sobota, 22 lutego 2014

Dziewiąty

" You only see what your eyes want to see 
How can life be what you want it to be ?
You're frozen when your heart's not open
You're so consumed with how much you get 
You waste your time with hate and regret 
You're broken when your heart's not open... "
· Madonna - Frozen. 

Dziewczyna leżała na 'swoim' wielkim łóżku, susząc mokre blond włosy. Im więcej przy tym myślała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że Ronaldo to zwykły i w dodatku zadufany w sobie idiota. Gdy był daleko naiwnie sądziła, że to, co mówią o nim media jest jedynie medialnym fałszem. Codziennie sprawdzała doniesienia na jego temat i wmawiała sobie, że przecież jej Cristiano nie może być taki. Sama nie wiedziała czemu to robiła, chyba pragnienie poczucia choć małej jego obecności w swoim życiu było silniejsze. Prawda jednak była taka, że jej słodki i nieśmiały przyjaciel odszedł, a jego miejsce zajął rozpieszczony gwiazdor. Dziewczyna postanowiła wyrzucić myśli o nim ze swojego umysłu. Było to niestety nieco trudne do wykonania. Zwłaszcza leżąc pośród jego rzeczy, z których każda miała zapach jego cudownych perfum, który roztaczał się w powietrzu, działając na wszystkie zmysły. Postawiła na muzykę. Wiedziała, że dźwięki ukochanych piosenek nigdy jej nie zawiodą. Założyła duże, białe słuchawki na uszy i odpłynęła w świat błogiej przyjemności. Pewnie leżałaby tak długo, gdyby nie dłonie, które szybkim i gwałtownym ruchem pozbawiły ją przedmiotu. Otworzyła oczy i ujrzała nad sobą postać wystrojonego, nażelowanego do potęgi piłkarza. Stał z rękami na biodrach, nerwowo spoglądając na zegarek.
- Czemu ty do cholery nie jesteś jeszcze gotowa?! - wydarł się, chodząc dookoła pokoju niczym w amoku. W końcu dopadł torbę dziewczyny. Wywalił wszystkie jej rzeczy na podłogę, a spośród nich wybrał czarne spodnie, niebieską bluzkę z baskiną i złote szpilki. - Musi wystarczyć. - wymamrotał pod nosem, rzucając jej ubrania. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem, kompletnie nie wiedząc, co myśleć o tej akcji. Ona była w samym ręczniku, a mężczyzna bez żadnych ogródek uwalił się na łóżku obok niej, uderzając w płytkę zegarka, by zilustrować ile mają czasu.
- Cristiano, a może powiesz mi o co ci chodzi? - zapytała prosto z mostu. - Bo jeśli to twój durny sposób, żeby zobaczyć mnie nago to gwarantuję ci, że prędzej czy później dosypię ci coś do żarcia. - dodała pod nosem.
- Nago już cię widziałem, więc podziękuję. - mruknął, podkładając sobie poduszkę pod głowę. - Chcę jechać po Juniora i przy okazji skoczyć na zakupy. Mówiłem ci w aucie, ale oczywiście nigdy mnie nie słuchasz. - prychnął śmiechem, krzyżując ręce niczym nadąsane dziecko.
- Więc nie patrz ciągle na mój tyłek, to po pierwsze. Po drugie, z tego, co sobie przypominam to nawet nie masz co liczyć na powtórkę z historii. Preferuję mężczyzn, którzy umieją obsługiwać to coś. - wygłosiła dumna niczym paw. Jej zadowolenie sięgnęło apogeum, gdy ujrzała minę, która pojawiła się na twarzy Portugalczyka. Humor zastąpiła czysta złość. Piłkarz wstał z miejsce, spoglądając jeszcze raz na jej rozpromienioną twarz. Dla blondynki widok ojca swojego dziecka w takim stanie był niczym wygrana na loterii. Chociaż raz poczuła się silniejsza, lepsza.
- Jeszcze zobaczymy. - warknął naburmuszony, zatrzaskując za sobą drewniane drzwi pomieszczenia.

Chwilę później dziewczyna zeszła do salonu. Piłkarz stał już pod drzwiami, skupiając się na swoim telefonie. Wcale nie wyglądał na spokojniejszego niż przed chwilą. Ba, było wręcz przeciwnie. Rzucił jej spojrzenie pełne pogardy, mamrocząc coś pod nosem. Następnie po prostu wyszedł z domu i powędrował do sportowego auta, które czekało na nich przed wyjściem. Gdy Shanti zajęła miejsce obok niego, nawet nie czekał, by zapięła pas. Ruszył z miejsca z piskiem opon. Skupił wzrok na drodze, kamiennym wyrazem twarzy, tą obojętnością w swoich oczach powodując na ciele blondynki dreszcze przerażenia. Z każdą kolejną sekundą jazdy przyspieszał coraz bardziej. Ograniczenia prędkości dawno zostały przekroczone. Jechał slalomem pomiędzy autami, które mrygały przed ich oczami, zostawiając po sobie jedynie krótkotrwałą smugę światła.
- Cristiano, zwolnij. - wydusiła z siebie, ledwo łapiąc oddech, spoglądając na niego błagalnym wzrokiem, mocno trzymając się fotela. Bała się tego, co może zrobić Portugalczyk. Jego twarz pozbawiona emocji nie wróżyła niczego dobrego.
- Czemu? Zabawa ci się nie podoba? - spojrzał na nią, śmiejąc się niczym wariat. - Przecież ty tak bardzo lubisz bawić się ludźmi. - dodał już do siebie, lecz wystarczająco głośno, by usłyszała wszystko. Zanim zdążyła odpowiedzieć zatrzymał auto, wykonując uprzednio efektowny drift. Dziewczyna była bliska łez, lecz on jedynie poprawił koszulę. Zachowywał się tak, jakby takie sytuacje były w jego porządku dziennym. Zupełnie tak, jakby kompletnie nie ruszało go to, co czuje blondynka. Jakby czerpał satysfakcję z jej cierpienia. Znów mógł być górą.
- Jesteś skończonym idiotą! - wrzasnęła, z całej siły uderzając go w policzek. Nie chciała zostać z nim ani minuty dłużej. Otworzyła drzwi i opuściła samochód, wciąż ocierając mokry od nadmiaru łez policzek.
- A ty suką. - mruknął pod nosem, obserwując jak drobna dziewczyna odchodzi w nieznanym kierunku. Miała na sobie tylko cienką kurteczkę ze skóry, która na pewno nie była wstanie jej ogrzać. Było w końcu -12 stopni. Nawet psy w taką pogodę siedziały w cieple, próbując uniknąć płatków śniegu, które wirowały w powitrzu. Dziewczyna jednak była zbyt wściekła, by się tym przejmować. Nawet nie odwróciła się w jego kierunku, po prostu szła.  Piłkarz odczekał chwilę, patrząc pustym wzrokiem w jej kierunku, aż w końcu postanowił ruszyć za nią. Sam nie wiedział czemu to zrobił. Czyżby jednak jej los go interesował? Podjechał autem blisko niej, otworzył okno i nawet uśmiechnął się w jej kierunku.
- Wsiadaj, jest zimno. - rzucił miłym tonem, jedną ręką wskazując miejsce obok siebie, a drugą kontrolując kierownicę. Blondynka jednak ani myślała iść na współpracę. Uniosła dumnie głowę i zaczęła iść jeszcze szybciej.
- Spadaj. - dodała oschle, pokazując mu środkowy palec. Na twarzy Cristiano wywołało to jedynie krótkotrwałe salwy śmiechu.
- Shanti, wsiadaj do tego cholernego auta. - powtórzył tym razem o wiele bardziej zdecydowanym głosem, skręcając za dziewczyną w jakąś uliczkę.
- Odwal się ode mnie, bo zadzwonię po policję. - warknęła, unikając namolnego mężczyznę wzrokiem. Włożyła ręce do kieszeni, by ogrzać zamarznięte dłonie i przyspieszyła kroku. Jako cel swojej wędrówki obrała pobliską restaurację. Było tam ciepło, przyjemnie i co najważniejsze nie było tam Cristiano. Już miała wejść na pasy, gdy nagle poczuła, że czyjeś silne ręce oplatają ją w tali i bez żadnych ogródek kierują prosto w zaspę śniegu. Zanim zdążyła zrobić choćby ruch, leżała przygnieciona przez swojego najgorszego wroga. Unieruchomił dłońmi jej nadgarstki, uniemożliwiają jej tym samym ucieczkę. Dziewczyna spojrzała z przerażeniem w jego oczy, jakby szukając w nich dumy i pogardy. To, co zobaczyła nie nawiązywało jednak do żadnego z tych uczuć. Jego oczy błyszczały niczym promienie zachodzącego słońca, które odbite były w świetle najpiękniejszego z diamentów. Odbierały jej siły skuteczniej niż silne dłonie mężczyzny. Ten szybko to wyczuł. Puścił jej nadgarstki, a delikatnym ruchem dłoni otarł jej bladą twarz ze śniegu. Portugalka poczuła, że coraz mniej kontroluje to, co się z nią dzieje. Starała się nienawidzić mężczyznę z całej siły, lecz to on jednym uśmiechem wywoływał na jej ciele dreszcze. Jeszcze raz wtopiła wzrok w jego czekoladowe tęczówki, czując, jak jego silne dłonie zwinnymi ruchami wędrują po jej ciele. Potem myślała już jedynie o jego miękkich ustach, które dokładnie pięściły każdy fragment jej malinowych warg. Po chwili przeniosły się także na jej szyję, której każdy najmniejszy fragment muskały z identyczną starannością. Oboje czuli, jakby w tej chwili świat przestał dla nich istnieć. Wróciły dawne wspomnienia, uczucia, które na nowo rozpaliły ich serca. Jednak rzeczywistość postanowiła brutalnie o sobie przypomnieć.
- Cristiano! Cristiano, tutaj! - dobiegł ich głos pięknej rudej Hiszpanki, która obserwowała wszystko z aparatem w ręku. Nastrój uciekł w ułamku sekundy. Mężczyzna poderwał się z dziewczyny niczym oparzony, pomagając jej wstać. Następnie spojrzał na przedmiot w ręku fanki i na chwilę zamarł z przerażenia. Skandal był ostatnim, czego teraz mu brakowało. Mógł zostać piłkarzem roku, poprawić wizerunek. Nie mógł sobie pozwalać na takie akcje w mediach. Szybko jednak wpadł mu do głowy genialny pomysł.
- To ile ci za to zapłacić? - zapytał bez ogródek, wyjmując z kieszeni spodni portfel.
- Pieniądze są nieważne! Świat oszaleje na waszym punkcie! To takie.. takie, jak z bajki! - wypaliła rozmarzona ruda.
- Bajki? - wtrąciła rozbawiona Shanti. - Uwierz mi, że on księciem nie jest zdecydowanie. - rzuciła w stronę rozpromienionej fanki i jakby nic odeszła do auta. Usiadła naburmuszona na miejscu kierowcy, czekając na piłkarza, który coraz mniej wiedział, jak postąpić z rudą.
- To może jakieś bilety na mecz weźmiesz? - zapytał, siląc się nawet na uroczy uśmiech. Dziewczyna jedynak jedynie pokręciła głową.
- Chcę iść na randkę! - obwieściła nagle, zalotnie trzepocząc rzęsami.
- No to super! Piękna z ciebie dziewczyna i na pewno znajdziesz kogoś, kto bardzo chętnie..
- Z tobą! - przerwała mu, zbliżając się do niego na coraz bardziej niebezpieczną odległość. Piłkarz instynktownie zrobił krok w tył. Czuł, że dziewczyna coraz bardziej go przeraża. Przypomniała lwa, który upatrzył właśnie upragniony obiad.
- Boże, ile ty masz lat w ogóle?! - zapytał, głośno przełykając ślinę. Ruda była jednak już krok przy nim, wciskając biednego Portugalczyka na słup energetyczny.
- Wiek nie jest ważny! Ważna jest nasza miłość i namiętność i..
- Dobra, koniec tej szopki. Jest popierniczony, ale ktoś musi mnie zawieźć do domu. - przerwał jej głos Shanti, która szybkim ruchem pozbawiła ją sprzętu. Złapała jeszcze kompletnie zdezorientowanego piłkarza za rękaw i pociągnęła do auta. Na miejscu pierwsze, co usłyszała z ust mężczyzny to salwy śmiechu. Wciąż nie mógł uwierzyć w zachowanie fanki. Wydawało mu się tak absurdalne, że wręcz nierealne.
- Dziękuję za wybawienie. - wydusił z siebie w końcu, opierając się wygodnie w skórzanym fotelu.
- Ktoś musi mnie zawieźć do domu. - wzruszyła ramionami, skupiając wzrok na widoku zza okna. Chciała uniknąć rozmowy, co szybko doszło do piłkarza. Jeszcze raz spojrzał na nią smutnym wzrokiem, by następnie przybrać kamienną minę i zgodnie z życzeniem dziewczyny ruszyć z miejsca.

