął śmiechem, zgrywając twardziela. Może i był szalony, lecz charakter odziedziczony po takich rodzicach nakazywał mu wyplenienie uległości z serca.
- Masz przejebane w tej szkole, zapamiętaj to sobie! - ryknął przeciwnik Xaviera, rzucając o wiele chudszym nastolatkiem w stronę kosza na śmieci. - Jutro po lekcjach, zobaczymy jaki jesteś twardy. - dodał jeszcze, odchodząc z grupką znajomych. Dopiero teraz do umysłu młodego piłkarza dotarło, co stanie się następstwem jego heroicznej walki. Przesadził, był już tego pewien. Gdy wstał z ziemi dookoła niego nie było już prawie nikogo. Zapewne rozpoczęła się lekcja, na którą właśnie się spóźniał. Otrzepał szybko swój strój, chcąc nie poniżyć się oczach kolegów dodatkowo jako brudas. Już chciał ruszyć w stronę odpowiedniej klasy, lecz zatrzymał go nieznany głos.
- Jesteś tutaj nowy, prawda? - zapytała nieco wyższa od niego blondynka. Miała przy sobie kilka książek, kurczowo przyciskając je do swojej piersi. - Ja jestem Jenny, albo po prostu Jenn. - wysunęła w jego kierunku swą delikatną dłoń. Na jej promiennej twarzy wciąż widniał uśmiech, który swoją intensywnością oślepiał zmysły chłopca. Czyżby nowa szkoła miała jakieś pozytywne aspekty?
- Mów mi jakikolwiek chcesz, z twoich ust i tak będzie to brzmiało tak pięknie.. - rozmarzył się, spoglądając w błękitne oczy nowej koleżanki.
- Jesteś bardzo zabawny, tajemniczy ktośu. - odparła, ukazując mu swój perłowy uśmiech. - Ale zadzieranie z Hugo to kiepski pomysł. Wiesz, on jest miejscowym ważniakiem, synem prezydenta miasta. - dokończyła już znacznie smutniej.
- Mój ojciec też jest ważnym człowiekiem, może o wiele więcej niż ten pożal się Boże prezydent miasta. - wygłosił z dumą na ustach. Znów zareagowała uśmiechem. Podeszła bliżej, z kieszeni wyjmując różowy długopis. - Zadzwoń do mnie. - zapisała numer telefonu na ręce dwunastolatka, a następnie po prostu odeszła. Zostawiła oszołomionego nastolatka, który wciąż nie umiał określić swojego stanu. Czy to jest właśnie zakochanie? Nie był pewien, lecz widok dziewięciu cyfr na jego ręce powodował, że miał ochotę zatańczyć ze szczęścia.
Szła ulicami słonecznego miasta, podziwiając małe sklepiki dookoła. Było ich tak wiele, a każdy miał niesamowity klimat. Coraz bardziej lubiła to miasto. Czuła się tutaj tak swobodnie, tak, jakby znów znalazła się na pięknej Maderze. Zatrzymała się jednak dopiero obok małego salonu fryzjerskiego. Nowe miasto, nowe życie, może fryzurę także warto zmienić? - myślała. Po dłuższej chwili postanowiła zaryzykować. Wstąpiła do środka, nieśmiało rozglądając się dookoła. Szybko dostrzegła wysokiego bruneta, który swoim szerokim uśmiechem powitał ją w zakładzie.
- Dzień dobry, w czym ci pomogę pomóc? - zapytał przyjaznym tonem, wskazując dziewczynie krzesło. Problem polegał jednak na tym, że sama nie wiedziała czego pragnie.
- Zdam się na ciebie. - odparła z obojętnością, zajmując wskazane miejsce.
- Więc może zaszalejmy? - uniósł brew ku górze, w ręku mając już nożyczki i inne potrzebne przedmioty.
- W sumie.. czemu nie. - uśmiechnęła się promiennie, oddając swe długie blond włosy we władanie przystojnemu mężczyźnie.
Do domu powróciła po kilku godzinach spędzonych u miłego i przystojnego mężczyzny. Była coraz bliżej stwierdzenia, że Hiszpanie i Portugalczycy nie występują w wersji "no sexy". Najcudowniejszy obiekt seksualny posiadała jednak w swoim domostwie i była w nim zakochana po uszy. W małym, lokalnym sklepiku zakupiła kilka potrzebnych rzeczy i wolnym krokiem powróciła do willi. Godzina była już dość późna, lecz była pewna, że zdąży przyrządzić coś dobrego przed spotkaniem z rodzicami i, co najważniejsze, przed powrotem ukochanego. Przystąpienie progu budynku przysporzyło jej jednak nie lada zaskoczenia. Cristiano siedział w salonie razem z Juniorem, kredkami tworząc swoje własne dzieło sztuki. Zauważył ją natychmiast, co nie omieszkało wywołać ogromnego uśmiechu na jego opalonej twarzy.
