Piękna istota płci żeńskiej leżała pośród sterty różnorakich ubrań. Wiosenne porządki nakazywały staranne przejrzenie zawartości szafy, pozbycie się już dawno niemodnych ubrań. Zadanie to jednak okazało się o wiele trudniejszym wysiłkiem strategicznym, niż mogło się wydawać. Zwłaszcza z powodu pewnego osobnika, który z wielkim zaangażowaniem udzielał się jako pomocnik. W teorii wizja szybszego zakończenia zadania i pozyskania więcej czasu na czułości była oczywiście kusząca, lecz zazwyczaj teoria mija się z praktyką, jak nastąpiło właśnie teraz.
- Czemu nie masz nic od choćby Armaniego? Przecież też sieciowe szmaty to zbrodnia przeciw modzie. - wygłosił, przebierając minę skrzywdzonego dziecka.
- Zapewne dlatego, że mnie nie stać. - prychnęła wiele znaczącym śmiechem.
- Nie wiem czy wiesz, ale jestem milionerem. - posłał ukochanej wymowne spojrzenie, siadając na krawędzi jej łóżka. - Aniołku, może pojedziemy razem na zakupy? Przy okazji kupimy coś dla chłopców. Rosną i ciągle się brudzą, potrzebują nowych rzeczy. - zaproponował po chwili, łapiąc delikatnie jej dłoń.
- Ale Cristiano, to są twoje pieniądze, nie moje. Nie jestem z tobą dlatego, że masz ileś tam zer na koncie. - odparła cichym głosem, wpatrując się w jego smutne spojrzenie.
- Jesteśmy razem, kochamy się i mamy syna. Czy naprawdę tak wielkim poniżeniem będzie dla ciebie, jeśli będę cię utrzymywał? - zapytał z nieukrywanym żalem w głosie.
- Wiesz, że nie o to chodzi. - zmarszczyła brwi. - Chciałabym coś robić, cokolwiek. I uprzedzając twoje kolejne pytanie, praca modelki jest bardzo przyjemna i można na tym zarobić, ale to nie dla mnie.
- Boże, czemu ty musisz być tak cholernie uparta? - westchnął nieznacznie, kładąc się obok ukochanej. Oparł swoją głowę o jej ramię, przymykając delikatnie swe powieki. - Dobrze, więc jakie jest twoje wymarzone zajęcie?
- Zawsze chciałam zostać płatnym mordercą. - zaśmiała się cicho, gładząc miękkie włosy ukochanego.
- Mnie już zabiłaś swym urokiem. - posłał jej swój najurokliwszy uśmiech, jakim tylko dysponował. - A może jakaś własna firma? - wymyślił natychmiast, z uwagą oczekując na ocenę swego pomysłu.
- Kiedyś chciałam pracować w policji. Może kilka treningów i dostałabym się. - przyznała nieśmiało, już przeczuwając reakcję ukochanego. Jej instynkt i tym razem poniósł sukces. Mężczyzna podniósł się z materacu, by móc dogłębnie prześwietlić jej oczy.
- Jeśli sądzisz, że kiedykolwiek zgodzę się na coś takiego to wyprowadzę cię z błędu, nie ma mowy i koniec rozmowy. - wygłosił naburmuszony Portugalczyk.
- Niby dlaczego? Nie jestem dzieckiem, mogę decydować o sobie. Poza tym sam cały dzień marudzisz mi o konieczności spełniania swoich marzeń pomimo przeciwności losu. - skrzyżowała ręce na piersi, dając wyraz swemu rozgoryczeniu.
- Ale to nie to samo! - uniósł się, w pośpiechu ubierając pierwszą lepszą bluzę. - Zresztą, wychodzę. - mruknął, idąc w kierunku drzwi.
- Niby gdzie?
- Sobie wydedukuj, Sherlocku. - prychnął śmiechem, z hukiem opuszczając ich wspólną sypialnię.
Nie był w stanie wyobrazić sobie ukochanej w tak niebezpiecznym miejscu. Ba, był wręcz przerażony na samą myśl o obcowaniu tak kruchej istoty z potężnymi i agresywnymi ludźmi. Przecież mogła zginąć, pozostawić go samego. A on, przecież on nie dałby sobie rady sam. Stracił swe ukochane dziecko przez własną głupotę, teraz miałby stracić jeszcze miłość swego życia? Nie, zdecydowanie nie mógł dopuścić do takiego rozwoju sytuacji. Musiał zrobić wszystko, byleby tylko wyrzucić takie plany z jej umysłu. Do tego jednak potrzebował spokoju. Teraz, gdy był w amoku mógłby powiedzieć zbyt dużo, a to tylko pogorszyłoby sytuację. Postanowił wziąć Juniora ma spacer do parku. Był on blisko, więc nie musiał obawiać się złowrogich paparazzich. Ubrał swojego małego synka w odpowiednie na tak ciepły dzień ubrania i już miał skierować się w stronę oazy spokoju. Przeszkodził mu jednak głos drugiego syna, który niczym torpeda wpakował się do wnętrza domostwa. Rzucił plecak pod ścianę i natychmiast przeszedł do ataku.