Pod przedszkole Juniora dotarli z małym spóźnieniem. Blondynka wolała zostać w aucie, lecz błagalny wzrok Cristiano sprawił, że postanowiła odpuścić. Była ciekawa wyglądu takiego miejsca, a może po prostu nie chciała się spierać. Jednakże wyszło na to, że szła obok piłkarza, oglądając z zachwytem każdy fragment wyposażenia. Kolorowe ściany, mnóstwo drogach zabawek. To bez wątpienia sprawiało, że miejsce było rajem dla dzieci. Jednak wzrok dziewczyny szybko przukuła pewna mała osóbka.
- Tatuś! - krzyczał chłopiec w czerwonym sweterku, biegnąc w stronę Cristiano, który czekał już na niego z otwartymi ramionami. Oboje byli niczym swoje klony. Wpadli sobie w ramiona, śmiejąc się od ucha do ucha. Byli po prostu szczęśliwi swoim widokiem. Shanti oparła się o ścianę, obserwując wszystko z boku. W jej głowie wciąż szumiało tylko jedno pytanie. Jedno, lecz bardzie uporczywe. Zastanawiała się jak by wyglądało ich życie, gdyby powiedziała Cristiano. Czy to Xavier byłby na miejscu Juniora? Czy to ich roześmiane miny widziałaby każdego dnia?
- Synku, a to jest ciocia Shanti. - usłyszała nagle głos piłkarza, który brutalnie wyrwał ją z sfery marzeń.
- A tak, tatuś bardzo dużo mi o tobie mówił. - rzuciła bez namysłu, próbując ukryć zmieszanie.
- Naprawdę, a co takiego? - zaciekawił się malec, lustrując z zainteresowaniem jej twarz. Szybko rozpoznała ten wzrok. Było to wręcz nieprawdopodobne, jak bardzo przypomniał wzrok jej przyjaciela z dzieciństwa.
- A na przykład, że bardzo dobrze grasz w piłkę. - odpowiedziała z uśmiechem, czochrając pofalowane włosy dziecka.
- Nieprawda, nie umiem grać. - stwierdził, nagle przybierając całkowicie smutną minę. - Każdy w przedszkolu tak mówi. - dodał cichym głosikiem, wlepiając wzrok w podłogę.
- Wiesz, powiem ci coś w tajemnicy. - zaczęła szeptem, klekając obok chłopca. Cristiano przypatrywał się jej z kompletnym zaskoczeniem, lecz dziewczyna miała mały plan. - Junior, a wiesz, że kiedyś do twojego taty mówili tak samo? Ale był uparty i pokazał im wszystkim, że nie mają nic do gadania. Wierzę, że ty im pokażesz to samo. - przytuliła przedszkolaka, który delikatnie objął jej szyję rączkami. Potem jedynie zamknął swoje czekoladowe oczy, kładąc główkę na ramieniu blondynki. Na jego twarzy znów zagościł uśmiech.
- Dziękuję. - usłyszała cichy głos jego ojca. Uśmiechał się szeroko, wciąż nie wierząc, jak szybko Junior polubił Shanti. Przypomniał sobie, jak na początku ugryzł Irinę, gdy próbowała go dotknąć. Na samo wspomnienie tej sytuacji zawsze prawie leżał i wił się ze śmiechu.
- Shanti, a skąd ty o tym wiesz? - zapytał chłopiec, znów patrząc jej w oczy.
- Bo znam twojego tatusia już bardzo długo. - wyjaśniła z uśmiechem, wstając z ziemi. - Chodź, jedziemy do domu. Zrobimy coś pysznego do jedzenia. - dodała, łapiąc małą dłoń dziecka.
- A jak długo? - mały nie dawał za wygraną.
- Shanti to moja przyjaciółka z dzieciństwa, więc praktycznie od zawsze. - wyjaśnił mu ojciec.
- Aaa, to chyba rzeczywiście długo. - podsumował młody Cristiano, szczerząc się wesoło.