- Jestem trochę wcześniej, więc możemy iść razem do szkoły Xaviera. - obwieścił z zadowoleniem, spoglądając z wielkim zaangażowaniem w stronę dziewczyny. - Skarbie, a co ty masz na głowie? - zapytał w końcu, czując, że dłużej jego ciekawość nie wytrzyma.
- Chciałam coś zmienić, więc taki miły fryzjer polecił mi rudy kolorek i grzywkę. - odparła z uśmiechem, obdarzając każdego z obecnych Aveiro pocałunkiem w policzek, by następnie w końcu udać się do kuchni i pozbyć ciężkiej siatki z warzywami.
- Miły fryzjer? - uniósł brew ku górze, przebierając nadąsaną minę, jakby ktoś właśnie zrobił mu ogromną krzywdę.
- A co, zazdrosny jesteś? - zapytała, śmiejąc się, lecz milcząca odpowiedź Cristiano zdawała się wręcz krzyczeć, że właśnie taki jest stan faktyczny.
- Nie jestem, ale mogłaś iść do jakiejś kobiety, mało to ich w mieście? - wymamrotał tylko, wzrok wlepiając w swój obrazek.
- Kochanie, to może po bułki też mam jeździć na drugi koniec miasta, bo w naszym sklepiku sprzedaje mężczyzna? - zapytała z przekąsem, siadając obok niego. Oparła głowę na jego ramieniu, chcąc poczuć ciepło jego kuszącego ciała.
- Jeździć to ty w ogóle nie masz, bo znowu się rozbijesz. Co najwyżej chodzić lub brać taxi. - wygłosił ze stoickim spokojem, starając się ignorować pieszczoty partnerki.
- Cristiano, możesz skończyć? - w końcu straciła cierpliwość. Wstała z miejsca, zabierając mężczyźnie kredki. - Dobrze wiesz, że kocham tylko ciebie i naprawdę takie akcje możesz sobie darować. - mruknęła pod nosem.
- Tatusiu, dostanę w końcu ten obiad? - wtrącił dotąd cichutki Juniorek.
- Chodź, skarbie, razem coś zrobimy. - zarządziła Shanti, biorąc dłoń chłopca i prowadząc go do przestronnej kuchni. Od ukochanego nie otrzymała żadnej odpowiedzi, choć cisza czasami mówi jeszcze więcej niż słowa. Wyciągnęła z lodówki potrzebne do zrobienia sufletu składniki, które rozłożyła na stole. Dziecku poleciła mieszać wszystko, a sama zajęła się poważniejszymi czynnościami. Nigdy nie robiła tego dania, więc bez wątpienia było to dla niej wyzwanie. Liczyła, że choć na chwilę pozwoli jej zapomnieć o akcji Cristiano, ale niestety pojawienie się mężczyzny zburzyło wszystkie jej plany.
- W czym wam pomóc? - zapytał cichym głosem, kładąc dłoń w tali dziewczyny, by móc przyciągnąć ją do swego ciała.
- W niczym. - odburknęła instynktownie, odsuwając się od jego cudownego zapachu, ciepła, wszystkiego, czego tak bardzo pragnęła. Duma wygrała, znów.
- Aniołku, przepraszam cię tak bardzo mocno. To wszystko mówię i robię, bo po prostu boję się ciebie stracić. - ciągnął, zmieniając swój wyraz twarzy w coraz bardziej ponury.
- Tatusiu, ale Shanti chyba nie odejdzie od nas, prawda? - natychmiast retorykę ojca podłapał jego synek.
- Nigdzie się nie wybieram, głuptasy wy moje. - uśmiechnęła się nieznacznie, widząc ich przerażenie, by po chwili być już w ramionach każdego z Cristianów. Dłużej nie umiała się gniewać. Mieli na nią swój sprawdzony sposób, który działał zawsze. Kochała ich, nie umiała zadawać im cierpienia. - Nie musisz być zazdrosny, jesteś najcudowniejszy. - dodała prawie szeptem wprost do ucha ukochanego. Odpowiedział jej pocałunkiem. Długim, namiętnym, takim, jakie kochała najbardziej.