- Tato, co byś dał pięknej dziewczynie, która jest sporo starsza, ale bardzo cię się podoba i chciałbyś z nią być? - rzucił zdyszany nastolatek.
- Krem przeciwzmarszczkowy. - wzruszył ramionami, nawet zbytnio nie analizując słów syna. Cóż, miał swoje własne zmartwienia, których nie umiał rozwiązać. Nie powinien dawać rad komukolwiek, nie nadawał się na psychologa.
- Ale ona nie ma zmarszczek. - odparł zdziwiony chłopak. - Jest taka piękna i ma takie jasne, długie włosy. Jest po prostu cudowna, ale ma 14 lat i zapewne weźmie mnie za dzieciaka, choć w sumie to nie tak wielka różnica i..
- Xavi, czekaj.. co ty chcesz mi powiedzieć? - w końcu spadł na ziemię.
- Xavi się zakochał, Xavi się zakochał! - wyśpiewał roześmiany Junior.
- Cicho, kapciu, bo w nocy przyjdzie potwór i cię zje na deser. - mruknął naburmuszony dwunastolatek w stronę swego brata.
- Nie mów tak do niego, jesteście rodzeństwem i macie dbać o siebie nawzajem. - wzorowy ojciec natychmiast wystosował w jego kierunku upomnienie. - A tej dziewczynie kup kwiaty i zaproś ją w jakieś naprawdę fajne miejsce, które chciałaby zobaczyć. - dodał już ciszej.
- To wieczorem będzie na kolacji. Dzięki tato, jesteś cudowny. - rzucił, będąc już w połowie schodów na piętro. Musiał wyglądać fenomenalnie dla obiektu swoich westchnień, a miał przecież jedynie 5 godzin.
Spacer po parku okazał się pomysłem idealnym. Szum drzew, uspokajająca woń kwiatów, kolory wiosny, to wszystko sprawiało, że uśmiech sam wkradał się w dotąd smutne spojrzenie mężczyzny. Junior także był szczęśliwy. Miał okazję pobyć na placu zabaw, poznać nowych przyjaciół. Jedynie czułe spojrzenia matek owych dzieci nieco psuły piłkarzowi ten idealny obrazek. Czas biegł niestety nieubłaganie. Nibo rozpoczęło nabierać barw nocy, a powietrze drażniło swym zimnem skórę ludzi. Logicznym było, że mężczyzna chciał uniknąć przeziębienia swego synka. Nakazał mu pożegnać się ze znajomymi, a następnie delikatnie chwycił dłoń malca, prowadząc go w stronę domostwa. Dotarli bardzo szybko. Swe nakrycia złożyli na kanapie, a ich umysły natychmiast pognały w stronę kuchni. Tam zastali rozemocjonowanego Xaviera.
- Tato, ona tu będzie za pół godziny, a mi suflet opadł! - wypalił natychmiast, rozpoczynając swe lamenty.
- A nie wystarczą wam paluszki i coca cola? - mruknął pod nosem, wybierając z chłodziarki butelkę wody.
- Nie? - zapytał z ironią w swym głosie. - Tato, to najpiękniejsza dziewczyna na świecie i ona musi być zachwycona, bo przecież..
- Dobra, nie wtrącam się nawet. - uniósł ręce do góry, sygnalizując poddanie się. Był pewien, że nie zdoła przemówić do rozsądku zauroczonego nastolatka, więc postanowił pójść do swojej ukochanej. Juniora zostawił ze starszym bratem, a sam szybkim krokiem pognał na piętro. Dziewczynę zastał w tym samym miejscu, w którym ją pozostawił. Jej mina także nie uległa poprawie. Choć w sumie czego mógł się spodziewać? W życiu cuda są jedynie legendą.
- Shantuś, nadal jesteś na mnie zła? - zaczął cichym głosem, siadając na krawędzi łóżka. W myślach natychmiast skarcił się za bezsensowność swoich słów, w końcu doskonale znał odpowiedź. Czasu nie mógł już jednak cofnąć, lawina ruszyła.
- Nie, jestem zachwycona twoim średniowiecznym tokiem myślenia. Moim jedynym marzeniem od zawsze było siedzenie w domu i pranie twoich brudnych skarpetet. Wybacz mi, że śmiałam okazywać protesty, ale zapewne wizja tak cudownej przyszłości przeraziła mnie, gdyż nie jestem jej godna. - prychnęła śmiechem, unikając wzroku mężczyzny. Był on ostatnim, czego teraz potrzebowała.