Po krótkiej i na szczęście tym razem bez żadnych niespodzianek podróży, samochód piłkarza zajął miejsce pod jego posiadłością. Uwagę wszystkich szybko przykuła głośna muzyka i samochód faceta od pizzy, który bez żadnych oporów stał jednym kołem na trawniku. Dziewczyna spojrzała na Cristiano pytającym wzrokiem. Zobaczyła jedynie rozbawienie na jego twarzy. Sama była zgoła daleka od tego stanu. Doskonale wiedziała co, a raczej kto jest inicjatorem całego zamieszania.
- Robimy imprezę? - zaciekawił się Junior.
- Nie robimy. - odparła mu chłodnym tonem, opuszczając samochód z prędkością światła. Wparowała do domu i ujrzała jedno wielkie pobojowisko. Na podłodze leżało chyba 20 opakowań pizzy, napoje, jakieś filmy DVD. Wszystko wyglądało tak, jakby przeszło tędy tornado. Po środku całego bałaganu szybko dostrzegła Xaviera. Leżał na kanapie, otoczony kilkoma kupkami pieniędzy, które bez namysłu zamieniał w samoloty z papieru. Wzięła głęboki wdech, próbując powstrzymać złość. Nie było to jednak ani trochę skuteczne. To właśnie wtedy poczuła rękę Cristiano, która delikatnie zajęła miejsce na jej ramieniu.
- Shanti, ja z nim pogadam. Weź Juniora i puść mu coś w tv. - usłyszała z ust mężczyzny.
- Cristiano, ja muszę to zrobić. - westchnęła cicho, by następnie podejść do wieży, w celu wyłączenia muzyki. Reakcję chłopca łatwo było przewidzieć.
- Ej no, chyba słuchałem, nie widzisz?! - ryknął w stronę dziewczyny.
- Nie widzę! Widzę jedynie ciebie, miesiąc aresztu domowego i zero kieszonkowego do końca życia! - odpowiedziała mu, stojąc z rękami opartymi na biodrach.
- Tato, weź jej coś powiedz.. - skierował się z wyrzutem do Cristiano, który wzrokiem próbował jakoś ocenić wszystkie straty.
- Powiem, ależ oczywiście. - wymamrotał pod nosem, biorąc z podłogi zniszczony medal, który dostał od prezydenta Portugalii. - Shanti, odpuść mu. - rzucił w kierunku dziewczyny, bijąc się z myślami. Z jednej strony był wściekły, ale z drugiej nie chciał mieć z synem jeszcze gorszych kontaktów.
- Widzisz! - rzucił rozbawiony nastolatek z buzią pełną chipsów.
- Xavi, ale ty też odpuść. - upomniał syna, wyrywając mu z ręki jedzenie. - Później pogadamy, a teraz idź do pokoju. Niedługo będzie obiad. - dodał już spokojniej. Chłopiec nie był zadowolony, lecz spełnił prośbę. Piłkarz odesłał też Juniora, by zrobił lekcje, aby zostać sam na sam z Shanti. Widział w jej minie tą złość, to rozgoryczenie. Czuł, że znów dorzucił kolejną porcję słów, które niczym ogień trawiły ich nić porozumienia. Podszedł bliżej dziewczyny, jakby chcąc ocenić czy naprawdę jest tak strasznie. Nawet nie podnosił wzroku. Wolał mieć choć nadzieję. Niestety było tak, jak przeczuwał. Portugalka odepchnęła go na bok, z dala od siebie. Bez słowa podeszła do okna. Z czarnej torebki wyciągnęła paczkę papierosów. Brakowało jednak zapalniczki.
- Kurwa. - przeklęła pod nosem, opierając się na dłoniach o marmurowy parapet.
- Shanti, bo ja musiałem. - wydusił z siebie, stając kilka centymetrów za nią. W tym momencie było mu już wszystko obojętne. Pragnął jej złości, wyzwisk, czegokolwiek. Czekał na nie z pokorą, nerwowo obracając w dłoni obrączkę, którą jeszcze przed chwilą miał na palcu.
- No tak, musiałeś. Tylko teraz to mnie ma za potwora. - tylko tyle usłyszał z jej ust. Nie wypowiedziała jednak tych słów ze złością. Był to raczej smutek, bezradność. Uczucia, które dzięki ostatnim dniom miał opanowane do perfekcji. Wypowiedziała je i po prostu zniknęła. Zostawiła go samego, ze zniszczonym medalem w ręku i równie zniszczonym szczęściem w sercu. Piłkarz zajął miejsce na kanapie, obok sterty śmieci i pieniędzy. Rozejrzał się smutnym wzrokiem dookoła siebie i dostrzegł telefon. Nie był jego, Juniora także, więc musiał być Shanti. Bez zastanowienia otworzył sms'a, który wisiał na ekranie.
"Skarbie, dziękuję, że dałaś mi ostatnią szansę. Jesteście dla mnie wszystkim. Jutro będę w Madrcie, zabiorę Was w końcu do domu. Kocham Was, David ;* "
- Po moim trupie. - powiedział sam do siebie, mocno zaciskając swoją pięść. Nie miał pojęcia kim jest jego adresat, ale nienawidził go z pełni serca.
"Masz się do nas nie zbliżać. Nie chcemy mieć z Tobą nic wspólnego. "
Odpisał w imieniu dziewczyny i szybko schował telefon do kieszeni, słysząc czyjeś kroki.
- Cristiano, widziałeś gdzieś mój telefon? - zapytała blondynka, nerwowo rozglądając się dookoła.
- Telefon? Nie, nie widziałem. - odparł bez namysłu. - Mogłaś na niego uważać. - dodał chłodnym tonem, wziął zepsuty medal i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie...

poniedziałek, 17 lutego 2014

Ósmy

Godzinę później sportowe auto milionera zaparkowało pod jego ogromnym domem. Piłkarz spojrzał jeszcze tylko w lusterko, by upewnić się, że jego wygląd jest nienaganny i ruszył do ciepłego wnętrza. Zanim jednak zrobił choćby dwa kroki, ujrzał w drzwiach postać swojej żony. Stała z rękami opartymi na biodrach, nerwowo tupiąc nogą. Nie trzeba było posiadać doktoratu z psychologii, by zauważyć w jakim jest nastroju. Podeszła do Portugalczyka i bez żadnych ogródek wymierzyła mu cios w policzek.
- Gdzie byłeś?! - wrzasnęła na całe gardło, dodając w stronę mężczyzny kilka wyzwisk w swoim rodzimym języku.
- W szpitalu. - odburknął, odsuwając ją na bok, po czym powędrował do salonu. Czuł, że dyskusja z nią, gdy jest w takim stanie to szaleństwo, więc wolał nawet jej nie podejmować. W głębi ducha wciąż liczył, że tym razem upiecze mu się, jak zresztą było zawsze. Zdjął więc kurtkę i rozsiadł się na kanapie, skupiając swoją uwagę na wielkim telewizorze. Rosjanka była jednak zbyt wojowniczo nastawiona, by odpuścić.
- Do szpitala to ty dopiero trafisz. - warknęła, wyrastając przed nim niewiadomo skąd.
- Irina, to naprawdę była kryzysowa sytuacja, skarbie. - wskazał jej miejsce obok siebie, uśmiechając się zalotnie. Sądził, że to coś da, lecz efekt był zgoła inny do zamierzonego.
- Jeśli twój popęd seksualny naprawdę jest takim kryzysem to może wykorzystaj go na mnie! Chyba, że moja inteligencja i piękno cię przytłaczają. - odparła z ironicznym uśmieszkiem. Tego piłkarz już nie był wstanie wytrzymać ze spokojem. Nienawidził, kiedy ktoś traktował go w taki sposób. Wstał z miejsca, podszedł do kobiety na niebezpieczną odległość i spojrzał w jej oczy, które wręcz zionęły nienawiścią. Miał ochotę powiedzieć jej milion przykrych rzeczy, ale doszedł do wniosku, że korzystniej będzie ugryźć się w język.
- Daj mi święty spokój. - rzucił pod nosem, odsunął ją na bok i postanowił ulotnić się stąd najszybciej, jak tylko to możliwe. Kłótnie były ostatnią rzeczą, której teraz pragnął. Wziął z lodówki butelkę wódki, resztki pizzy i już miał szykować się do opuszczenia domu, gdy nagle w kuchni pojawił się jego zaspany synek. Podszedł do swojego ojca w piżamce w piłki, z misiem w ręku i po prostu przytulił się mocno. Młody chłopiec sprawił, że całe zdenerwowanie uciekło z umysłu mężczyzny w ułamku sekundy. Piłkarz klęknął przed nim, obserwując każdy fragment jego twarzy. Nie widział synka zaledwie miesiąc, lecz zmienił się on nie do poznania. Chłopiec urósł dobrych kilka centymetrów, jego krótkie włoski zmieniły się w burzę loków, które niemalże zasłaniały jego twarz. Portugalczyk poczuł się strasznie, widząc, że przegapił tyle ważnych wydarzeń w życiu swojego syna. Może po prostu nie zasługiwał na bycie ojcem kogokolwiek?
- Tatusiu, czemu już nas nie potrzebujesz? - odzywał się maluch, smutnym wzrokiem spoglądając w biały dywan pod jego małymi stopami.
- Nie potrzebuję? Synku, co ty mówisz? Kocham cię najbardziej na świecie. - odpowiedział zaskoczony, gładząc dłonią zimny policzek chłopca.
- Mama mówiła, że już nas nie chcesz. - wyjaśnił ojcu, próbując powstrzymać łzy, które jego czekoladowe oczka produkowały wbrew woli. Mężczyzna słysząc słysząc słowa swojego dziecka poczuł się, jak osoba, której nienawidził najbardziej na świecie - jak jego własny ojciec. Obiecywał sobie, że kiedyś będzie całkiem inny niż on, a teraz? Teraz był w oczach bilskich taki sam, a może i jeszcze gorszy.
- Synku, mama mówiła głupoty. Tatuś miał ostatnio dużo pracy, ale to nie znaczy, że cię nie kocham. Jesteś dla mnie najważniejszy. - wyjaśnił, tuląc przedszkolaka najmocniej, jak tylko umiał. Tak, jakby chciał ukryć go i przy okazji siebie przed całym światem.
- Tatusiu, będziesz dziś spał ze mną? - poprosił nagle, pierwszy raz tego wieczora ukazując swój uśmiech. Mężczyzna od razu skinął głową, widząc iskierki radości w oczach chłopca.
- Tylko porozmawiam z mamą, poczekaj chwilę. - posadził czterolatka przy blacie kuchennym i dał mu szklankę soku pomarańczowego. Jego następne posunięcie łatwo odgadnąć. Wyrwał swojej żonie telefon, którym zacięcie się bawiła i rzucił nim o ścianę. Chwycił mocno jej rękę, obserwując przerażenie w jej zielonych oczach.
- Czy ty naprawdę tak mnie nienawidzisz? - syknął pod nosem, powstrzymując się, żeby nie zrobić jej nic poważnego, o czym wbrew sobie marzył w tym momencie.
- Ty mnie w ogóle nie zauważasz, po co ci w ogóle jestem?! Jesteś dziwkarzem i to się nigdy nie zmieni. Liczyłam na to, ale zawsze będziesz mieć wszystkich w dupie. - odpowiedziała mu ze łzami w oczach. Gdy poczuła, że dłoń piłkarza rozluźniła swój uścisk wyrwała się mu, złapała swój płaszcz i ruszyła szybkim krokiem w stronę drzwi. - Kochałam cię, o ile to cię kiedykolwiek obchodziło. - dodała na odchodne, by następnie zniknąć za masywnymi drzwiami. Wsiadła do swojego auta i po prostu odjechała w nieznanym kierunku. Cristiano tylko stał. Stał w miejscu i wciąż nie mógł uwierzyć, że to już koniec. Wszystko, co budował przez poprzednie lata upadło niczym zamek ze szkła, skrupulatnie niszczony już od dawna. Został sam z synem, z milionem kolejnych problemów i żalem w sercu. Sam jedyny.

