sobota, 1 marca 2014

Dziesiąty

Strach wbrew pozorom ma ogromną siłę. Potrafi sprawić, że potrafimy zrobić coś, co innym wydaje się kompletnym szaleństwem. Sprawia, że granica między rozsądkiem a absurdem zaciera się w mgnieniu oka. Będąc pod jego działaniem przestajemy myśleć, analizować fakty. Postępujemy instynktownie, czasami zupełnie nie tak, jak należy. To właśnie to uczucie sprawiło, że Portugalczyk dopuścił się kłamstwa. Trzymał biały telefon w ręku, próbując udowodnić sobie, że postępuje dobrze. Na zegarku widniała godzina 3:46, lecz on nadal nie był w stanie zasnąć. Leżał na twardej, salonowej kanapie, przepełniony obawą przed dzisiejszą wizytą tajemniczego Davida. W myślach układał plan jego wykluczenia z życia dziewczyny. Pewnie tak wyglądałaby cała jego noc, gdyby nie ciche kroki, które dobiegły ze starych, drewnianych schodów. Odwrócił głowę w tamtym kierunku i ujrzał postać, którą spokojnie możnaby nazwać zjawą ze snów. Blondynka stała przed nim w koronkowej koszulce, sięgającej zaledwie do połowy uda. Jej zadaniem nie było zakrywanie czegokolwiek, raczej wyeksponowanie największych atutów posiadaczki.
- Coś się stało? - zapytał nieśmiało, obserwując dokładnie wszystko, co udostępniła do oglądania. Wiedział, że może to wygladać dziwne, ale widok był zbyt pociągający, by móc odrzucić go od oczu.
- Czemu w tym domu jest tak zimno? - usłyszał z ust zaspanej blondynki. Podeszła bliżej, więc dopiero teraz mógł dostrzec dreszcze na jej skórze.
- Shanti, ale w tym domu jest ponad 25 stopni, nie jest zimno. - odpowiedział zaskoczony.
- Jest zimno, jest lodowato. - powtarzała niczym mantrę, pocierając dłońmi zmarznięte ramiona.
- Skarbie, ty chyba jesteś chora.. - stwierdził, wstając z miejsca, by okryć jej delikatne ciało grubym kocem. Usadził dziewczynę na kanapie, nakazując jednocześnie pozostanie w miejscu, podczas, gdy sam poszedł po kubek gorącej herbaty.
- Czy ty właśnie powiedziałeś do mnie..
- Masz omamy, jesteś bardzo chora. - przerwał jej szybko, uświadamiając sobie, że sam zaczyna gadać coraz większe głupoty. Dorzucił do kubka z herbem Realu Madrid łyżkę miodu, by następnie ostrożnie zanieść go dziewczynie. Ta natychmiast wzięła łyk gorącej cieczy, dzięki której przyjemne ciepło szybko rozeszło się po jej ciele.
- Cristiano, nie mam omamów, jestem całkowicie zdrowa. - wymamrotała pod nosem, kładąc obolałą głowę na czerwonej poduszce.
- A o tym zaraz się przekonamy. - poruszył brwiami, szukając termometru w stercie rzeczy, które kryła jego komda. Gdy w końcu wyszukał upragniony przedmiot przekazał go chorej, jednocześnie zajmując miejsce obok niej.
- Lepiej byś naprawił ogrzewanie. - prychnęła śmiechem, wkładając termometr pod pachę.
- Poczekaj, zobaczę, co da się zrobić. - rzucił pod nosem, wstając z miejsca. Podszedł do pięknego kominka, próbując ocenić czy ma wszystko, co potrzebne do rozpalenia ognia. Do środka włożył kilka drewienek, jakieś stare gazety. Niezgrabna kupka może i nie prezentowała się najlepiej, lecz piłkarz uznał, że powinna 'działać'.
- Pamiętam, jak kiedyś robiłeś, a raczej próbowałeś zrobić ognisko i potem skończyło się to wycieczką po centrum oparzeń. - usłyszał z ust rozbawionej dziewczyny.
- No widzisz, ale chociaż załatwiłem ci wycieczkę po kilku miastach. - wyszczerzył swoje idealnie białe zęby, patrząc, jak jeszcze tak niedawno tylko niezgrabna kupka śmieci, teraz zamienia się w okazały ogień.
- A na koniec lekarz stwierdził, że nas nie wolno wypuszczać z domu, bo zrobiliśmy namiot z prześcieradeł w twojej sali. - zaśmiała się wesoło, skupiając wzrok na termometrze, który właśnie wydał z siebie długi dźwięk. Szybko jednak mężczyzna zabrał jej przedmiot, jednocześnie wciskając się kilka centymetrów od niej. Usiadł po turecku, ze zdziwieniem obserwując ekran urządzenia, który wskazywał 39 stopni gorączki.