- Czyli jesteś wściekła. - westchnął nieznacznie. - Shantuś, to naprawdę nie jest do końca tak, jak wygląda. Praca w policji to wielkie niebezpieczeństwo, nie wytrzymałbym codziennego strachu o twój powrót do domu. Musisz mnie rozumieć, chcę tylko twojego dobra. - mówił z wielką czułością w głosie, delikatnie głaszcząc jej dłoń. W końcu nie wytrzymał. Przesunął się do pleców ukochanej, rękę kładąc na jej płaskim brzuchu. Była tak ciepła, tak cudownie kusiła go swym zapachem. Pragnął jedynie całować jej idealne ciało, móc zamknąć je na kluczyk i nie pozwolić dotykać nikomu.
- Czemu nie możesz mi po prostu zaufać? - zapytała z nieukrywanym wyrzutem. - Chcę być detektywem. Będę oglądać jedynie zdechłe koty i wystawiać mandaty, a nie ścigać kartele narkotykowe.
- Już raz cię straciłem, nie chcę stracić cię ponownie. - odparł prawie szeptem. - Możesz to interpretować jak chcesz, ale ty nie możesz mi tego zrobić. Musisz być przy mnie, błagam. - dokończył niemalże ze łzami w oczach. Wyczuła to natychmiast. Chwyciła jego twarz w swe blade dłonie, złożyła namiętny pocałunek na jego gorących wargach.
- Cristiano, jestem przy tobie, przecież wiesz o tym. - uformowała usta w delikatny uśmiech.
- I jesteś głupia, że jesteś właśnie ze mną. Powinnaś już dawno temu zabrać rzeczy i znaleźć sobie porządnego faceta. - wymamrotał pod nosem.
- A to ty nie jesteś porządny? - zaśmiała się cicho, spoglądając w jego czekoladowe tęczówki. Były tak smutne, lecz nadal piękne.
- Jestem taki sam jak mój ojciec, a może i jeszcze gorszy. - rzucił, podrywając się ze swego miejsca. - Xavier zaprosił jakąś przyjaciółkę, mamy zejść na kolację i ją poznać. - zmienił temat, ocierając wilgotną twarz.
- Dobrze, zaraz będę gotowa. - odparła cicho, znów wypełniając swe serce strachem i nieukrywanym smutkiem. Bała się o ukochanego, o jego zachowanie. Co działo się w głowie tego mężczyzny? Dlaczego dotąd pewny siebie i radosny człowiek zmienił się aż tak bardzo? A może to dopiero początek góry lodowej? Może należało pomóc mu za wszelką cenę, wysłać do psychologa? Nie umiała zebrać myśli, lecz kochała. Kochała go tak bardzo, najmocniej na świecie. Nie mogła pozwolić mu, by zrobił jakąś głupotę, musiała go chronić.
W salonie pojawiła się jako ostatnia. Nie miała najmniejszej ochoty na jakiekolwiek uroczystości, lecz nie mogła zawieść syna. Cristiano razem z chłopcami siedział już przy stole, dokładnie ilustrując każdy milimetr twarzy młodej przyjaciółki Xaviera. Tego wieczoru piękna blondynka miała na sobie czarną bokserkę i dość wyraźny makijaż. Nie dało ukryć się jednego, nie wyglądała na swoje lata. Ktoś, kto widział ją po raz pierwszy spokojnie mógł przypisać jej łatkę siedemnastolatki. Shanti szybko doszła do podobnego wniosku, lecz w jej sercu zamiast podziwu czy obojętności Cristiano, który beznamiętnie grzebał w talerzu, pojawiła się nieufność. Cóż, była typową matką.
- Od urodzenia mieszkasz w Madrycie? - przerwała ciszę, przebierając wyraz twarzy wytrawnego oficera służb śledczych.
- Nie, moi rodzice pochodzą z Finlandii. Przeprowadziliśmy się tu niecałe dwa miesiące temu i muszę przyznać, że Madryt to cudowne miejsce. - odparła bez najmniejszego stresu, przywdziewając promienisty uśmiech.
- A kim są twoi rodzice? - swoje trzy gorsze dorzucił sam Cristiano, choć wciąż wydawał się zainteresowany jedynie rzeźbieniem w stercie kartofli.
- Mama ma własny biznes, a tata jest artystą i tworzy bardzo cenione rzeźby. - wytłumaczyła ze stoickim spokojem.