Następny dzień piłkarz zaczął o 10:30. Przetarł zaspane oczy i ujrzał puste miejsce obok siebie. Skrycie liczył, że wczorajszy dzień był jedynie jednym z jego sennych koszmarów, lecz rzeczywistość okazała się być okrutna. Irina odeszła i tym razem chyba na dobre. Mężczyzna sam już nie wiedział, co czuł w związku z tym. Ludzie przeważnie po stracie ukochanej osoby czują strach, niedowierzanie, wyrzuty sumienia. On jednak nie czuł kompletnie nic. Obojętność wypełniała jego serce, sprawiając, że coraz bardziej zaczynał sądzić, że coś z nim nie tak. Jednak pozbierał się z łóżka i postanowił nie myśleć o tym więcej. Takie wyjście wydawało mu się najłatwiejszą z opcji. Ubrał pierwsze lepsze dresy i zszedł do salonu, nawet nie czesząc się uprzednio. Na dole powitał go widok swojej matki i synka, który malował obrazek farbami. Starsza kobieta od razu rozpoznała, że syn musiał mieć gorsze dni. Podała mu kubek ciepłej herbaty i usadziła go przy stole przed solidną porcją naleśników.
- To teraz mów mi o co chodzi. - zażądała, siadając na przeciwko syna, który kreślił widelcem nieokreślone byty z czekolady na swoim daniu.
- Mamo, to jest skomplikowane. - rzucił pod nosem, próbując jakoś wymigać się od opowieści.
- Synku, wierzę, że jeśli porozmawiasz na spokojnie z Iriną to na pewno..
- Nie chodzi o nią! - przerwał jej zdecydowanym tonem. - Chodzi o to, że mam syna. - dodał prawie szeptem, smutnym wzrokiem wpatrując się w postać swojej matki.
- Cristiano, może i jestem stara, ale masz go od 4 lat, naprawdę zdążyłam zauważyć. - odparła, próbując powstrzymać się od śmiechu.
- Mam jeszcze jednego. Ma na imię Xavier i niedługo skończy 12 lat. - westchnął cicho, odsuwając jedzenie na bok. Uznał, że w tej sytuacji i tak nic nie przełknie, a jak umrze z głodu to w sumie jeszcze lepiej.
- I niby gdzie on teraz jest? W szafie go od 12 lat trzymasz? - zapytała z przekąsem, wciąż powątpiewając w szczerość jego słów.
- Widzę, że i tak mi nie wierzysz, więc jadę załatwić swoje sprawy, a ty przed wyjazdem do Portugalii odstaw Juniora do przedszkola. Później go zabiorę, jak będę wracał. - rzucił naburmuszony, odchodząc od stołu. Złapał swoją kurtkę, pożegnał się z chłopcem i opuścił mieszkanie.

Dzień w szpitalnej rzeczywistości także nadszedł w zastraszającym tempie. Shanti i Xavier nie spali już jednak od dawna. Siedzieli na przeciw siebie, próbując zidentyfikować zwłoki na swoich talerzach. Coś, co nazwano kurczakiem przypomniało bardziej przejechanego psa, a sałata była bliska przekształcenia się nowy organizm żywy. Nic nie dorównywało jednak deserowi, którym była galaretka z 'niespodzianką'.
- Mamo, na pewno jedzenie tego jest bezpieczne? - zwątpił nastolatek, obracając talerz, by przyjrzeć się daniu najlepiej, jak to możliwe. - Chyba widzę tutaj czyjeś włosy.. - dodał z obrzydzeniem.
- Na pewno nie jest tak straszne. - odparła, wymuszając uśmiech. - Tylko po prostu trzeba się przyzwyczaić. - mruknęła, zbliżając kawałek 'galaretki' do ust. Jej zapach był porażający, lecz niestety w złym tego słowa znaczeniu.
- Mamo, a zęby to mam rozumieć takie dodatkowe witaminki? - zaśmiał się, z zaciekawieniem grzebiąc widelcem w deserze.
- Wiesz, w sumie jest tydzień miłosierdzia.. - zaczęła cichym głosem, zgarniając wszystko do znalezionej reklamówki. - Podzielimy się z Cristiano, niech wie, że o nim myślimy. - dokończyła z zadowoleniem.
- Nie jesteś zła, że chciałem z nim trochę pomieszkać? - zmienił temat, spuszczając smutno głowę. - Mimo wszystko to mój ojciec, chciałbym coś o nim wiedzieć. - westchnął cicho, bawiąc się palcami.
- Xavier.. - uśmiechnęła się ciepło, siadając obok niego. Pogładziła dłonią jego plecy, jakby chcąc przekazać mu choć trochę radości. - Cristiano jest twoim ojcem, nie mogłabym być zła. Dla twojego dobra oboje zrobimy wszystko, co tylko możliwe. - wyjaśniła spokojnym tonem.
- Ale chyba za bardzo go nie lubisz. - zauważył trafnie, świdrując jej twarz swoimi dużymi oczami.
- Xavi, to jest skomplikowane..
- Tak, wszystko zawsze dla ciebie jest skomplikowane. Normalnie CSI Miami 2.0 - prychnął śmiechem, krzyżując ręce na piersi.
- A może sprawdzisz czy wszystko mamy? Cristiano zaraz powinien po nas przyjechać. - zmarszczyła brwi, próbując zmienić temat. Nastolatek jednak ani myślał współpracować.
- Powinnaś się z nim pogodzić. - wygłosił z powagą.
- Ale my się w ogóle nie kłócimy! - zaprzeczyła zdecydowanie, podchodząc do ogromnego okna, kryjącego białe widoki. Oparła się na dłoniach o stary parapet, żałując, że nie może teraz zapalić papierosa.
- Tak, wy jedynie tak z grzeczności jeździcie po sobie, jak Hitler po Warszawie. - stwierdził z ironią.
- Xavi.. - warknęła, próbując zrobić kilka wdechów i wydechów, by uspokoić się choć trochę.
- Idę pooglądać korytarz, żegnam. - trzasnął drzwiami, opuszczając pomieszczenie.