___________________________________
WESOŁYCH ŚWIĄT WSZYSTKIM <3
+ tego chyba nie trzeba podpisywać... *_*

czwartek, 10 kwietnia 2014

Osiemnasty

Minął tydzień. Siedem dni pełnych skrajnych emocji, okres wielkiej próby dla wszelkiego uczuć, pragnień. Nie był to czas łatwy, zdecydowanie kandydował do zgrupowania tych drugich. Mężczyzna powrócił do domu po pięciu dniach spędzonych w klinice. Nadal przyjmował różne lekarstwa, lecz jego stan powoli wracał do normy. No właśnie, problem polegał na tym, że z pojęciem 'norma' możnaby polemizować. Owszem, każdego dnia wstawał, ubierał się, biegał nawet więcej niż wcześniej, potem jechał na trening, wracał. W tym wszystkim jednak nie było nawet małego cienia prawdziwego Cristiano. Wszystko, co dawniej dawało mu tyle radości, dziś było smutną rutyną. Nawet jego oczy straciły swój intensywny blask, aktualnie przebierając formę brązowych półkuli obojętności. Media wciąż ciągnęły temat afery zajęciowej, on jedynie lekko się uśmiechał, jakby dotyczyło to kogoś zupełnie innego. Przejmował się jedynie losem dzieci, z którymi spędzał każde wolne sekundy. Zabierał je na różne wycieczki, wieczorami rozmawiał o piłce, pomagał Xavierowi w nadrobieniu materiału szkolnego. Możnaby powiedzieć, że stał się ojcem idealnym, lecz czy ta cena była tego warta? Nie była, tego była pewna każda bliska mu osoba. Mama mężczyzny zadeklarowała pozostanie w Madrycie przez kolejny miesiąc, koledzy z drużyny pilnowali go jak oka w głowie. Wszyscy pragnęli mu pomóc, lecz nikt nie potrafił.
Sobotnie południe od samego początku zapowiadało się w podobnych barwach. Shanti czekała z obiadem w domu, chłopcy grali w ogrodzie. Nawet warunki atmosferyczne tworzyły ponury klimat, zmuszając do smutku, aniżeli radości. Na zegarze wybiła godzina 15:00, a więc czas powrotu mężczyzny. Dziewczyna powoli rozpoczęła szykowanie zastawy, lecz przerwał jej dźwięk dzwonka. Jej zdziwienie było widoczne, bowiem jej ukochany miał przy sobie komplet kluczy. Ostrożnie otworzyła drzwi, jakby obawiając się osoby po ich drugiej stronie. Osoba ta jednak okazała się dobrze znanym jej osobnikiem. Na pierwszy rzut oka wyglądał normalnie, lecz po głębszym rekonesansie łatwo było dostrzec przerażenie na jego twarzy oraz śladowe ilości krwi na jego dłoniach.
- Boże, Cristiano. - wydusiła z siebie, wciąż stojąc w miejscu niczym słup. Jej umysł był już daleko w krainie najgorszych komarów sennych, odbierając siły do logicznego myślenia czy choćby tak potrzebnego oddechu. - Co się stało? - dodała po chwili, widząc, że musi wyciągnąć wszystko z niego z użyciem siły.
- On się nie rusza, próbowałem mu jakoś pomóc, ale on chyba nie oddycha. - odparł drżącym głosem, unikając wzroku dziewczyny. Zachowywał się jakby jego jedynym marzeniem była ucieczka od surowej nagany, złości. - Jest w samochodzie. - znów odezwał się jego głos, tym razem cichy i niepewny. Widział pejzaż emocji, dający swe odbicie w minie blondynki. Czuł jej przerażenie swoimi słowami. Nie usłyszał jednak nawet jednego słowa pogardy, oceny. Jedynie poczuł jej gorące dłonie na swoim karku, jej ciało, które swoim dotykiem choć na chwilę odesłało smutek do krainy Morfeusza. Chwycił delikatnie jej bladą dłoń, powoli zmierzając w kierunku czarnego auta. Z każdym krokiem ich tempo było coraz wolniejsze, jakby mające na celu odwleczenie nieuniknionego. W końcu na metr przed maską samochodu mężczyzna stanął w miejscu, odmawiając dalszego iścia. Shanti pozostała sama w obliczu tak sterującego wydarzenia. Wciąż nie mogła uwierzyć, że jej ukochany zabił kogokolwiek, nie mieściło jej się to w głowie. Jej ukochany Cristiano? Ten sam, który wczoraj wieczorem malował z Juniorem zwierzątka? To nie mogło być prawdą. Ostrożnie skierowała wzrok w stronę tylnego siedzenia. Była gotowa na wszystko, lecz ten widok przerósł ją zdecydowanie.
- Boże, ty jesteś nienormalny. - wypaliła kompletnie bez namysłu, zanosząc się śmiechem.
- Bo przyjmuję się losem głupiego jeża?! - warknął, spychając jej uśmiech z planu. - W takim razie nie będę ci przeszkadzał, bo jeszcze moja głupota destrukcyjnie wpłynie na twój cudowny humor. - dodał pod nosem, wojowniczo kierując się w stronę domostwa.
