Dziewczyna upuściła telefon na podłogę. Jej najgorsze koszmary właśnie stawały się rzeczywistością. Osunęła się na kanapę, ledwo łapiąc oddech. W myślach tworzyła już najgorsze scenariusze, lecz postanowiła wziąć się w garść. Opłukała twarz zimną wodą, chwyciła kluczyki i natychmiast ruszyła w stronę lotniska. Cud sprawił, że ktoś w ostatniej chwili zrezygnował z biletu i mogła odlecieć najbliższym samolotem. Po kilku ciągnących się w nieskończoność godzinach była w Madrycie. Wsiadła do pierwszej taksówki z brzegu i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że przecież nie ma pojęcia gdzie szukać Xaviera. Stolica Hiszpanii była ogromna, a chłopiec mógł pójść gdziekolwiek.
- To gdzie w końcu jedziemy? - zapytał mocno podenerwowany starszy Pan. Walił nerwowo o kierownicę starym długopisem, kątem oka przyglądając się drobnej blondynce.
- Najbliższy komisariat policji. - odparła, sądząc, że to najrozsądniejsze wyjście. Rzuciła kierowcy 100 euro, a ten natychmiast zmienił nastawienie. Uśmiechnął się serdecznie i ruszył. Jednak zanim młoda matka zdążyła wziąć choćby łyk wody byli pod wskazanym budynkiem. Jak się okazało mieścił się on 200 metrów dalej.
- Jesteśmy na miejscu. - poinformował cieszący się jak małe dziecko mężczyzna.
- Udław się tymi pieniędzmi, skurwielu cholerny. - wymamrotała pod nosem. Opuściła pojazd, trzaskając przy okazji drzwiami, a następnie ruszyła w stronę budynku. Była pewna, że będzie zmuszona czekać w nieskończoność, lecz natychmiast ktoś się nią zajął. Okazało się, że zaginięcia dzieci traktują priorytetowo. Wysoki szatyn w średnim wieku, na pierwszy rzut oka bardzo kompetentny, zaprowadził ją do swojego gabinetu i zaczął zadawać różne pytania, które miały pomóc w śledztwie.
W tym samym czasie.
Młody Portugalczyk wpatrywał się od dobrych dziesięciu minut w majestatyczny obiekt przed jego oczami. Wciąż nie mógł uwierzyć, że widzi z bliska miejsce, które zawsze pojawiało się w jego snach. Chłopiec był zakochany w piłce nożnej od najmłodszych lat. Znał wszystkich najważniejszych piłkarzy, nie opuścił żadnego meczu Ligi Mistrzów, który leciał w telewizji. Możliwość oglądania Santiago Bernabeu z bliska była dla niego spełnieniem wszystkich marzeń. Jednak przybył tu w innym celu. Wyciągnął z kieszeni zdjęcie, które znalazł wczoraj i szybko przywołał się do porządku. Podszedł do mężczyzny, który sprzedawał bilety i poprosił o dwie wejściówki na stadion.
- Chłopcze, wejście tylko dla osób pełnoletnich lub z opiekunem, przykro mi. - usłyszał z ust pracownika.
- Ale Pan nie rozumie nic! Tutaj pracuje ktoś, kogo bardzo pilnie muszę znaleźć, błagam. - zrobił chyba najsmutniejszą minę świata, lecz facet wciąż spoglądał na niego kamiennym wzrokiem.
- Przykro mi. - powtórzył.
- Ale ja znam Ronaldo! Znaczy się moja mama zna i oni byli przyjaciółmi, a teraz ja muszę..
- Chłopcze, to nie jest plac zabaw. Idź sobie, bo wezmę ochronę. - przerwał mu coraz bardziej zdenerwowany służbista.
- Jeszcze Pan zobaczy. - wycedził pod nosem i odszedł ze spuszczoną głową. Usiadł na pobliskim murku i smutnym wzrokiem obserwował przejeżdżające auta. Nie miał pojęcia jak teraz znajdzie Cristiano. Otarł łzę, która powoli spływała po jego policzku i właśnie wtedy zauważył pewien plakat. Podszedł bliżej i przeczytał wielki napis "Spotkanie z Cristiano Ronaldo! Wyjątkowa okazja by zobaczyć mistrza na żywo! 7.01.14 Księgarnia Olimp, godzina 17:00".
