It's like I checked into rehab and baby, you're my disease...
Madera, 12 Sierpnia 1993 r.
Ulicami małego miasteczka szedł pewien chłopiec. Na około miał około 7 lat. Jego ubrania były całe w błocie, a oczy spowite łzami. Płakał dzisiejszego dnia, płakał i dnia poprzedniego. Był zbyt mały by zrozumieć pewne rzeczy, ale wiedział, że nigdy nie będzie taki jak jego ojciec. Mężczyzna w średnim wieku przyszedł do domu pijany, znów. Jednak ten raz był wyjątkowy. Portugalczyk nie poszedł spać tak jak zwykle. Tym razem był agresywny, jakby w amoku. Rzucał przedmiotami, a na końcu uderzył swojego synka. Chłopiec ciągle miał w głowie jedno pytanie, czym zawinił swojemu ukochanemu tatusiowi? Przecież zawsze układał wszystko na miejsce, pomagał mamie, nawet ostatnio narąbał drewna do starego piecyka. Szedł krętymi ulicami i wciąż nie mógł zrozumieć. W końcu po chwili znalazł się pod drzwiami jedynej osoby, która zawsze potrafiła go zrozumieć. W malutkim, ale eleganckim domu mieszkała 5 letnia dziewczynka. Byli przyjaciółmi praktycznie od urodzenia. To ona zawsze grała z chłopcem w piłkę, gdy koledzy mówili, że jest dla nich za słaby. To z nią chodził po drzewach, biegał po piaszczystych plażach. Praktycznie wszystko robili razem. Chłopiec wszedł do jej domu i ujrzał mamę koleżanki. Młoda kobieta nigdy nie wydawała mu się miła. Zawsze miała jakieś "ale", ciągle czepiała się o wszystko. Czasami przypominała chłopcu jego ojca. Mieli bardzo podobne charaktery. Młody przywitał się z kobietą i szybko pognał na górę, gdzie mieścił się pokój jego koleżanki. Zapukał cicho i wszedł do środka. Powitał go widok dziewczynki, która ubrana w różową sukienkę z niezadowoloną miną czesała swoje blond włosy.
- Cześć, Shanti. - przywitał się wesoło, siadając obok niej.
- Cześć, cześć. - westchnęła cicho, odkładając szczotkę do złotego kuferka.
- Co robisz? - zapytał, przyglądając się jej uważnie.
- Ta gruba ciotka przyjeżdża i matka chce mnie przerobić na Barbie. - wymamrotała naburmuszona. Spojrzała uważnie na chłopca i szybko dostrzegła ranę na jego policzku. Nie była zbyt duża, ale wciąż krwawiła. Dotknęła jej delikatnie, widząc grymas bólu na twarzy kolegi.
- To nic takiego, wypadek mały. - wymyślił szybko, odsuwając się od dziewczynki.
- Ten "wypadek" powinien oberwać 100 razy mocniej! - zeszła z łóżka i mocno tupnęła nogą. - Idziemy! - obwieściła, zakładając zwykłe trampki, które tak bardzo lubiła nosić.
- Gdzie? - zapytał, patrząc na nią z niepokojem.
- Do twojego ojca! Już ja mu powiem! Zobaczy jeszcze! - wykrzyczała wojowniczo.
- Ale ja nie chcę. - wlepił wzrok w kolorowy dywan.
- Więc zostań u mnie na noc, niech się trochę pomartwią. - odparła już nieco spokojniej, siadając blisko przyjaciela. Wtuliła się w jego ramiona i zamknęła swoje zielone, duże oczy.
- Mama będzie potem zła i nie pozwoli mi zagrać w meczu. - uśmiechnął się krzywo, bawiąc się włosami dziewczynki.
- Ale jeszcze raz i im nagadam, zobaczą jeszcze. - powiedziała pod nosem, zaciskając mocno swoją małą pięść.
- Ja się kiedyś z tobą ożenię. - zaśmiał się radośnie, zaczynając gilgotać swoją towarzyszkę.
3 listopada 2002 r.