- Cristiano, przecież nie o to mi chodziło! - krzyknęła w jego kierunku. Nie zatrzymał się nawet przez chwilę. - No Cristiano, kochanie! - ponowiła swoje wołanie, lecz on nawet nie słychał. Był już w środku, a jego talerz właśnie zapełniała gęsta zupa kalafiorowa.

Wieczór nadszedł w zastraszającym tempie, rozciągając mroczne obłoki nad miastem. Całe popołudnie było farsą, unikaniem rozstrzygnięcia problemów i odpowiedzialności za własne czyny. Czyżby cała przyszłość malowała się przed zakochanymi właśnie w takich barwach? Normalna rozmowa występowała w ich słowniku coraz rzadziej. Mogli się tego wypierać, lecz zmiana faktów była niewykonalna. Dwójka opanowała umiejętność gry aktorskiej prawie do perfekcji. W obecności dzieci odgrywali scenki radości, gdy tylko pozostawali sami powracały puste spojrzenia pełne niedomówień. Ale jak długo można tak żyć? Kres wytrzymałości dziewczyny nastąpił o godzinie 22:00. Mężczyzna niczym zahpnotyzowany obserwował ekran laptopa, nagle przed jego oczami pozostał jedynie widok dłoni ukochanej, która zamyka urządzenie. Zajęła miejsce obok niego, powoli wsuwając się pod powierzchnię kołdry. Oparła głowę o jego ramię, chcąc poczuć ciepło jego prawie nagiego ciała.
- Nie możemy dalej tak funkcjonować, wiesz o tym doskonale. - przymknęła powieki, próbując nabrać odwagi do tak poważnej rozmowy. - Cristiano, wiem, że to wszystko jest dla ciebie bardzo ciężkim przeżyciem, ale to było też moje dziecko. Cierpię tak samo jak ty, ale my musimy żyć dalej. Musimy żyć dla dzieci, dla siebie nawzajem. - zakończyła prawie szeptem, z pokorą oczekując ciężkich słów.
- Widziałem ją. Byłem na plaży i ona tam była, taka piękna i szczęśliwa. - usłyszała z smutnych ust mężczyzny.
- Kochanie, to był tylko sen, przecież wiesz, że..
- Wiem, że nie wierzysz, sam nie potrafię sobie uwierzyć. - przyznał, przerywając ukochanej. - Ale Shanti, bardzo chciałbym, żeby to była prawda. Żeby moja córeczka była szczęśliwa, czekała tam na nas. - chwycił delikatnie jej dłoń, którą przesunął do swojego serca. Palcem skierował jej twarz w ten sposób, by spojrzała w jego oczy, by poczuła jego wzrok przenikniony goryczą.
- Sądzisz, że ja o tym nie marzę? Że strata dziecka mi pasuje? - zapytała głosem pełnym pretensji. Każdego dnia czuła się coraz bardziej samotna. On mógł cierpieć, ona miała prawo jedynie udawać, że wszystko jest dobrze. Wstała z miejsca, chcąc uniknąć dalszej konwersacji. Początkowe pragnienie zgody minęło w ułamku sekundy. Teraz pragnęła jedynie świętego spokoju. Podeszła do okna, w którym zatopiła całą swoją uwagę. Deszcz powoli wygrywał smutne melodie na szkle, a ona obserwowała jego krople, chcąc po prostu zapomnieć. Zapomnienie jednak nie było zapisane w kartach jej losu. Poczuła silne ciało piłkarza, które swoim obliczem objęło ją w tali najmocniej jak to tylko możliwe. Tak mocno, by uniemożliwić jej poruszenie się. Tak mocno, by zmusić delikatne zmysły dziewczyny do zatopienia się w jego zapachu, przyjemnym cieple.
- Shan, przepraszam za wszystko. Wiem, zachowuję się gorzej niż egoista. - westchnął, kładąc głowę na jej ramieniu. Musnął swoimi ciepłymi wargami jej szyję, chcąc choć trochę polepszyć atmosferę, jaka między nimi panowała.
- Nie musisz mnie przepraszać. Po prostu wybacz mi i sobie, nie chcę nic więcej. - odparła słabym głosem, czując, że gubi się w swoich myślach coraz bardziej. Z jednej strony kochała, z drugiej była wściekła.
- To nie wystarczy. Chcę udowodnić ci swoje uczucie i zrobię to. - obwieścił zdecydowanie.
- Już ci mówiłam, po prostu bądź moim kochanym Cristiano. Takim, jakiego pamiętam jeszcze z dawnych lat. - odwróciła się do niego przodem, by móc spojrzeć w jego piękne oczy.
- Shanti, ale nie musisz udawać, że jesteś zadowolona. Możesz mi powiedzieć wszystko, przecież wiesz. - zbliżył się na tyle blisko, by moc oprzeć swoją głowę o głowę ukochanej. Teraz ich oczy były tylko kilka centymetrów od siebie, zostały skazane na swój widok.