Na miejsce spotkania mężczyzna dotarł nieźle spóźniony. Postawił auto na zakazie, stwierdzając, że przecież jemu i tak nic nie grozi, po czym pobiegł ile sił w nogach pod salę syna. Na szpitalnym korytarzu szybko dostrzegł zdenerwowaną Shanti i znudzonego chłopca, który grał na telefonie, podpierając ścianę. Dziewczyną wepchnęła mu swoje rzeczy i bez słowa zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu. Widok przeważnie idealnie ubranego piłkarza w dresie i kupce poplątanego siana na głowie był dla niej czymś zupełnie nowym. Obeszła go z każdej strony, jakby chcąc sprawdzić czy nie pomyliła osób. Ronaldo jednak był jak najbardziej w wersji oryginalnej.
- Nie gap się na mnie, tylko chodź, bo zaraz ktoś podkapuje do mediów i będziemy mieli tragedię. - mruknął pod nosem, ruszając w stronę wyjścia. Nie miał nawet siły na ich rytualne kłótnie. Czym prędzej wpakował wszystko do czerwonego Ferrari i zajął miejsce w cieplutkim fotelu. Spojrzał w lusterko, widząc w nim na tylnym siedzeniu swojego syna, obserwującego z zadziwieniem każdy szczegół auta. Mimowolnie na twarzy piłkarza pojawił się zarys uśmiechu. Cieszył się, że młody coraz pozytywniej podchodził do całej sytuacji.
- Cristiano, możemy w końcu ruszyć? Nie żebym narzekała, ale jest mi cholernie zimno. - warknęła zdenerwowana Shanti, wyrywając piłkarza z krainy myśli.
- Już, przepraszam. - odparł lekko zmieszany, szybko wsadzając kluczyk do stacyjki. Kilka sekund później w końcu ruszył z piskiem opon. Droga przez zakorkowany Madryt ciągnęła się niemiłosiernie, lecz żaden z pasażerów samochodu nie miał odwagi wymówić choćby słowo. Chłopiec wlepił wzrok w ekran ukochanego cudu techniki, dziewczyna oparła głowę o szybę w taki sposób, by przypadkiem nie spotkać wzrokiem Ronaldo. Jednie piłkarz co kilka sekund zerkał w jej stronę, jakby czynność ta była jego uzależnieniem. Im droga była dłuższa, tym bardziej dochodził do wniosku, że dziewczyna jest kompletnym przeciwieństwem Iriny. Rosjanka bez wątpienia mogła być kanonem piękna dla wielu, lecz blada skóra i delikatność tej małej osóbki obok niego sprawiała, że bez wątpienia działała na zmysły o wiele mocniej.

W końcu po godzinie dotarli pod posiadłość piłkarza. Dziewczyna otworzyła oczy ze zdumienia, widząc jak ogromny jest to dom. W ogrodzie widać było mnóstwo zieleni, nieco dalej był basen. W środku wrażenie było jeszcze lepsze. Otwarta przestrzeń i nowoczesne rozwiązania były zdecydowanie w jej stylu. Metraż mieszkania także robił wrażenie. Był to raczej mały zamek ze snów, a nie dom mieszkalny. Jednakże fakt, że właścicielem tego wszystkiego był największy ignorant i debil pod słońcem sprawiał, że wszystkie dobre opinie ulegały degradacji. Xavier prawie od razu pognał do pokoju, do którego klucz otrzymał od ojca, a Portugalka podeszła do szafki i wzięła do ręki jakieś zdjęcie, podczas gdy Ronaldo walczył z bagażami. Na owej fotografii był synek piłkarza, Cristiano Junior. Wyglądał na bardzo szczęśliwego. Stał w koszulce z numerem ojca, a w ręku trzymał piłkę. Dziewczyna musiała przyznać, że widok ten był rozkoszny, a mały był naprawdę ślicznym dzieckiem.
- Później go poznasz, spokojnie. - usłyszała z plecami roześmiany głos mężczyzny. Instynktownie lekko speszona odłożyła przedmiot.
- Zastanawiam się, jak mu nas przedstawisz. - prychnęła śmiechem, po czym powędrowała w stronę schodów, by znaleźć się w końcu w swoim pokoju, bez niego co najważniejsze. Szybko jednak zatrzymał ją głos znienawidzonego towarzysza.
- Wiesz, bo będzie problem z twoją sypialnią. - wydukał pod nosem, stojąc w niezmienionym miejscu i drapiąc się po głowie z miną niewiniątka.
- Jaki problem? Co ty znowu kombinujesz? - warknęła pod nosem, zaciskając mocno swoje pięści. Mężczyzna podszedł do niej i wlepił wzrok w podłogę, kręcąc się w miejscu niczym małe dziecko.
- Shanti, mam za mało sypialni, więc musisz spać ze mną. - wyjaśnił na jednym wdechu, wciąż posyłając jej ten w jego mniemaniu słodki, a tak naprawdę raczej denerwujący i fałszywy uśmiech.
- Chyba najpierw musiałbyś mnie zabić! - wrzasnęła w jego kierunku, biegnąc w stronę pierwszego lepszego pokoju. Jak się okazało była to właśnie sypialnia piłkarza. Była pewna, że mężczyzna robi wszystko specjalnie, więc postanowiła umilić mu wspólne zamieszkiwanie najbardziej, jak tylko mogła. Zabrała z łóżka całą pościel i dumnym krokiem zniosła do salonu, gdzie wyrzuciła wszystko na kanapę.
- Tu jest strasznie niewygodnie, ale jeśli aż tak się mnie boisz. - szybko dopadł ją rozbawiony napastnik, który niczym spod ziemi wyrósł tuż za jej plecami.
- Kotku, my się chyba nie rozumiemy. - zalotnie poruszyła rzęsami, patrząc prosto w jego czekoladowe oczy. - Spać tutaj będzie tylko i wyłącznie twój zrozumiały zadek. - dodała naburmuszona, po czym odeszła na górę, by w końcu zyskać chwilę spokoju.

________________________________

No to tak..
Miałam uczyć się historii na sprawdzian, a wyszło, jak zawsze xd No więc miłego czytania, serdecznie dziękuję za komentarze i pozdrawiam wszystkich <33 xoxo 
Ps : Za wszystkie błędy przepraszam, lecz po prostu mistrzem ortografii nie jestem ( niestety ), wiele mi ucieka, bo piszę na tablecie i tak wychodzi ( niestety ) ;/ 