- Shan, to nie są żarty, jedziemy do lekarza. - spojrzał na twarz blondynki, po której spływały krople potu. Dziewczyna wydawała się jeszcze bardziej blada niż zazwyczaj, a podkrążone oczy dopełniły czarę goryczy. Wziął od niej kubek, który ledwo trzymała w ręku. Odstawił go na stolik, a sam poprawił gruby koc, który delikatnie się osunął, ukazując jej zupełnie nagie udo.
- Ja nie chce jechać do żadnego lekarza, przestań już. - odparła czułym głosem, łapiąc delikatnie dłoń piłkarza. Była zimna, zupełnie inna niż jej gorące ciało.
- To ty przestań wciąż być taka uparta. - warknął pod nosem.
- Nie mogę być chora, mam dziś spotkanie w sprawie pracy. - powiedziała szeptem, by następnie bez namysłu położyć głowę na klatce mężczyzny. Złość i nienawiść były dla niej nieważne, nawet ich nie pamiętała. Zamknęła swoje duże oczy, rozkoszując się jego idealnym ciałem, które właśnie miała przy sobie. Szybko jednak jej umysł zażądał więcej. Przejechała palcem wzdłuż torsu Portugalczyka, badając dokładnie każdy jego element. Szybko rozpoznała, jak bardzo jego ciało zmieniło się z biegiem lat. Mimo, że miał na sobie koszulkę dokładnie czuła, że musiał spędzać długie godziny na siłowni. Z drobnego chłopca, którego znała na Maderze powstał mężczyzna idealny.
- Po co ci praca? - zapytał po chwili. Obserwował każdy jej ruch, delikatnie gładząc jej lśniące włosy.
- Bo muszę za coś żyć? - odpowiedziała pytaniem, delikatnie unosząc głowę, by spojrzeć w czekoladowe oczy mężczyzny. Szybko poczuła, że decyzja ta nie była rozsądna. Im bardziej zagłębiała się w blasku jego twarzy, którą delikatnie oświetlały tańczące płomienie, tym bardziej odpływała od rzeczywistości.
- Przecież zarabiam. - mruknął pod nosem ze złością, odwracając od niej głowę. Zatopił wzrok w kojącym widoku ognia, który szalał kompletnie niezależnie od wszystkich.
- Czyli mam siedzieć na dupie i nic nie robić? - uniosła głos, lecz szybko tego pożałowała, czując mocny ból w gardle. - Nie jestem Iriną. - dodała już spokojniej.
- Shanti.. - westchnął cicho. - No dobrze, co to ma być za praca? - przeszedł do konkretów, stwierdziszy, że kłótnia i tak nie ma sensu.
- Myślałam o centrum handlowym. - wyjaśniła nieśmiało, powodując śmiech mężczyzny.
- Od razu własne centrum handlowe? No, no, ty jednak myślisz zupełnie po mojemu. - stwierdził dumnie, znów wpatrując się z zaangażowaniem w jej tęczówki.
- Idiota. - usłyszał z ust dziewczyny, jednocześnie otrzymując delikatny cios w żebra. - Myślałam bardziej o pracy w jakimś butiku. - wyjaśniła z lekkim uśmiechem, powodując na twarzy jeszcze większe salwy śmiechu, którym już w żaden sposób nie mogła zapobiec.
- Are you fucking kidding me? - wypalił perfekcyjnym angielskim, robiąc przy tym pasującą minę.
- To moja decyzja i you can pocałować mnie w tyłek. - odpowiedziała naburmuszona, odwracając się do niego plecami. Piłkarz jednak nic sobie z tego nie zrobił. Zbliżył twarz do jej szyi, jednocześnie kładąc rękę na jej nagim udzie.
- Czemu nie wybierzesz czegoś bardziej prestiżowego? - zapytał szeptem, opierając delikatnie swoją głowę o głowę dziewczyny.
- Bo mam wolą wolę, a ta praca spełnia moje oczekiwania. - warknęła ostro, lecz w głębi duszy czuła jedynie rozkosz, jaką dawał jej dotyk mężczyzny. Nie chciała by przestawał, a wręcz przeciwnie, pragnęła coraz więcej.
- Więc ty dziś leżysz, a ja pojadę tam i sprawię, że robota będzie na ciebie czekać. - dotknął delikatnie wargami jej szyję, powodując dreszcze na jej filigranowym ciele. Nie skupiła się nawet na jego słowach. Była zbyt chora, a może zbyt pochłonięta wyobrażeniami z Portugalczykiem w roli głównej.
- Dziękuję, dokumenty i adres masz na stoliku w sypialni. - wydusiła z siebie, zamykając powoli swoje powieki.
- Nie dziękuj, tylko śpi już. Wypoczynek dobrze ci zrobi. - mruknął cicho, okrywając ich drugim kocem. - Dobranoc. - dodał jeszcze, po czym wtulił się w jej ciało, wdychając jego kuszący zapach.