- I prowokować kolejne kłótnie? Cristiano, jestem już zmęczona tym wszystkim. - przyznała prawie szeptem.
- A to wszystko z mojego powodu. - odpowiedział mężczyzna, zatapiając się w coraz większym smutku.
- Nie jesteś winien temu wszystkiemu, przestań! - uniosła się natychmiast. - Jesteś najcudowniejszy na świecie, rozumiesz? - dokończyła już spokojniej, delikatnie składając pocałunki na jego policzku.
- Gdybym był naszą historia byłaby zapewne komedią, a nie dramatem aspirującym do miana horroru. - prychnął śmiechem, odsuwając dziewczynę na bok. Usiadł na krawędzi ogromnego łóżka, opierając łokcie na kolanach, by móc schować swoją ponurą twarz w dłonie.
- Gdybyś był idealny zapewne nigdy bym cię nie pokochała. Jesteś cudowny z wszystkimi swoimi humorkami, głupotami, tylko kochanie.. - zawahała się chwilę, zajmując miejsce na łóżku za jego plecami. Położyła na nich swoje zimne dłonie, które ogrzało ciepło mężczyzny. - Kochanie, musisz sobie wybaczyć, musisz wybaczyć mi, proszę cię tak bardzo. - po jej policzku poleciała łza, którą jednak chciała ukryć gdzieś bardzo głęboko.
- Shanuś, ale ja nigdy nie byłem na ciebie zły, to nie jest pod żadnym względem twoja wina. - odparł czułym głosem. - Jestem zły na siebie i nic na to nie poradzę. Skarbie, jakim ja jestem człowiekiem? Jeszcze te zdjęcia..
- Irina to podła suka, zniszczymy ją, zobaczysz. - przerwała mu, wieszcząc przyszłość Rosjanki.
- Nie, ona nie jest winna temu wszystkiemu. Ty nie wiesz wszystkiego. - przyznał nieśmiało, jakby ukrywał przed światem ogromny sekret.
- Ale czemu ją bronisz? Cristiano, ona próbowała zniszczyć nam życie!
- Tylko przed tym wszystkim traktowałem ją jak zabawkę, a może i gorzej. Nie byłem święty, należy mi się za te wszystkie lata, kiedy robiłem jej takie świństwa. - stwierdził z pełną pokorą. - Tylko to ostatnie zdjęcie.. ta kobieta z brzuchem, moje zachowanie.. - pokręcił głową, ubolewając nad własną głupotą. Wiedział, że fotografia była przerażająca. On, kobieta w zaawansowanej ciąży, której przekazuje pieniądze, a na dodatek wykonuje gest przypominający chęć uderzenia bezbronnej.
- Cristiano, każdy w życiu popełnia błędy, nikt nie jest idealny, nawet ten twój Bóg nie jest idealny. - ciągnęła zakochana blondynka.
- To matka Juniora, zapłaciłem jej za dziecko, a potem wywaliłem na drugi kraniec globu pod groźbą zemsty. Czy to twoim zdaniem jest fenomenalny gest kochającego ojca? - spojrzał w jej kierunku. Oczekiwał wszystkiego, lecz nie spodziewał się takiej reakcji. Gorąca dłoń dziewczyny otoczyła jego dłoń,  jakby chcąc przekazać mu swoje wsparcie.
- Kim ona była? - zapytała ze spokojnym.
- Wpadką. Nie planowałem zostanie ojcem, ale nie mogłem zostawić mojego synka na pastwę jakiejś narkomanki.. - wyjaśnił cichym głosem. Wziął twarz ukochanej w swe dłonie, zwiastując wypowiedzenie bardzo ważnych zdań. - Shanti, byłem potworem, ale dla ciebie pragnę stać się lepszym człowiekiem. Bardzo cię kocham.
- Jesteś dobrym człowiekiem, nigdy o tym nie zapominaj, Cristiano. - uśmiechnęła się delikatnie, patrząc wprost w jego czekoladowe oczy. Musnęła jego gorące wargi, przemieniając ich pocałunek w coraz bardziej namiętny. Teraz mężczyzna był pewien, że wszystko będzie dobrze, oboje w końcu pragnęli tylko tego.
_______________________________
Nie jest to rozdział fenomenalnej długości, wiem. Dlatego też na
http://giveyouallofme.blogspot.com/ znajdziecie prolog opowiadania, które na 99.9 % będę kontynuować po zakończeniu tego.
Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne i mam nadzieję, że powiecie, co sądzie o takim pomyśle na historię. <3
Miłego xo ;*

piątek, 4 kwietnia 2014

Siedemnasty

Obudziło go ostre światło dobiegające do jego oczu. Mężczyznę bolało prawie wszystko, lecz głowa zdecydowanie najbardziej. Przyłożył do niej swoją dłoń i poczuł opatrunek. Momentalnie do jego umysłu powróciły wszystkie wspomnienia. Spojrzał z przerażeniem na grupę lekarzy, która zgromadziła się wokół jego łóżka.
- Co z Shanti? - wydusił z siebie, głośno przełykając ślinę.
- Pani Suarez jest obecnie na badaniach, ale szybko wróci i wtedy na pewno będzie Pan mógł porozmawiać z nią. - odparła przyjazna kobieta, w końcu pozwalając mężczyźnie spokojnie nabrać powietrza. Jego ukochana żyła, miała się całkiem dobrze, czyli nie wszystko było jeszcze stracone, mieli szansę na szczęśliwe życie z dziećmi. Właśnie, dopiero teraz pomyślał o swoim nienarodzonym dziecku.
- A moje dziecko? Co z moim dzieckiem? - zapytał cichym głosem, z uwagą lustrując twarz kobiety. Ta natychmiast zmieniła swój wyraz. Z przyjaznego nastawienia i radości zostały jedynie cierpkie smugi goryczy. Nie musiała nawet nic mówić, on już wiedział.
- Robiliśmy wszystko, co tylko się dało, ale niestety Pana partnerka poroniła. - wytłumaczyła spokojnym głosem, burząc świat mężczyzny niczym kostki domina. Nie wytrzymał, nie mógł tego wytrzymać. Od dziś jego losem będzie życie z świadomością, że zabił swoje dziecko. Tak, to wszystko jego wina, był tego pewien. Już nie zobaczy pierwszych kroków swojej malutkiej kruszynki, już nie nauczy jej jeździć na rowerze, nie pokaże jej cudownych miejsc, nie będzie mu dane nawet położyć kwiatka na grobie swojego dziecka. Żaden normalny człowiek nie przyjąłby tego spokojnie, to absurd.
- Możecie zostawić mnie samego? - poprosił. Wszyscy spełnili jego życzenie, został kompletnie sam. Rozejrzał się dookoła siebie, szybko dostrzegł pożądany przedmiot. Podszedł do szafki i wziął do ręki fiolkę z jakimś lekiem. Nie znał jego nazwy, nigdy nie był geniuszem chemicznym. Wiedział jednak, że jest groźny, a to było dla niego najważniejsze. Usiadł na skraju łóżka, spojrzał jeszcze raz w stronę okna. Było dziś tak pięknie, wspaniała pogoda, by umrzeć. - Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz. - wyszeptał, powoli wstrzykując lekarstwo w swoją żyłę. Substancja zadziałała bardzo szybko. Kilka sekund później widział już jedynie nadchodzący sen i biegnących w jego kierunku lekarzy..

Ostatnie z szeregu badań w końcu dobiegło końca. Nie miała już sił kompletnie na nic, nawet na oddychanie. Z obojętnością jadła otrzymany jogurt, starając ułożyć sobie to wszystko w głowie. Straciła dziecko, swoje ukochane dziecko. Wiedziała o jego istnieniu zaledwie kilka godzin, lecz zdążyła już pokochać je całym sercem. Najchętniej dołączyłaby teraz do swojego maleństwa, ale myśl o dwóch ukochanych chłopcach, których musi wychować i wspierać dodawała jej sił do życia. W jej myślach często gościł także Cristiano. Tak bardzo chciała w końcu poczuć zapach jego perfum, powiedzieć mu kilka ważnych słów. Musiała mu powiedzieć wszystko o swojej miłości. Nigdy nie wyznała mu tego, choć on starał się tak bardzo. Czuła się z tym fatalnie, niczym potwór. Mężczyzny jednak nadal nie było w jej sali. Pielęgniarka przekazała jej, że już się wybudził, więc czemu nie przychodził? Nie kochał jej już? Nie mogła tego zrozumieć. Zawołała kogoś z personelu, chcąc w końcu coś wiedzieć.
- Może mnie Pani zawieźć do mojego chłopaka? - zapytała, choć jej ton przypominał bardziej rozkaz.
- Bardzo bym chciała, ale to niemożliwe.. - zawahała się przez chwilę, swoim wyrazem twarzy przyprawiając blondynkę niemalże o zawał serca. - Próbował popełnić samobójstwo, jest w tym momencie nieprzytomny. - dokończyła w końcu.
- Cristiano? Nie, to nie może być prawda.. Wy się mylicie, on by tego nigdy nie zrobił! - wykrzyczała w kierunku kobiety.