piątek, 14 lutego 2014

Siódmy

Gdy wysoki brunet otworzył swoje brązowe oczy, ujrzał białe światło, które oślepiło go swoim intensywnym blaskiem. Zasłonił twarz dłońmi, poprawiając się na krześle, które było wykonane z niemiłosiernie twardego materiału. Wczorajszy dzień próbował wymazać z pamięci jak najszybciej. Wstał z swojego miejsca spoczynku, próbując zamaskować grymas bólu na swojej twarzy i ledwo trzymając się na nogach powędrował do łazienki. Otworzył drewniane drzwi do pomieszczenia, a za nimi ujrzał dobrze znaną postać. Drobna dziewczyna stała przed lustrem, czesząc starannie swoje długie, błyszczące włosy. Mężczyzna oparł się o ścianę, dokładnie analizując każdy szczegół jej seksownego ciała. Chociaż było bardzo wcześnie, a sytuacja, w której się znalazła była fatalna, wyglądała tak, jakby w poprzednim wcieleniu była aniołem. Blond włosy delikatnie opadły na jej blade ramiona, a szczupła figura doskonale współgrała z długimi nogami i kształtami, obok których nie przeszedłby obojętnie chyba żaden normalny facet. Na twarzy piłkarza pojawił się delikatny uśmiech, gdy stanął na analizie jej zgrabnej pupy. W myślach miał już milion scenariuszy, w których mógłby pieścić każdy fragment jej idealnego ciała. Na ziemię wrócił dopiero, gdy zdał sobie sprawę, że dziewczyna stoi kilka centymetrów przed nim, a jej mina zdecydowanie nie wróży nic dobrego.
- Jeśli Rosjaneczka nie spełnia twoich wymagań to idź gapić się na tyłki pielęgniarek. - warknęła pod nosem, wypychając go z pomieszczenia. Zanim Portugalczyk zdążył powiedzieć choćby słowo, zobaczył zatrzaśnięte drzwi. Jednak jak już miał w zwyczaju, nie przejął się tym ani trochę. Znów bezczelnie wpakował się do środka i stanął obok blondynki, opierając się o czarną szafkę.
- Pozwól, że przemilczę twoją jakże elokwentną wypowiedź, która w znaczący sposób godzi w moje dobre imię. - wygłosił, wyciągając z kieszeni tubkę żelu, której zawartość w staranny sposób naniósł na swoje włosy.
- Łał, widzę, że pilne uczenie się tekstów z bluzgatora przynosi pierwsze efekty, brawo. - prychnęła, zakładając drobne, diamentowe kolczyki.
- Twoja cięta riposta jedynie potwierdza fakt, że mnie pragniesz. - stwierdził, przyciągając do siebie dziewczynę jednym szybkim ruchem. Zanim zdążyła zaprotestować, stała przyciśnięta do ściany przez wysportowane ciało mężczyzny. Czuła na sobie jego gorący oddech, widziała ten dziwny błysk w jego oczach, które dokładnie lustrowały każdy fragment jej twarzy.
- Za dużo sobie wyobrażasz w tej swojej pustej główce! - uniosła głos, szarpiąc się z nim. Ten jednak jedynie wzmocnił siłę, z którą przytrzymywał jej nadgarstki.
- Czy ty nie masz przypadkiem na sobie moich kolczyków? - zapytał rozbawiony, delikatnie odgarniając jej miękkie włosy na bok.
- Facet i kolczyki? Zrobiłam ci przysługę. Wyglądałeś w nich jak brzydsza wersja Lady Gagi. - rzuciła, patrząc na niego z pogardą. Po jego minie od razu rozpoznała, że trafiła w czuły punkt. Wściekły piłkarz w końcu puścił jej ręce i jak obrażona nastolatka wyszedł z pomieszczenia z wysoko uniesioną głową. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale ugryzł się w język i postanowił porozmawiać ze swoim synem. Gdy wszedł do sali chłopca ten właśnie czytał jakiś magazyn sportowy. Uniósł na chwilę wzrok, by zobaczyć kto przyszedł, po czym z obojętnością wrócił do swojego zajęcia.
- Porozmawiamy? - zaczął cicho jego ojciec, zajmując miejsce przy łóżku dwunastolatka. Gdy zdał sobie sprawę, że syn kompletnie go ignoruje wyrwał mu z rąk czasopismo i schował za swoimi plecami.
- Cholerna no, czytałem ważny artykuł! - wrzasnął wściekły nastolatek, rzucając w swojego ojca małą poduszką.
- Xavi, wiem, że zapewne nigdy nie będzie między nami tak, jak być mogło, ale chciałbym, żebyśmy jakoś się dogadywali. Jestem twoim ojcem, chcę być obecny w twoim życiu. - wypowiedział łamiącym się głosem, zawieszając głowę.
- A może ja ciebie nie potrzebuję? Nie potrzebuję nikogo, wszyscy jesteście tacy sami. - warknął poirytowany.
- Synu, daj mi chociaż szansę. - spojrzał na chłopca wzrokiem pełnym smutku, cierpienia i prawie łez. Gdy patrzył na nastolatka miał w głowie wszystkie chwile w których powinien być przy nim. Czasu nie mógł cofnąć, ale bardzo zależało mu na kontaktach z nim. Chciał być dobrym ojcem, nie takim jak jego własny.
- Po co?! I tak nigdy nie będziesz moim ojcem, nigdy! - wrzasnął, słowo "ojciec" wypowiadając wręcz z pogardą.
- Więc może zostanę chociaż twoim kolegą? Xavi, ja naprawdę..
- I co mi jeszcze powiesz? Że nie wiedziałeś? Że byłeś głupim dzieckiem?! Gdzieś mam twoje wyjaśnienia, dajcie mi wszyscy spokój. - przerwał mu, błądząc wzrokiem po pokoju. Robił wszystko, żeby tylko nie spotkać twarzy swojego "ojca". Sam nie wiedział, jak postąpić, co mówić. Cała sytuacja była zbyt trudna dla młodego chłopca. Piłkarz westchnął cicho, ocierając twarz dłońmi. Jeszcze raz spojrzał na złość, która dominowała w wyrazie twarzy chłopca i wstał z miejsca.
- Odpocznij, musisz mieć dużo siły. - uśmiechnął się lekko, idąc wolnym krokiem w stronę drzwi. Nacisnął klamkę i już miał opuścić pomieszczenie, lecz zatrzymał go głos syna. Tym razem jego ton był całkowicie inny niż jeszcze kilka minut temu. Dawał piłkarzowi to, co najważniejsze - choć cień nadziei.
- Przyjedziesz na mój mecz? - nastolatek zapytał cichym głosem, jakby niepewnym.
- Grasz w piłkę? - odpowiedział pytaniem, z zainteresowaniem ilustrując twarz syna. Ten jedynie wzruszył ramionami, by następnie schylić się po coś, co leżało pod łóżkiem. Jak okazało się był to wycinek z jakieś gazety. Młody Portugalczyk podał go ojcu, siląc się na obojętność. Ten przeczytał go uważnie, z każdą sekundą nabierając coraz więcej zdumienia.
- Młody, utalentowany bramkarz nowym zawodnikiem młodzieżówki Fc Barcelony. - zacytował fragment testu z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Wolałem moje PSG. Tu zapewne i tak będę jedynie pilnował ławki, ale jeśli chcesz to możesz przyjść. Jeśli lekarz pozwoli to za 3 tygodnie gramy w jakimś turnieju. - powiedział pod nosem, siląc się na obojętność.
- Będę na pewno, jakbym mógł nie przyjść. - odparł z radością. Był bardzo dumny z syna. Zawsze marzył, by jego dziecko pokochało ten sport tak jak on. Jednak nie to było największym powodem jego radości. Dostał szansę, to było najcenniejsze.

Piłkarz spędził na rozmowie z synem dobre dwie godziny. Rozmawiali jedynie o piłce, ale najważniejsze było dla mężczyzny, że syn w ogóle chce go widzieć. W końcu chłopiec zasnął, a piłkarz postanowił pójść do sklepu po coś do jedzenia. Głód stawał się dla niego coraz bardziej nieznośny. Jednak  gdy wychodził zobaczył scenkę, która wygrała z pragnieniem. Zaciekawiony wepchał się między Shanti, a lekarza chłopca i natychmiast zażądał odpowiedzi na milion pytań.
- Wszystko dobrze? Jakieś komplikacje? Ile lat w ogóle leczysz, pajacu? - wyrzucił z siebie na jednym wdechu, mierząc młodego doktora wzrokiem pełnym pogardy.
- Cristiano, Pan Smith mówił, że Xavier może wrócić do domu jeśli będzie dużo odpoczywał. - warknęła, posyłając piłkarzowi groźne spojrzenie.
- No to super! Kupię kilka rzeczy dla niego i możecie się wprowadzać choćby za godzinę. - odparł, ciągle szczerząc swoje bialutkie zęby.
- Że do ciebie? Do Iriny? - prychnęła śmiechem, imię żony piłkarza wypowiadając wręcz z obrzydzeniem.
- Irina jest w 2 fazie swojego focha, więc szybko jej nie zobaczymy. - wzruszył ramionami.
- Dla dobra chłopca byłoby lepiej, żeby mieszkał w Madrycie. Ma na miejscu naszą klinikę, rehabilitację.. - wtrącił nieśmiałym głosem lekarz. Dziewczyna spojrzała na niego jak na wroga publicznego nr 1, kurczowo zaciskając swoje pięści, lecz piłkarz natychmiast klasnął w dłonie, szczęśliwy niczym dziecko z nowej zabawki.
- Widzisz! Od razu mówiłem, że to bardzo mądry człowiek! - palnął rozpromieniony, uderzając lekarza po przyjacielsku w plecy, co jedynie spowodowało grymas bólu na twarzy młodzika.
- Przed chwilą mówiłeś, że jest pajacem bez doświadczenia! - wrzasnęła oburzona zachowaniem Portugalczyka.
- Zawsze musisz mnie słuchać wtedy, gdy nie trzeba? - zapytał rozbawiony. - Zresztą mniejsza. - dodał pod nosem, wyciągając z kieszeni swój telefon. Spojrzał na jego wyświetlacz i ujrzał sms, który diametralnie zmienił jego humor.
"Wróciłam do domu, Juniora zabrałam od babci, a ciebie znów nie ma! MASZ RODZINĘ, uświadom to sobie, ku*wa!" - napisała piękna Rosjanka. Piłkarz pierwszy raz od dawna poczuł, że naprawdę rani dziewczynę. Zawsze była przy nim, a on? Robił jej przecież takie numery. Sądził, że ich uczucie wygasło, ale czy naprawdę tak było? Miliony myśli bombardowały jego umysł. Mężczyzna szybko schował smartphona do kieszeni, by nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. - To jutro po was przyjadę, a teraz uciekam, bo Junior tęskni i muszę z nim pogadać o tym wszystkim. - rzucił cichym głosem, w stronę wściekłej blondynki, po czym szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia..

________

Krótki, ale mimo wszystko mi się podoba :D I dobra wiadomość, bo następne będą coraz, coraz dłuższe.
Do następnego xoxo