***

Dzień nadszedł w zastraszającym tempie. Słońce delikatnie wpadło do salonu przez przerwę między satynowymi zasłonami, oświetlając twarz dziewczyny. Cristiano już od dobrych kilkunastu minut obserwował grę świateł na jej ciele, korzystając z okazji, że spała dość mocno. Widok uzupełniały nagie ramiona dziewczyny, które miał zaledwie kilka centymetrów od swoich brązowych teczówek. Patrzył w nie niczym zahipnotyzowany, próbując wyobrazić sobie, jaki może być ich smak. Stawiał na słodkie truskawki opiewane przez poranne krople rosy, które swoją słodyczą potrafią zaczarować, jakby były najmocniejszym z zaklęć. W marzeniach odpływał bardzo daleko, wręcz za daleko. W końcu doszedł do wniosku, że musi dowiedzieć się wszystkiego. Zbliżył usta do jej bladego ciała i już miał poczuć ich niebiański smak, gdy nagle zauważył, że od dłuższego czasu ktoś mu się przygląda. Wysoka szatynka stała w progu, trzymając miotłę w ręku, a usta otwierając tak szeroko, jakby właśnie zobaczyła samego Boga.
- Bo ja.. mnie Pani Irina zatrudniła do sprzątania. - wydusiła z siebie, wciąż stojąc w bezruchu. Piłkarz odpowiedział jej jedynie gestem dłoni, który nakazał kobiecie przejść do bardziej ustronnego miejsca. Sam powoli wstał z kanapy, uważając przy tym, żeby nie obudzić Shanti. Gdy podszedł do sprzątaczki ta nerwowo kręciła się w miejscu, kompletnie nie wiedząc, co zrobić. Mężczyzna zmierzył ją wzrokiem i od razu odgadnął dlaczego dostała tą pracę. Może i była wysoka, lecz urodą zdecydowanie nie grzeszyła. Potargane włosy, za duże ciuchy, a do tego wąsik i garbaty nos zdecydowanie nie były w typie Portugalczyka.
- Ach, ta Irina. - prychnął śmiechem.
- Przepraszam, coś ze mną nie tak? - zapytała cieniutkim głosikiem, przypatrując się z uwagą swojemu pracodawcy.
- Nie, wszystko w porządku. - zaprzeczył, choć musiał bardzo starać się, by nie wybuchnąć śmiechem. - Przejdźmy do interesów. - dodał, zmieniając temat.
- Pana żona wszystko mi wytłumaczyła, więc proszę się nie martwić. - odparła z powagą, poprawiając ogromne okulary. - No przynajmniej prawie wszystko.. - mruknęła pod nosem, zerkając w kierunku śpiącej blondynki.
- Posłuchaj mnie, jesteś od zamiatania po mnie, od psychologicznych wywodów mam mnóstwo innych ludzi. - warknął zdenerwowany.
- Ale oczywiście, interesuje mnie tylko i wyłącznie sprzątanie. - rzuciła szybko, stając na baczność.
- Więc zabierz się do roboty, brud sam nie zniknie. - uśmiechnął się szyderczo, zostawiając ją samą. Na zegarku widniała już 8:40, a trening zaczynał się za niecałe 50 minut. Zważając na stan fryzury mężczyzny i jego zapach nie było to zbyt dużo. Doszedł więc do wniosku, że nie ma czasu na ustawianie służby. Powędrował do łazienki, by zrobić się na bóstwo, cały czas mamrocząc coś pod nosem.
Sprzątaczka została sama, co szybko uznała za szansę na wykonanie ważnego telefonu. Rozejrzała się dookoła, by mieć pewność, że nikogo nie ma w pobliżu, lecz ujrzała jedynie Shanti. Blondynka leżała okryta jedynie skrawkiem koca, wciąż uśmiechając się z niewiadomego powodu. Okularnica nie mogła znieść tego widoku. Wykręciła pożądany numer i schowała się pod schodami, czekając aż usłyszy głos po drugiej stronie.
- Słucham? - odezwał się rosyjski akcent.
- Proszę Pani, bo ja czułam się zobowiązana, żeby wszystko powiedzieć. - wypaliła niczym katarynka.
- Diano, o co chodzi? Coś się stało? - zaniepokoiła się modelka.
- Bo Pan Ronaldo przyjmuje w swoim domu podejrzane kobiety, do tego strasznie wyuzdane. - obwieściła dumna.
- Kobiety? - zaśmiała się. - Więc rób zdjęcia, adwokat będzie zadowolony. - dodała z chytrym uśmieszkiem.
- A moja pensja? - upomniała się natychmiast.
- Będzie odpowiednio wysoka, bez obaw. - mruknęła pod nosem, by następnie rozłączyć się.