Minęło 9 lat. Świat poszedł do przodu, lecz jedno się nie zmieniło. Dzieci, które w dzieciństwie tak uwielbiały się ze sobą bawić wciąż były najlepszymi przyjaciółmi. W szkole wszystkie przerwy spędzali na wspólnej rozmowie, wieczorami grali w piłkę na pobliskim boisku. Zawsze byli razem, niezależnie od wszystkich. Jednak ten tydzień miał być ostatnim w dziejach ich przyjaźni. Młody Portugalczyk miał grać w dobrym klubie, niestety daleko od rodzinnej Madery, a rodzice dziewczyny dostali ofertę pracy w samych Włoszech. Po tylu latach przyjaźni mieli tak po prostu podać sobie dłoń i pożegnać, czyżby na zawsze? Oboje bardzo tego nie chcieli, ale nie mogli protestować. "Widać tak musiało być" - mówili ich rodzice. Nie wiedzieli czy mają rację, nie rozumieli jeszcze wielu rzeczy. Wiedzieli tylko jedno - to, że będą tęsknić. Na dzień przed wyjazdem chłopca postanowili spotkać się w domku na drzewie, który wybudowali gdy byli mniejsi. Trzymając się za ręce weszli do zakurzonej chatki, która mieściła się blisko rzeczki i usiedli na starym materacu. Pomieszczenie wyglądało jakby zaraz miało rozpaść się w drobny mak, ale to nie było ważne. Ustawili kilka świeczek i wystrój od razu stał się przyjemniejszy.
- Więc to nasz ostatni dzień razem. - drobna blondynka przerwała ciszę, patrząc w oczy swojego przyjaciela. Po jej policzku spływała łza, którą tak bardzo starała się ukryć, lecz on od razu ją zauważył.
- Zostanę sławnym piłkarzem, a wtedy zamieszkamy razem w ogromnym domu z basenem, pięcioma psami, zobaczysz! - odparł ze swoim zniewalającym uśmiechem, ocierając delikatnie jej policzek.
- Nie wierzę w bajki, przykro mi. Minie miesiąc i od razu o mnie zapomnisz. - stwierdziła smutno, patrząc przed siebie.
- Nie zapomnę, przestań. Obiecuję ci to, Shanti. - musnął delikatnie jej policzek, powodując przyjemne dreszcze na jej ciele. Znów przeniosła wzrok na jego oczy. Wpatrywała się w nie długo, jakby zatonęła w ich czekoladowej głębi.
- Więc musisz mi to jakoś udowodnić. - uśmiechnęła się nieznacznie, kładąc dłoń na jego opalonym policzku.
- A w jaki sposób mam to zrobić? - zapytał cichym głosem, zbliżając się do niej coraz bardziej.
- Chcę to zrobić tu i teraz, z tobą. - odpowiedziała pewnym głosem.
- Jesteś tego pewna? - spojrzał w jej oczy lekko zdziwiony słowami przyjaciółki. Ta jedynie skinęła głową, by po chwili połączyć się z nim w czułym pocałunku. Był pierwszy w jej życiu i z pewnością najwspanialszy. Usta chłopaka potrafiły doprowadzić do obłędu. Czułe, a zarazem z charakterem, namiętnie i wręcz wulgarne. Pragnęła ich coraz więcej, częściej. Portugalczyk lewą ręką objął dziewczynę w tali, a prawą delikatnie pozbawił ją kolorowej bluzki na ramiączkach. Szybko dali ponieść się namiętności. Ubrania wylądowały na podłodze, a oni nadzy na starym materacu. Na początku blondynka bała się bólu, lecz dotyk przyjaciela, wszystko, co robił sprawiało, że ten minął w ułamku sekundy. Z czasem było jej coraz przyjemniej. Kochali się długo i namiętnie. Byli tak bardzo pogrążeni w swoim uczuciu. Chcieli by ich pożegnanie było wyjątkowe i było. Wkrótce wyczerpani zasnęli wtuleni w siebie nawzajem pod okryciem starego koca. Bardzo zmęczeni, ale wciąż szczęśliwi.
2 miesiące później, Rzym, Włochy.
Młoda blondynka siedziała pod ścianą swojego pokoju. Z jej oczu wciąż spływały łzy. Próbowała je powstrzymać, ale wciąż ich przybywało. Nie wiedziała jak teraz będzie wyglądało jej życie. W ręku trzymała test ciążowy z wynikiem pozytywnym. Powtarzała go kilka razy, lecz zawsze wychodził taki sam. Próbowała jakoś skontaktować się z przyjacielem. Liczyła, że może on powie jej, co teraz powinna zrobić. Tak bardzo chciała usłyszeć z jego ust, że będzie dobrze, lecz ten nie odbierał telefonu od miesiąca. Na początku dzwonił codziennie, a potem? Tak po prostu przestał. Czyżby już nie była mu potrzebna? Złamał obietnicę i zapomniał o niej? Nie umiała tego zrozumieć. Przerwało jej dopiero pojawienie się matki. Weszła do pokoju naburmuszona jak zwykle, zmierzyła dziewczynę z pogardą i szybko zauważyła przedmiot w jej ręku. Wyrwała jej test ciążowy i już wiedziała, co jest powodem płaczu córki.