niedziela, 9 lutego 2014

Szósty

Blondynka patrząc w oczy piłkarza widziała tylko jedno. Uczucie, które znała w tym momencie aż za dobrze - strach. Stali jakby czekając na wyrok, zerkając to na siebie, to na ekran ciągle dzwoniącego wynalazku. Mężczyzna w końcu zdobył się na odwagę, wyrwał je telefon i odebrał łamiącym się głosem.
- O co chodzi? - zapytał.
- Dzień dobry, jestem ordynatorem szpitala. Chcieliśmy tylko poinformować, że Państwa syn odzyskał przytomność i jest w tym momencie na szczegółowych badaniach. - poinformował ciepły głos starszego mężczyzny. Portugalczyk nie słuchał dalej. W przypływie emocji wypuścił telefon z ręki i bez jakiejkolwiek zgody objął dziewczynę w pasie swoimi silnymi ramionami, śmiejąc się jak wariat.
- Obudził się, obudził! - powtarzał szczęśliwy jak nigdy przedtem, ściskając ją coraz mocniej. Wszystkie kłótnie w tym momencie zeszły dla niego na dalszy plan. W myślach dziękował Bogu, że podarował mu najcenniejszy dar, życie syna.
- Ale co mówili lekarze? - zapytała równie szczęśliwa matka chłopca, skupiając przez chwilę wzrok na czekoladowych oczach napastnika Królewskich.
- Obudził się! Będzie już dobrze, musi być! - odparł, łapiąc mocno jej zimną dłoń i prowadząc dziewczynę w stronę swojego auta. Był tak szczęśliwy, że większość drogi pokonali wręcz biegiem, przez przypadek prawie wpadając parkującemu BMW pod koła. Mężczyzna nie mógł skupić się na niczym, o logicznym myśleniu nie było mowy. Chciał jedynie zobaczyć swoje dziecko.
- Ale Cristiano, co mówili? - powtórzyła pytanie, zajmując miejsce obok fotela kierowcy.
- Mówili, że jest na badaniach i wszystko z nim dobrze. - rzucił szybko, zapinając pas. Zanim blondynka zdążyła założyć swój, ruszył już z piskiem opon, nie zważając na ludzi dookoła.
- Tak bardzo się o niego bałam. - otarła łzę, która ukratkiem spływała po jej policzku. - Cristiano, możesz mnie mieć za potwora po tym wszystkim, ale ja naprawdę zawsze.. - mówiła drżącym głosem, patrząc zaszklonym wzrokiem na samochody, które jechały przed nimi.
- Do cholerny, weź już się zamknij. - warknął wściekły, stając na czerwonym świetle.
- Przepraszam. - wydukała cichym głosem. - Ja tylko chciałam..
- Cicho już. - przerwał jej czułym tonem, kładąc dłoń na jej zimnym i mokrym od łez policzku. Spojrzał w jej smutne oczy i poczuł dziwny ból w sercu. Mimo wszystkich negatywnych uczuć wobec dziewczyny czuł, że ona nadal ma na niego nietypowy wpływ. Zbliżył się na odległość kilku centymetrów od jej twarzy, czuł jej ciepły oddech. Wszystkie wspomnienia związane z tą drobną istotą przeleciały przez jego głowę niczym błyskawica. Zamknął powieki i musnął delikatnie jej soczyste wargi, jakby próbując sprawdzić czy nadal smakują tak samo. Mimo upływu lat doskonale pamiętał to wyjątkowe uczucie. W końcu wracał do niego nie raz w swoich snach. Gdy otworzył oczy zobaczył zmieszanie na twarzy dziewczyny. Instynktownie odsunął się na bezpieczną odległość, przebierając zwyczajowy dla siebie kamienny wyraz twarzy.
- Cristiano, to był tylko moment szczęścia, zdarza się. - wymyśliła na poczekaniu, próbując jakoś rozładować napięcie panujące w aucie.
- Właśnie, to zupełnie normalna reakcja w stresowej sytuacji. - przytaknął jej, jednak wciąż unikając wzrokiem jej twarzy. Następnie wrzucił pierwszy bieg i ruszył na zielonym świetle najszybciej, jak tylko mógł.

Droga do kliniki wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Madryckie korki nie potrafiły odpuścić nawet w tak ważnym momencie. W końcu pół godziny później czarne Lamborghini zajęło miejsce na parkingu. Dziewczyna z prędkością światła wyskoczyła z auta i nie czekając na piłkarza ruszyła w stronę wejścia. Pragnęła jak najszybciej zobaczyć swoje dziecko, upewnić się, że wszystko z nim dobrze. Wpadła do środka, taranując przy okazji jakąś kobietę i od razu skierowała się w stronę windy. Zdarzyła rzucić jedynie krótkie "sorry". Nacisnęła czerwony guzik i nerwowo tupiąc nogą czekała na pojawienie się windy, która jednak wciąż nie przyjeżdżała. Każda sekunda była dla młodej matki niczym wieczność. Wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i otarła nią okolice oczu, próbując powstrzymać łzy, których jednak wciąż przybywało. W końcu winda dotarła na miejsce. Wyszedł z niej starszy mężczyzna, a blondynka automatycznie zrobiła krok w przód, by zająć miejsce w środku, lecz powstrzymała ją ręka, która silnym uściskiem przytrzymała jej nadgarstek. Młoda matka doskonale wiedziała kim jest jej właścicielem. Dotyk mężczyzny, ciepło jego ciała, intensywny i seksowny zapach poznałaby wszędzie. Teraz jednak powodował u niej jedynie wściekłość. Odwróciła się i wymierzyła Portugalczykowi siarczysty cios w policzek.
- Ała, a to z jakiej okazji?! - zawył kompletnie zdezorientowany, robiąc krok w tył.
- Takiej, że ci się należało! - rzuciła bez namysłu.
- Zaczynam się bać o twoje zdrowie psychiczne. - odparł z tym swoim uśmieszkiem, zdecydowanie chamskim. Blondynka już miała powiedzieć mu, co tylko obraźliwego przyniosłaby jej ślina na język, lecz dłoń mężczyzny była szybsza. Szarpnął ją mocno, zmuszając do zajęcia miejsca w windzie. Nacisnął odpowiedni przycisk i ruszyli na górę.
Gdy w końcu stanęli na odpowiednim piętrze złość w sercu dziewczyny przerodziła się w najzwyklejszy w świecie strach. Uświadomiła sobie, że prawdopodobnie za chwilę będzie musiała odbyć najtrudniejszą rozmowę w swoim życiu. Każdy krok bliżej sali syna sprawiał, że było jej coraz gorzej. Próbowała jakoś zebrać się w garść, ale emocje wciąż wygrywały. Nogi miała jak z waty, a serce waliło jej tak, jakby zaraz miało eksplodować. W końcu  na krok przed drzwiami stanęła w miejscu i spojrzała na twarz Cristiano.
- Shanti, powiedz mu, ja tu poczekam. - usłyszała z ust piłkarza. Najchętniej uciekłaby teraz najdalej, jak tylko się da, lecz wiedziała, że ta rozmowa i tak musi się odbyć. Skinęła głową i przystąpiła próg sali syna. Chłopiec leżał na łóżku z pilotem od telewizora w ręku. Gdy ujrzał postać matki na jego twarzy natychmiast pojawił się szeroki uśmiech, który z czasem przerodził się w zakłopotanie.
- Xavi, co ci strzeliło do głowy? - zaczęła cichym głosem, zajmując miejsce obok niego.
- Przepraszam, mamo. Ja tylko chciałem.. - na chwilę zawiesił głos. - Sam nie wiem, co sobie myślałem. - przyznał smutnym tonem, nerwowo bawiąc się swoimi palcami.
- To już nieważne. Grunt, że jesteś zdrowy. - odparła z lekkim uśmiechem, który malował się na jej bladej twarzy.
- Mamo, a czy Ronaldo nie był zły za to wszystko? - zapytał, patrząc na nią z niepokojem w oczach. Bardzo bał się, że narobił problemów swojemu idolowi.
- Oczywiście, że nie. Martwił się o ciebie. - uspokoiła chłopca, ściskając kurczowo jego dłoń.
- On był kiedyś twoim przyjacielem, prawda? - przeszedł do ataku, prześwietlając twarz blondynki dociekliwym wzrokiem.
- Xavi, to wszystko jest skomplikowane. - westchnęła cicho, by następnie przenieść wzrok na drzwi, które uchyliły się cicho. Wyłoniła się z niej doskonale znana postać. Mężczyzna stał z rękami w kieszeniach, kręcąc się w miejscu i nie wiedząc kompletnie, jak postąpić.
- Mogę wejść? - odezwał się w końcu niepewnym głosem. Nie trzeba było zbytnio się wysilać, by zauważyć, jak bardzo jego wzrok wypełniał strach. Shanti jedynie wskazała mu gestem ręki miejsce obok siebie. Piłkarz podszedł wolnym krokiem, odsunął nieznacznie krzesło, zajął na nim miejsce, spojrzał na zaskoczenie, które malowało się na twarzy jego syna i poczuł, że łzy mimowolnie wypełniają jego oczy. Tym razem nie miał już nawet grama siły, by udawać, że radzi sobie z tym wszystkim. Złapał mocno rękę dziewczyny, biorąc głęboki wdech powietrza.
- Xavier, przepraszam. - tylko tyle był w stanie z siebie wydusić. Oparł łokcie na kolanach i schował mokrą od łez twarz w dłonie, jakby próbując ukryć się przed wzrokiem syna.
- Proszę Pana, to jest moja wina. Nie powinienem wtedy za Panem ganiać. Zachowałem się jak gówniarz i taka jest prawda! - odparł, próbując jakoś pocieszyć mężczyznę. - Proszę, niech Pan nie będzie zły..
- Cristiano jest twoim ojcem. - przerwała mu cichym głosem, starając się znów nie wybuchnąć płaczem. Spojrzała na twarz chłopca i już wiedziała, że wszystkie jej przeczucia okazały się prawdą.
- Nienawidzę was! - wykrzyczał wściekły nastolatek, rzucając o ścianę kubkiem, który stał obok jego łóżka. - Nienawidzę! - dodał znów, tym razem ocierając łzy, które atakowały jego zielone oczy. Shanti była w niewiele lepszym stanie od niego. Nienawidziła siebie tak samo, jak jej syn. Spojrzała w kierunku Cristiano, który wciąż nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa. Zapewne musiał czuć się identycznie, widząc, jak jego rodzony syn chce jedynie, by zniknął z powierzchni ziemi. W końcu jednak wstał z miejsca, delikatnie łapiąc dłoń dziewczyny. Bez słowa pociągnął ją w stronę korytarza, zostawiając załamanego i wściekłego chłopca samego. Gdy upewnił się, że syn go nie widzi podszedł do ściany i z całej siły uderzył w nią ręką. Ból był okropny, lecz psychika wysyłała o wiele gorsze cierpienie. Mężczyzna osunął się na krzesło, obserwując, jak jego ubrania przybierają kolor czerwieni.
- Nie tak miało być. - wydusił z siebie, patrząc na dziewczynę wzrokiem pełnym bólu, wściekłości i bezradności zarazem. Blondynka wiedziała, że powinna coś powiedzieć, jakoś się usprawiedliwić. Strach sprawił jednak, że jedynie stała w bezruchu. Poruszyła się dopiero, gdy piłkarz stanął obok niej. Cały zakrwawiony, mokry od łez.
- Cristiano, co powiedziała ci moja matka? - zapytała prawie szeptem, próbując dotknąć jego dłoni. Ten jednak szybko ją cofnął, ukrył przed światem.
- O twoim nowym ukochanym, którego znalazłaś tydzień po moim wyjeździe, o tym, że nie chcesz znać kogoś takiego.. wszystko. - odpowiedział chłodnym tonem, patrząc w jej przerażone oczy. - Ale teraz to już nieistotne, nie chcę o tym rozmawiać. - dodał pod nosem, odsuwając ją na bok, by móc swobodnie przejść.
- Ale to nie jest prawda, Ronaldo, no ku*wa! - krzyknęła w jego kierunku, lecz nie słuchał. Pochłonięty swoimi myślami szedł białym korytarzem, byleby  dalej od dziewczyny, byleby dalej od świata. W jego głowie walczyły miliony myśli, każda inna. Czy dziewczyna mówi prawdę? Czy naprawdę te słowa to jedynie fałsz? Nie wiedział. Wiedział jedynie, że jego życie już nie będzie identyczne.