***

Godzinę później piłkarz w końcu dotarł do świątyni futbolu. Przez ostatnie tygodnie trenowali na Bernabeu z powodu, którego w sumie nawet nie wysłuchał, będąc pochłoniętym w rzeczach ważniejszych. Zdarzało mu się to nadzwyczaj często, niestety już od czasów szkoły. Gdy ktoś mówił coś nieistotnego, natychmiast zmieniał obiekt zainteresowania. Podobnie miał z kobietami, lecz to już bardziej złożony ciąg przyczynowo - skutkowy. Pochłonięty własnymi myślami szybko dotarł do szatni. Wszedł do środka i od razu rozpoznał ten dziwny wyraz twarzy u swoich kolegów. Sugerował on mniej więcej tyle, że zrobili coś, ale próbują to zatuszować. Mężczyzna jednak jedynie mruknął pod nosem ciche 'cześć' i zasiadł na swoim miejscu. Już chciał wyjąć z szafki swoje ulubione korki, lecz przed jego oczami widniały jedynie sznurowadła. Rozejrzał się po szatni, obserwując prawie sikających ze śmiechu Królewskich.
- Jejku, chyba ktoś mi ukradł korki.. i co ja teraz zrobię? - zapytał z przekąsem, mierząc każdego z nich srogim wzrokiem.
- No nie wiem, nie wiem. - drażnił się Marcelo, błądząc wzrokiem gdzieś po suficie.
- Chyba musisz grać w tych. - oznajmił Iker, w ręku trzymając różowe korki z napisem 'Miss boiska'.
- Jese, dawaj mi to! - ryknął w stronę młodzika, który ku przełamaniu schematu drużyny siedział w koncie niczym mysz pod miotłą.
- Co? Ale dlaczego ja?! - obruszył się piłkarz. - Ja nic nie mam, jestem poważnym piłkarzem, który ciężko pracuje. Nie w głowie mi takie dziecinne harce. - dodał, wydymając dumnie swoje wargi.
- A może smerfy po nie przyszły? - wtrącił rozchichotany Pepe, lecz widząc minę Cristiano szybko grzecznie usiadł w miejscu, jakby właśnie dostał karę od pani w przedszkolu.
- Muszę wykorzystać ten numer z smerfami, jak przyjdzie czas waszych wypłat. - usłyszeli za plecami głos roześmianego Pereza. Jego mina jednoznacznie mówiła, że musiał stać tam dość długo, by usłyszeć najlepsze momenty.
- No bo my.. bo my.. - zająknął się biedny Marcelo, kompletnie zaskoczony i przerażony widokiem prezesa. Mężczyzna zawsze budził w nim przerażenie  do tego stopnia, że unikał go, jak tylko mógł.
- Marcelo, nawet nie chcę wiedzieć. - przerwał mu szybko. - Bierzcie dupska i na trening, na trening! - dodał wesołym tonem, opuszczając pomieszczenie. Zawodnicy chcieli zrobić to samo, lecz w drzwiach wyrósł przed nimi Cristiano w całej okazałości.
- Najpierw korki. - warknął wściekły.
- Najpierw korki. - powtórzył za nimi Iker, wyśmiewając akcent przyjaciela.
- A skąd w ogóle wiesz, że je mamy?! - obruszył się dotąd cichutki Sergio. Jego odwaga wynikała zapewne z położenia pomiędzy Pepe a Fabio.
- Ma je Jese. - stwierdził pewny swego mężczyzna.
- Znalazła się wyrocznia mardycka. - prychnął śmiechem naburmuszony Kepler. Nie miał czasu na takie postoje w drzwiach, gdyż oznaczało to dodatkowe chwile na stadionie, a on miał umówione spotkanie z piękną fizjoterapeutką, do której dziwnym trafem chodził ostatnio nawet co dwa dni.
- No więc Marcelo wykazuje zbyt wielki infantylizm, Sergio i Pepe myślą tylko o ruchaniu, Iker jest na to zbyt ułożony, a reszta.. - w tym właśnie momencie prześwietlił wzrokiem wszystkich obecnych. - A o reszcie szkoda gadać. - mruknął pod nosem. - Jedynie Jese jest na to wystarczająco wyrachowany. - wywnioskował dumnie, widząc kątem oka, jak wspomniany przez niego młodzik wyjmuje nowiutkie buty z dziury w szafce Moraty.
- Masz. - warknął, wciskając mu jego własność, by następnie z miną najbardziej poszkodowanego człowieka w dziejach opuścić pomieszczenie. Zaraz za nim zrobili to wszyscy inni piłkarze. W szatni pozostał jedynie zamyślony Cristiano i właściciel bujnej czupryny.
- Ty jesteś lepszy niż Sherlock. - zadziwił się Marcelo, otwierając szeroko swoje usta.
- Bo idioci wysyłali sms'y z tym super planem do wszystkich w kontaktach, zapominając, że przecież jestem na liście. - prychnął śmiechem, kończąc wiązać swoje bialutkie cuda.