- Przykro mi, niestety to prawda, ale jego stan jest stabilny. Na szczęście nie zażył bardzo poważnej substancji. - tłumaczyła, lecz dziewczyna była już w zupełnie innym świecie. Jest Cristiano, jej kochany Cristiano chciał zrobić sobie krzywdę. Czyżby z jej powodu? Skrzywdziła go w końcu tak bardzo. Odebrała mu syna, niemalże karierę, narzeczoną, a teraz jeszcze mogła pozbawić go życia. Dlaczego była aż takim potworem? Może to ona powinna zginąć? Nie była w stanie dłużej zgłębiać się w myślach. Bolały one zdecydowanie zbyt mocno. Poprosiła pielęgniarkę o przewiezienie do sali ukochanego. Zgoda nie nastąpiła szybko, lecz w końcu została osiągnięta. Siedząc na wózku inwalidzkim, jechała w stronę sali Cristiano. Jej nastrój był fatalny, ale po zauważeniu osób na korytarzu stał się wręcz agonalny. Mama jej ukochanego, jego siostry, wszyscy czekali, by zobaczyć mężczyznę. Nie poznali jej, taka była jedyna jasna strona tej sytuacji. Po chwili była już na miejscu, u niego. Starała się zachować pozory spokoju, widok ukochanego podłączonego do różnych urządzeń zwyciężył. Łzy mimowolnie leciały po jej policzkach, serce biło niczym oszalałe. Była bardzo słaba, ale musiała znaleźć się jak najbliżej niego. Wyprosiła wszystkich obecnych, a sama zajęła miejsce na skraju jego łóżka. Chwyciła mocno jego dłoń. Była taka zimna, dlaczego?
- Cristiano, czemu mi to zrobiłeś? Powinieneś wiedzieć, jak bardzo cię potrzebuję. - wyszeptała, kładąc głowę na jego torsie. Nie chciała obserwować jego twarzy, nie potrafiła. Zamknęła swoje obolałe od łez oczy, wtulona w ciało mężczyzny najmocniej jak tylko to możliwe.
- Shanti, przepraszam.. - usłyszała nagle jego cichy, zachrypnięty głos. Był taki słaby, nie miał siły nawet przytulić swojej ukochanej. Jedynie otworzył swoje czekoladowe oczy, które natychmiast poraziły promienie światła, nakazując im zamknąć się. - Shan, ja nie chcę żyć, proszę.. - dokończył po chwili. Spodziewał się ciężkich słów, nie otrzymał ich jednak. Blondynka powoli uniosła się z nad jego torsu, by następnie połączyć się z nim w czułym pocałunku.
- Jesteś mi potrzebny, jesteś potrzebny nam wszystkim. Ty musisz żyć, nie rozumiesz? - mówiła wprost do jego ust, lecz on nie słuchał. Był jakby w amoku swoich przekonań, zupełnie innym świecie.
- Ale ja zabiłem moje dziecko, moją małą dziewczynkę. - schował twarz w dłonie, jakby chcąc odizolować się od rzeczywistości. - Mogła być taka piękna, a przeze mnie nigdy nie zobaczy tego świata, nie pokocha nikogo. Zabiłem ją, nie powinienem żyć..
- Cristiano, ale to nie jest twoja wina! - przerwała mu natychmiast, stosując krzyk jako ostatnią deskę ratunku. - Jeśli ktoś jest winny to jestem to ja. To ja prowadziłam ten cholerny samochód! - jej twarz znów zalało morze łez. Tego dnia straciła swoją córkę lub synka, teraz mogła stracić ukochanego. To zdecydowanie zbyt wiele dla jednej osoby.
- Ale może gdybym nie krzyczał wtedy na ciebie byłoby inaczej. Może ona byłaby tu teraz.. - nieśmiało położył dłoń na jej dłoni, jakby bał się, że za chwilę znów zostanie odrzucony. - Shan, ja..
- Teraz będziesz żył dla swoich synów, dla mnie, dasz radę, razem damy. - dokończyła za niego, chcąc narzucić mu swoje stanowisko.
- Nie widzisz, że to nie ma sensu? Dajcie mi umrzeć, tak będzie najlepiej. - mruknął pod nosem, zwracając głowę w stronę okna, by nie musieć spoglądać w jej oczy.
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci.. - już chciała wykrzyczeć mu wszystko, co podświadomie podpowiadało jej serce, lecz przygotowane słowa minęły w ułamku sekundy. Bowiem drzwi sali otworzyły się, a do środka weszła starsza kobieta. Blondynka doskonale wiedziała kim jest owa osoba. Lecz czy ona wiedziała kim jest Shanti?
- Synku, czyś ty oszalał? - zaczęła głosem pełnym pretensji, żalu. Szybko jednak przerzuciła swoją uwagę na gościa Cristiano. Obecność dziewczyny w samym szlafroku i piżamie, całej we łzach, była zdecydowanie czymś niestandardowym. - Cristiano, a może przedstawisz mi przyjaciółkę? - zażądała natychmiast, przybierając wyraz twarzy dowódcy sił zbrojnych.