- O, to kiedyś musi poznać Cristiano. Podejrzewam, że znaleźliby wiele wspólnych tematów. - mruknęła, wyrywając mężczyźnie widelec, a zarazem niszcząc jego dokładnie dopieszczoną replikę piramidy, jaką zdołał stworzyć tego wieczora. Natychmiast otrzymała od mężczyzny wrogie spojrzenie, opatrzone wiele mówiącym schowaniem dłoni do kieszeni.
- A może porozmawiamy o czymś pozytywnym? - wtrącił, czujący, że atmosfera zaraz eksploduje, Xavier.
- Tak, porozmawiajmy. - przytaknął mu ojciec. Postarał się nawet o delikatny uśmiech, co bez wątpienia było wielkim gestem z jego strony.
- Albo może my pójdziemy na górę i pozwiedzamy, a wy zawołacie nas, gdy dojdzie deser. - rzucił po chwili namysłu, niemalże tryskając dumą, z powodu znalezienia wyjścia z tak wydawałoby się beznadziejnej sytuacji. Chwycił dłoń dziewczyny i zniknął rodzicom z pola widzenia. Zostali sami. Nawet Junior wymyślił sobie jakieś zajęcie, byleby tylko uciec od stołu. Teraz mogli w spokoju spojrzeć w swe oczy, które ukrywały iskierki smutku.
- Cristiano, pocałuj mnie, proszę. - wyszeptała, siadając na jego kolanach. Ręce zarzuciła na jego kark, a swe usta zbliżyła do jego emanującej ciepłem twarzy.
- Czemu nie jesteś już na mnie zła? - nie ukrywał zdziwienia. Jego dłonie znalazły swe miejsce na tali dziewczyny, mocno przyciągając ciało pięknej Portugalii do swego oblicza. Pragnął mieć ją najbliżej, jak tylko było to możliwe. Złość? Minęła w ułamku sekundy, a może nigdy nie istniała. Działała na niego niczym trucizna, mieszkając w głowie i sprawiając, że sam nie był w stanie określić tego, co poczyni za dziesięć sekund.
- Nie chcę być na ciebie zła. Chcę mieć cudownego męża, który codziennie będzie budził się obok mnie nagi z tym swoim cudownym ciałem i zniewalającym uśmiechem. - wyrzuciła z siebie, delikatnie drażniąc ustami jego szyję.
- Czy mam to traktować jako oświadczyny? - pokiwał głową, śmiejąc się wręcz sarkastycznie. - Czemu musisz tak bardzo komplikować moje życie? Powinnaś dać mi się zabić. Nie będę twoim mężem, nie nadaję się do tego. - dokończył już prawie szeptem, jakby chcąc ukryć swe emocje.
- Dać ci się zabić? Cristiano, ty naprawdę potrzebujesz pomocy specjalisty, nie możesz ciągle udawać, że wszystko jest dobrze i..
- I wszystko niszczyć? - końcówkę dopowiedział już sobie sam. - Shantuś, bardzo chciałbym być twoim mężem, lepszym człowiekiem, ojcem, ale nigdy nie będę i żaden specjalista mnie nie zmieni. - oparł głowę o jej gorące ramię. Po jego policzkach znów leciały łzy. Był zdziwiony, że po tylu przykrych wydarzeniach wciąż je posiada.
- Nie możesz choć raz mi zaufać? Pójdziemy tam razem. Chociaż spróbuj, Cristiano.. - wciąż prosiła, mocno przyciskając dłoń mężczyzny do swego serca.
- Ale pod jedynym warunkiem, dobrze? - zaproponował w końcu, chcąc sprawić ukochanej choć odrobinę radości. Robił to dla niej, nie dla siebie. On sam nie liczył się ze swoim życiem, lecz ona, ona była najcenniejszym skarbem w jego sercu.
- Cristiano, cokolwiek tylko chcesz. To ci pomoże, zobaczysz.
- Urodzisz mi dziecko. - spojrzał w jej piękne tęczówki, z niepokojem oczekując na jej słowa, od których prawdopodobnie ważyło się wszystko.
_____________________
Dzień dobry! Jest to mój 20 rozdział ( swoją drogą przepraszam za niego, jest czystym horrorem ) , więc zebrało mi się na wspomnienia, bla bla bla..
Opowiadanie to bez wątpienia jest moim najpopularniejszym, co jest dla mnie czymś niesamowitym. Pamiętam, że gdy zaczynałam niespełna rok temu przygodę z pisaniem nie liczyłam na choćby 2 tyś wyświetleń, nie mówiąc nawet o komentarzach. Wiem, że nie jest to poziom mistrzowski i zmieniłabym naprawdę wiele, ale Wasze komentarze są cudowne i zawsze, gdy je czytam mam poczucie, że może jednak nie jest z tym moim pisaniem tak tragicznie. Tak więc korzystając z okazji.. dziękuję za wszystko. <3