***

W tym samym czasie, willa Cristiano.

Nastolatek właśnie obudził się w swoim ogromnym łóżku. Nigdy nie posiadał podobnego. W sumie nigdy nie posiadał niczego, co choć w małym procencie oddałoby piękno jego nowego miejsca zamieszkania. Nie zamierzał jednak spędzać tu całego dnia. Na dworze było bardzo ciepło, jak na luty, więc postanowił wykorzystać boisko, które miał za domem i poćwiczyć. Wiedział, że z obecną formą nie ma szans na zagranie w turnieju krajowym, który był przecież dla niego ogromną szansą. Po wykonaniu porannej toalety ubrał więc nowiutki dres oraz korki, które otrzymał od ojca, a następnie postanowił poszukać jakieś piłki. W domu zawodowego piłkarza wydawałoby się, że to nic trudnego, lecz było wręcz odwrotnie. Chłopiec przeszukał prawie wszystkie pokoje, lecz w żadnym nie znalazł nic, co choćby przypominało piłkę. Został mu jeszcze jeden pokój. Otworzył go powoli, a w środku ujrzał małego chłopca, który niezdarnie sznurował swoje buciki.
- Cześć, jestem Xavi. - przedstawił się, podchodząc bliżej malucha. Widząc jego buty postanowił pomóc dziecku. Uklęknął obok niego i zawiązał na jego trampkach zgrabną kokardkę.
- A ja jestem Cristiano. - odparł nieśmiało. - Kim jesteś? - zapytał cienutkim głosem.
- Jestem twoim bra.. - zawiesił na chwilę głos, dochodząc do wniosku, że przecież nie może powiedzieć prawdy. - Kuzynem. - poprawił się, dodając serdeczny uśmiech.
- A co robisz w moim domu? - zaciekawił się przedszkolak.
- Przez jakiś czas będę tu mieszkał z moją mamą. - wyjaśnił mu szybko.
- Jesteś synem Shanti?
- Jestem, jestem. - mruknął pod nosem. - Młody, a może pogramy w coś? - zaproponował szybko, by w końcu zmienić temat.
- Nie jestem taki młody! - obruszył się Cristiano. - A piłkę mam w szafie, nowiutki model, z mistrzostw. - dodał z chytrym uśmieszkiem.
- No i to ja rozumiem! - roześmiał się jego starszy brat.