- Mamo to jest Shanti, moja.. - zawahał się przez chwilę. W końcu jak miał ją nazywać? Nigdy nie zgodziła się na bycie jego dziewczyną, nie był nawet pewien czy chciałaby tego po tym wszystkim. - Moja Shanti. - dokończył cichym głosem, kompletnie nie mając w głowie innego pomysłu.
- Boże, ta Shanti? - starsza kobieta wytrzeszczyła swe oczy, by po chwili mieć już dziewczynę w swoim silnym uścisku. - Dziecko drogie, ile ja cię lat nie widziałam! Tak wyrosłaś!
- Panią też bardzo miło widzieć, Pani Aveiro. - mruknęła, czując, że do jej płuc dopływa coraz mniej powietrza. Kobieta może i nie była ogromna, lecz uścisk miała na miarę zawodnika sumo.
- Mamo, razem z Shanti mamy syna. - przerwał im Cristiano, tworząc na twarzy swojej matki coś na miarę miny odzwierciedlającej moment zobaczenia ducha. Starsza kobieta musiała zająć miejsce na pobliskim krześle, by zachować trzeźwość umysłu i nie zemdleć. Takich wiadomości w końcu nie słyszała codziennie. Ba, możnaby rzec, że podobne scenariusze widywała jedynie w serialach.
- Czyli ta rozmowa o tym synie, który niby ma 12 lat i ostatnio go poznałeś..
- Tak, Xavier jest naszym synem. - przerwała jej blondynka.
- I to naprawdę cudowny chłopak. - dodał wyjątkowo spokojny Cristiano.
- Ale jak to możliwe? Czemu wcześniej nie mówiłeś mi o nim? - natychmiast rozpoczęła swoją falę pytań. Mężczyzna spojrzał jedynie w kierunku swojej ukochanej. Było jej bardzo ciężko mówić o dawnych czasach, widział to. Posłał jej delikatny uśmiech, jakby chcąc ukoić jej nerwy.
- Mamo, możemy o tym nie rozmawiać? - zapytał z nadzieją. - Wszyscy potrzebujemy spokoju, to był bardzo ciężki dzień. A poza tym chłopcy są w domu sami, ktoś musi do nich pojechać, więc wiesz.
- Wyślę twoje siostry, a wy kochani odpoczywajcie. - odparła serdecznym tonem, by po chwili zniknąć za drzwiami pomieszczenia. Para znów została sama. Siedzieli w ciszy, obserwując siebie nawzajem. Mężczyzna wydawał się dziwnie obojętny, aż za bardzo obojętny. Czyżby coś się za tym kryło? Nie miała odwagi zapytać. Jedynie złożyła czuły pocałunek na jego ustach, informując o wyjściu w celu zakupu coli z pobliskiego automatu. Nie protestował, wbrew pozorom nawet ukazał drobny promień radości na swojej dotychczas matowej twarzy. Wydawało się, że się jest lepiej. Właśnie, wydawało. Przeszła zaledwie kilka kroków, gdy na jej drodze stanęło dziwne uczucie. Nie umiała go określić, po prostu wkradło się do jej umysłu, nakazując powrót do ukochanego. Posłuchała. Szybkim krokiem wtargnęła do jego sali, a widok, który otrzymała zatrzymał jej serce w miejscu. Mężczyzna trzymał w ręku nóż, oglądał go pustym, bezuczuciowym wzrokiem, budząc przerażenie. Blondynka zareagowała instynktownie. Pozbawiła go przedmiotu, nie unikając przy tym protestów. W końcu jednak ostrze leżało na podłodze, a jego oczy, te czekoladowe oczy, które tak bardzo kochała, wypełniły łzy.
- Ja.. ja.. - próbował coś powiedzieć, lecz dobór odpowiednich słów był dla niego zbyt wielkim wyzwaniem.
- Kocham cię, rozumiesz?! - uniosła głos, kładąc obie dłonie na jego policzkach, chcąc zmusić go do kontaktu wzrokowego. - Tak bardzo cię kocham, Cristiano.. - dokończyła prawie szeptem, płacząc już razem z nim. 

___________________

Z tego miejsca chciałabym serdecznie podziękować sieci T-Mobile, która swoim bajecznym zasięgiem spycha mnie do średniowiecza xc
Ech, przez ostatnie dni nie pisałam prawie wcale, więc nowy nie mam pojęcia kiedy się pojawi. Mam nadzieję, że ten Wam się spodoba ;*
Ps : Zaległe komentarze pod blogami uzupełnię, gdy tylko będę miała normalny internet. Pamiętam o wszystkich, bez obaw <33