- To jakiś cud. - powiedział sam do siebie, tryskając szczęściem. Zabrał swoje rzeczy i biegiem ruszył pod wskazany w ogłoszeniu adres. Wiedział, że to jego jedyna szansa, żeby poznać prawdę.
Komisariat policji.
- Czyli mieszka Pani w Madrycie i zaginął Pani syn, dobrze rozumiem? - podsumował młody policjant, nie podnosząc wzroku ze sterty wypełnionych dokumentów.
- Nie, mieszkam w cholernej Barcelonie, co powtarzam Panu od godziny! - wrzasnęła poirytowana blondynka. Była na siebie coraz bardziej zła, że udała się w to miejsce. Wypełniła milion dokumentów, odpowiedziała na drugie tyle pytań, a do rozwiązania jej problemu nadal było daleko.
- Barcelona, Madryt, mała różnica. Niech się Pani tak nie denerwuje. - odparł ze stoickim spokojem, biorąc łyk herbatki.
- Niech Pan to powie jakiemukolwiek kibicowi. - parsknęła cichym śmiechem. - I zacznijcie w końcu coś robić z łaski swojej! - dodała ostro.
- Ależ robimy, droga Pani. - wziął swój kubek i wyszedł na chwilę z pokoju. Po chwili wrócił ze swoim szefem i pudełkiem ciasteczek. Starszy mężczyzna usiadł w fotelu jego pracownika i wyciągnął z teczki jakiś papier.
- Więc co Pani syn robi w Barcelonie? - zapytał chłodnym tonem.
- Szuka swojego ojca, a przy okazji naraża życie. - wymamrotała pod nosem.
- Łatwe! Wystarczy znaleźć jego ojca i na pewno tam będzie! - wtrącił młodszy z buzią pełną ciasteczek.
- O ile coś go już nie potrąciło gdy wy nic nie robiliście!
- Krzyk Pani nie pomoże, proszę pohamować złość, wziąć głęboki oddech i..
- A w dupę sobie możecie wsadzić te psychologiczne brednie i swoją cudowną pomoc. - posłał im spojrzenie pełne pogardy, wzięła wszystkie swoje rzeczy i opuściła pomieszczenie. Czuła, że pobyt tutaj to strata czasu. Musiała wziąć się w garść i odnaleźć syna na własną rękę. Nie mogła pozwolić, by jej ukochanemu dziecku stała się krzywda.
Księgarnia Olimp, godzina 18:20.
Chłopiec wpadł do pomieszczenia niczym rakieta, jednak jedyne, co zobaczył to wychodzący ludzie. Cristiano musiał już odjechać razem z jego szansą na znalezienie ojca. Ze łzami w oczach wybiegł przed budynek. Miał ochotę zniknąć z powierzchni ziemi, uciec tam gdzie nie ma nikogo. Rozejrzał się dookoła i zobaczył grupkę ludzi, którzy otaczali jakąś postać. Postanowił podejść bliżej i zobaczyć kto to taki. W jego sercu tlił się jeszcze mały ogień nadziei. Przepchał się przez tłum i ujrzał osobę, której tak bardzo szukał. Cristiano z niezadowolną miną stał obok swojego zesputego Lamborghini i próbował odpędzić namolnych fanów, którzy ani myśleli dać mu przestrzeń choćby do oddychania. Chłopiec starał się znaleźć jak najbliżej niego, lecz tłum był silniejszy.
- Cristiano! Cristiano, porozmawiaj ze mną! To bardzo ważne! - krzyczał w kierunku Portugalczyka. Ten jednak nawet nie spojrzał w kierunku chłopca. Złożył podpis na biuście wysokiej blondynki i wsiadł do swojego auta. Xavi chciał za wszelką cenę jakoś się do niego dostać. Zrobił krok do tyłu i poczuł silny ból. Upadł na jezdnię obok białego Hyundaia, który właśnie go potrącił. Nie był w stanie poruszyć żadną częścią ciała, ledwo widział na oczy. Chłopiec czuł, że powoli odpływa. Właśnie wtedy zobaczył znajomą postać nad swoją głową.
- Wszystko będzie dobrze, trzymaj się, młody. - usłyszał z ust przerażonego Cristiano. Mężczyzna ściskał mocno jego dłoń, jednocześnie wybierając numer pogotowia. Dwunastolatek nie miał siły powiedzieć mu żadnego słowa. Ostatkiem sił wyciągnął z kieszeni stare zdjęcie i wcisnął je do ręki swojego idola. Potem zobaczył jedynie jego zdziwioną minę i ciemność..