***

Trening minął dzisiejszego dnia wręcz za szybko. Piłkarze ledwo zaczęli swoje harce, a już musieli wracać do szatni. W ich przypadku nie było to nic nadzwyczajnego. Wszyscy kochali to, co robili i każda minuta na boisku dawała im mnóstwo szczęścia. Cristiano przeważnie zostawał godzinę dłużej, lecz dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Jako pierwszy wybiegł z królestwa futbolu, ku zdziwieniu wszystkich obecnych. Nawet nie zasznurował dokładnie butów, nie mówiąc już o choćby słowie pożegnania. 
- A temu co odbiło? - zdziwił się Pepe, stojąc przy swoim aucie razem z grupką Królewskich i obserwując, jak Ronaldo odjeżdża z piskiem opon.
- Może do swojej Irinki się tak śpieszy. - zażartował Sergio, opierając się o maskę Audicy.
- Niee, oni nie są już razem, na internecie było. - uświadomił kolegów, jak zwykle obeznany w plotkach Di Maria.
- Więc może ma kryzys wieku średniego? - palnął Marcelo, patrząc z niepokojem na swoich przyjaciół.
- E tam, pierdoły gadasz. - mruknął Ramos.
- Zróbmy dla niego imprezę, przekonamy się czy chwyci towarek. Jeśli nie to rzeczywiście mamy powód do niepokoju, a jeśli tak.. no to najwyżej najebiemy się i poruchamy. Same korzyści! - Pepe wyszczerzył dumnie swe zęby.
- No nie wiem.. - zawahał się Marcelo, który ostatnimi czasy pragnął stać się człowiekiem uduchowionym.
- Zaufaj mi. - inicjator pomysłu klepnął go w plecy, myślami już będąc wśród prawie nagich modelek, skrzynek piwa i innych atrakcji. - Marcelo, zaciągnij go jutro do Hermesa, wszystko przygotujemy. - dodał pod nosem, by następnie zniknąć w środku swojego ukochanego auta.

***

20 minut później. 
Przed centrum handlowym zaparkowało czarne Lamborghini Cristiano Ronaldo. Wyróżniało się na parkingu na tyle, że oczy wszystkich dookoła skupiły się właśnie na tym jedynym punkcie. Mężczyzna jednak zbytnio się tym nie przejmował. Rozdał kilka autografów, wciąż szczerząc swoje uzębienie, a gdy w końcu udało mi się odgonić namolnych fanów, ruszył załatwić to, co go tu przywiodło. Szybko odnalazł sklep, w którym miała zamiar pracować Shanti. Wszedł do środka, nawet nie próbując ukryć zdziwienia.
- Armani to to nie jest. - mruknął pod nosem, oglądając według niego kompletnie niemodne ubrania.  
- Przepraszam, mogę w czymś pomóc? - nagle wyrosła przed nim czerwonowłosa dziewczyna o imieniu Marta, jak sugerowała jej plakietka.
- Podobno szukacie pracownika, więc chciałabym omówić kilka kwestii z szefową. - oznajmił z poważną miną.
- I ty chciałbyś tu pracować? - uniosła brew ku górze, mierząc mężczyznę wzrokiem.
- Tak, sprzedawanie damskich gaci to moje hobby. - warknął cicho. - Jest szefowa czy nie?! - dodał poirytowany zachowaniem sprzedawczyni.
- Nie ma, jest zajęta. - rzuciła chłodnym tonem, wkładając ręce do swoich obszernych kieszeni w bluzie.
- Widzę, że pojęcie 'miła obsługa' w twoim zapewne ubogim mózgu nie jest częstym gościem. - stwierdził naburmuszony.
- Nie szukamy nadętego dupka, więc radzę ci opuścić ten lokal! - rozkazała wojowniczo, zaciskając mocno swoje pięści.
- Słuchaj, czy ty w ogóle wiesz kim ja jestem? - prychnął śmiechem. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Portugalka naprawdę chce pracować w takim miejscu. Przecież nawet go tu nie znali! Szybko postanowił, że dla jej dobra musi znaleźć jej coś bardziej na poziomie. Nawet nie słuchał obelg, jakie popłynęły w jego kierunku z ust ekspedientki. Czym prędzej opuścił sklep, w głowie mając już genialny plan. Gdy zajął miejsce w swoim aucie postanowił, że nie mam co tracić czasu. Od razu wybrał numer swojego dobrego przyjaciela, ciesząc się swoim geniuszem.
- Cristiano? O co chodzi? - odebrał starszy mężczyzna.
- Mario, będziesz mi dziękował do końca życia! Mam dla ciebie genialnego pracownika. - obwieścił z cwanym uśmieszkiem na twarzy..