- Ty masz 14 lat, gówniaro cholerna! - wrzasnęła, wymierzając jej cios w policzek. Pierwszy raz w życiu dziewczyna widziała ją w takim stanie. Liczyła, że chociaż ona jej pomoże, powie cokolwiek dobrego, lecz otrzymała jedynie strach i obelgi. Szybko w pokoju pojawił się także ojciec blondynki. Wysoki szatyn spojrzał na przedmiot w ręku żony i jego początkowo wesoła mina szybko przemieniła się we wściekłość.
- Ty ją tak wychowałaś! Przy książkach powinna siedzieć, a nie się kurwić z kim popadnie! Nie będę robił na bachora- wygłosił i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami z całej siły.
- Kochanie, zaczekaj! - krzyknęła w jego kierunku. - Opłacimy jej aborcję, pozbędziemy się tego problemu! - dodała, biegnąc do mężczyzny. Zostawiła dziewczynę samą w pokoju. Ta spojrzała smutnym wzrokiem na swój brzuch. Położyła na nim rękę i poczuła, że słowa matki nie mogą stać się prawdą. Mimo młodego wieku kochała to dziecko i wiedziała, że zrobi dla niego wszystko, co będzie trzeba, choćby miała zostać kompletnie sama da radę.
- Ono jest moje, nie wasze! - krzyknęła, wyciągając z szafy swój sportowy plecak. Włożyła do niego kilka najpotrzebniejszych rzeczy, trochę pieniędzy, jakieś kosmetyki. Nie miała żadnego planu, ale czuła, że musi walczyć o swoje maleństwo. Założyła plecak i cichym krokiem opuściła mieszkanie. Rodzice pochłonięci planami morderstwa jej dziecka nawet tego nie zauważyli. Gdy znalazła się już na ulicy zaczęła biec. Nie miała określonego celu podróży, po prostu biegła. Wiedziała, że każde miejsce będzie dla niej lepsze niż rodzinny dom.
Jejku, strasznie mi szkoda Shanti, dziewczyna miała pecha i tyle. Mam nadzieję, że znajdzie miejsce, w którym będzie mogła żyć spokojnie.
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo interesująco! Dodaję do czytanych i spodziewaj się mnie tutaj często! :)
W ramach przeprosin za długą nieobecność zapraszam na prolog nowego opowiadania :)
http://deniaal.blogspot.com/
Zapowiada się ciekawie :D Na pewno będę czytać. Informuj mnie o nowościach na http://dorosnacwjednejchwili.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńjedno słowo...wow!
OdpowiedzUsuńzapowiada się świetnie
czekam na następny
To będzie piękne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńhttp://co-z-nami-bedzie.blogspot.com/ wracam z nowym opowiadaniem :)
OdpowiedzUsuńO rany... po prostu brak mi słów zapowiada się naprawdę ciekawie :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się wręcz bardzo ciekawie! Mimo wszystko mogłaś ich zrobić choć odrobinę starszych, bo tak 14 lat i 16 to dziwnie... :D Młody Portugalczyk to na pewno Cristiano... :D Ciekawa jestem jak to się dalej potoczy :> Shanti pewnie poleci do Manchesteru, do Ronaldo ale co potem?
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej! :)
WOW :0
OdpowiedzUsuńNieźle się zapowiada, a Xavier z pewnością jest synem Shanti.
Czekam na kolejny :) !!
Woow. Niezle sie zaczyna, zapewne niezle sie potoczy XD powiadamiaj mnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na http://the-gunners-love-and-other-drugs.blogspot.com/?m=1 :*
Hej, na początku dziękuję bardzo za komentarz na moim blogu! Obyś została u mnie dłużej, ja tu na pewno powrócę ;)
OdpowiedzUsuńZaczęłaś bardzo pięknie. Trochę tajemniczo, ale chyba wszystko już ogarnęłam, haha. Wprawdzie nie jestem wielką fanką CR7, ale ten prolog mi się podoba. Wydaje mi się, że będzie to rzeczywiście stricte Twoja historia, a nie jakieś "hotkowanie" Ronaldo. :)) Aborcja? Nigdy w życiu!!! Jacy chorzy są ci wszyscy rodzice, którycj tutaj przedstawiłaś nam...współczuję Shanti.
Pozdrawiam serdecznie, caro