***

Dziewczyna otworzyła powoli swoje olbrzymie oczy, czując przyjemny aromat świeżej kawy. Bolała ją dosłownie każda część ciała, atakowała gorączka i zmęczenie. Najchętniej spałaby cały dzień, lecz kraina Morfeusza niestety ani myślała do niej powrócić. Zamoczyła więc wargi w gorącym napoju, obserwując kątem oka swojego syna. Siedział w kuchni i niczym Gordon Ramsey ubijał żółtka na twardą pianę. Szybko zauważył, że matka wstała, więc czym prędzej podsunął jej pod nos tabletki i porcję tostów z beszamelem.
- Jesteś cudowny, mówiłam ci już? - zapytała z ogromnym uśmiechem, rozkoszując się widokiem dzieła kulinarnego. Było dokładnie tym, czego teraz potrzebowała.
- To kuchnia w tym domu jest cudowna! Nawet w Masterchefie takich luksusów nie mieli. - wyszczerzył dumnie wszystkie swoje zęby.
- Nasza domowa też nie była taka straszna. - mruknęła pod nosem, wbijając widelec w tosta.
- Mamo, zostaniemy z Cristiano? W Madrycie? - zapytał nagle, spoglądając na nią nieśmiało.
- Myślałam, że chciałeś wrócić szybko do gry i do Barcelony. - westchnęła cicho, odsuwając talerz na bok. Cała ochota na jedzenie uciekła od niej w ułamku sekundy.
- Bo bardzo bym chciał, ale on jest moim ojcem i chyba powinienem trochę go poznać. - spuścił smutno głowę, podziwiając dywan pod swoimi stopami.
- Xavier, ale ja nie wiem czy Cristiano teraz może..
- A co mogę? - usłyszała krzyk Portugalczyka, który właśnie wpadł do domu obładowany mnóstwem rzeczy. Wyrzucił wszystko gdzieś po środku salonu i bezczelnie władował się na miejsce obok dziewczyny, biorąc do ust wieki kawał jej dania.
- Nieważne. - warknęła, posyłając mężczyźnie groźne spojrzenie.
- No dobra, nie drzyj się, kobieto. - przewrócił swoimi czekoladowymi oczami, unosząc ręce do góry w geście poddania się. - A poza tym pyszne tosty. Od kiedy umiesz gotować? - zapytał zdziwiony, tym razem zabierając się za jej kawę.
- Ja gotowałem, choć gdy ma się w domu najnowszy piekarnik z funkcją automatycznego samoczyszczania pyrolitycznego, systemem cyrkulacji powietrza, funkcją grillowania i obrotowym rożnem to nie gotowanie, to czyta przyjemność. - wtrącił Xavier, patrząc w stronę matki z wymowną miną.
- Xavi, porozmawiamy o tym później. - warknęła cicho.
- O czym? - natychmiast zaciekawił się Cristiano, który tym razem miał buzię pełną domowej roboty ciasteczek.
- O niczym. - odpowiedzieli mu w tym samym momencie. Mężczyzna szybko zrozumiał aluzję - siedzieć cicho.
- A gdzie Junior? - zmienił temat, rozglądając się dookoła. Chłopca nigdzie nie było, co bez wątpienia było podejrzane.
- Byłem z nim na boisku, a teraz śpi. Nie bój się, młody nic nie wie, że masz drugiego syna. - wymamrotał Xavi, wkładając dłonie do kieszeni spodni. Czy był smutny? Nie wiedział tego sam. Ale na pewno nie był szczęśliwy, tego był pewien. Więc jak można było nazwać jego stan? Rozgoryczenie to chyba najlepsze słowo. Chłopiec wziął pusty talerz i po prostu poszedł do kuchni. Nie chciał już rozmawiać, nie chciał nawet myśleć. Humor uciekł od niego z prędkością światła. Uciekł gdzieś daleko, zapewne do krainy marzeń. Do krainy, w której wszystko było inaczej, lepiej.

_____________________

Taki tam rozdzialik. Z założenia wszystkich miało być max 15, ale cóż.. trochę mi się rozrosły plany :D
Miłego czytania xoxo

14 komentarzy:

  1. Biedna Shanti :(
    Pomysły Pepe czasem mnie przerażają, serio. Bo czy od razu musiało się coś stać, że Cris tak szybko opuścił stadion? No raczej nie.
    Xavi i Junior, jak słodko. I widzę, że Shanti wychowuje kucharza, no nieźle. :D
    Czekam na kolejny! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na nowy rozdział :*
      http://siete-jugadores.blogspot.com/

      Usuń
  2. Rozdział super :)
    Po pierwsze Ronaldo powinien wywalić tą babkę od sprzątania,bo ona tylko zamęt sieje.
    Po drugie Xavi jest taki uroczy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehh, dlaczego wszyscy robią z Iriny taką zołzę?

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham to opowiadanie! Jak zawsze cudownie i bardzo się cieszę, że plany rozrosły ci się z tych 15stu rozdziałów. Niech ich będzie jak najwięcej!!! :)
    Co tu dużo mówić, rozdział jak zawsze cudny!
    Czekam co tam dalej będzie.
    A u mnie szósteczka, więc serdecznie zapraszam :*
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja tam na ilość nie będę narzekać. dla mnie może być nawet 100 :D
    rozdział jak zwykle fenomenalny, bo to się już inaczej powiedzieć nie da. Diana, znaczy ta sprzataczka mnie tylko irytuje. nie cierpię jak ktoś wtrąca się w nie swoje sprawy. jak jest od sprzątania to od sprzatania a nie od szpiegowania. tylko na kasie jej zależy. jeśli zaś chodzi o Irinkę... a nie, nie wypowiem się. takie rzeczy to po 22. :D
    hahhah ten numer z korkami to mnie rozwalił. trzeba być naprawdę inteligętnym, aby wysłać smsa o tym numerze jaki mieli wywinąć do wszystkich włącznie z Ronaldo XD
    myślę, że Xavi z Juniorem będą się raczej dogadywać. Xavi w roli starszego brata z pewnością się odnajdzie. :D
    zastanawiam się tylko gdzie konkretnie będzie pracować Shanti. pewnie nie długo się dowiem. do kolejnego <3333333 :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie rozdział nie skończył się zanim się zaczął! Dużo było do czytania i w dodatku było CO czytać. Rozdział jeden z moich ulubionych, chora Shanti i opiekujący się ni Cristiano to bardzo romantyczny obrazek :), mam nadzieję, że sielanka będzie się rozwijać i nawet "pani sprzątaczka" jej nie zakłóci.
    Sytuacja poznających się ze sobą Xavi'ego z Juniorem wywołała spory uśmiech na mojej twarzy, bardzo to słodkie. :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, super i jeszcze raz super! Mam ochotę czytać więcej, więc mam nadzieję na nowy rozdział na dniach!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Osz kurde... ciekawe czy Dianie udało się zrobić te zdjęcia. No co za kobieta! ;o Ach, no i zaintrygował mnie telefon Cristiano do jakiegoś Mario, u którego będzie pracowała Shanti... ciekawe, ciekawe czy coś z tego będzie. A, no i żarty piłkarzy Realu, to chyba już normalka, no nie?

    Przepraszam, że tak krótko, ale od dziś znów szkoła po feriach i ledwo żyję... ;c

    OdpowiedzUsuń
  9. http://co-z-nami-bedzie.blogspot.com/2014/03/11skrzyda-me-porozrywa-wiatrmoje-serce.html


    nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na nowy rozdział :P
    http://amor-a-largo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. pierwszy rozdział na http://amor-la-traicion-amistad.blogspot.com/ :*

    OdpowiedzUsuń
  12. http://co-z-nami-bedzie.blogspot.com/2014/03/12zanim-sie-wymkniesz-ukradkiem-i.html


    nowość :)

    OdpowiedzUsuń