______________________________

Kompletnie nie podoba mi się to, co stworzyłam. Próbowałam poprawić ten rozdział, coś dodać, odjąć.. wyszło tylko gorzej. Jednak trzeba iść dalej, więc szóstka dodana w takim stanie, jaki jest. Mam nadzieję, że spodoba wam się mimo wszystko ;*
A pomijając rozdział.. ZŁOTO dla Kamila! I oto jest prawdziwy powód do radości <33
OBY TAK DALEJ <33 

czwartek, 6 lutego 2014

Piąty

Gdy dziewczyna otworzyła oczy na zegarku była dopiero godzina 4:50. Położyła się niedawno, lecz emocje sprawiały, że zmęczenie schodziło na dalszy plan. Xavier nadal był nieprzytomny. Leżał otoczony mnóstwem dziwnych sprzętów i wydawał się taki bezbronny. Blondynka przemyła jego usta wodą, delikatnie głaszcząc jego włosy.
- Będzie dobrze, wyjdziesz z tego, synku. - mówiła do niego ze łzami w oczach. On jednak nie zareagował. Wciąż tylko leżał i przypominał młodej matce o tym, jak wielki błąd popełniła. Przez swoją dumę i głupotę sprawiła, że jej ukochany syn mógł umrzeć. Poprawiła chłopcu poduszkę, złożyła delikatny pocałunek na jego policzku. Łzy leciały po jej twarzy niczym strumień w niespokojną noc. Tak bardzo nienawidziła siebie samej za to, co się stało. Nagle poczuła czyjś dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła głowę i ujrzała osobę, której istnienie wolałaby dawno temu wyprzeć z pamięci. Natychmiast otarła łzy i odepchnęła go, próbując zachować choćby pozory powagi. Nie chciała, żeby widział jej rozpacz. Nie zasługiwał na ten widok.
- Gdy usłyszałem o wypadku od razu musiałem tu przyjechać. Co z nim? - zaczął cichym głosem ze swoim francuskim akcentem. Kiedyś tak bardzo za nim szalała, lecz w tym momencie powodował u niej obrzydzenie.
- Jest kiepsko, ale mały jest bardzo silny. - odparła pod nosem. - Nie musisz się nad nami litować. Jedź do swojej cholernej Francji. - dodała ostrym tonem.
- Shanti, wiem, że byłem cholernym dupkiem, ale kocham was i nie możecie mnie tak zostawić. Potrzebuję was. - przekonywał, łapiąc dłoń dziewczyny w ten sposób, by zmusić ją do spojrzenia sobie w oczy.
- Trzeba było o tym myśleć wcześniej. Jeśli chcesz coś dla nas zrobić to zejdź mi z oczu. - odsunęła się od niego zdecydowanym ruchem. Następnie podeszła do drzwi i otworzyła je, wskazując mężczyźnie wyjście.
- Wrócę później, ochłoń, kochanie. - rzucił w jej kierunku spokojnym tonem i zrobił to, co dziewczyna chciała. Gdy w końcu została sama blondynka znów zalała się łzami. Usiadła przy łóżku syna i patrzyła na jego spokojną twarz. Pewnie robiłaby to cały dzień, lecz nie było jej to dane. Zanim zdążyła jakoś uspokoić się po wizycie narzeczonego, musiała poradzić sobie z drugim gościem. Tym razem znacznie bardziej denerwującym. Spojrzała w stronę drzwi,  by upewnić się, że David zniknął, lecz zobaczyła w nich Cristiano. Portugalczyk wziął stare krzesło i wpakował się kilka centymetrów od niej. Rzucił jej jeszcze mordercze spojrzenie, a po chwili podał sportową torbę.
- Masz. - wymamrotał naburmuszony, siedząc z założonym rękami.
- Nie musisz mi nic dawać. - odparła chłodnym tonem, odsuwając się od niego jak najdalej. - I czemu ty do cholerny pachniesz jakbyś spał w gorzelni?!
- Dziękuję, że troszczysz się o mój zapach, ale twój jest nie lepszy, więc z łaski swojej weź swój zadek i idź się przebrać. - wymamrotał ciągle naburmuszony piłkarz.
- Pierdol się, idioto. - posłała mu wrogie spojrzenie, biorąc rzeczy, które dla niej przywiózł i dumnym krokiem opuściła salę.
- Nie muszę, mam do tego mnóstwo kandydatek! - rzucił, śmiejąc się pod nosem, lecz dziewczyna była już zbyt daleko, by go usłyszeć. Piłkarz postanowił skorzystać z chwili sam na sam z Xavierem i usiąść jeszcze bliżej syna. Poprawił mu poduszkę, po czym po prostu chwycił mocno dłoń chłopca.
- Przepraszam, synku. - wyszeptał, patrząc na poranioną twarz nastolatka. Nie mógł znieść tego widoku. Mógł mieć wszystko, być z każdym, a nie mógł najważniejszej rzeczy w życiu. Nie był w stanie pomóc swojemu dziecku. - Jak już wyzdrowiejesz będzie inaczej, zrobię wszystko dla ciebie. - obiecał, trzymając dłoń na sercu. Gdy usłyszał, że ktoś otwiera drzwi otarł szybko zaszklone oczy. Nie chciał, żeby ktoś widział go w takim stanie, złamanego i przestraszonego.
- Wspominałam już, że jesteś wstrętnym debilem? - zapytała z przekąsem, stojąc przed nim w czarnych rurkach i o wiele za dużej bluzie z nazwiskiem piłkarza.
- Shanti, nie prowadzę sklepu odzieżowego. Nic lepszego nie miałem. - wzruszył ramionami, trzymając ręce w kieszeniach.
- A te, które ostatnio otworzyłeś w Portugalii i Madrycie? Jak chcesz kłamać to chociaż przemyśl to przez sekundę. - odparła naburmuszona, siadając na czerwonym krześle.
- Trzeba było mówić wcześniej. Jeśli chciałaś bieliznę męską to z moim nazwiskiem to dodam ci zawartość gratis. - zażartował, lecz szybko zrozumiał, że w obecnej sytuacji nie było to na miejscu. - Dobra, zabieram cię na obiad. Nawet zapłacę, znaj moją litość. - zmienił temat, znów przybierając kamienny wyraz twarzy.
- Nie jestem głodna, gwiazdorze od siedmiu boleści. - powiedziała pod nosem, nie odrywając wzroku od syna.
- Umierając z głodu mu nie pomożesz. Wstawaj i idziemy. - warknął, stojąc nad nią.
- Nie ma żadnej siły, która mnie stąd wyciągnie, więc daruj sobie. - parsknęła cichym śmiechem, ciągle ignorując piłkarza.
- Sama tego chciałaś. - obwieścił z cwanym uśmieszkiem, zbliżając się do dziewczyny na niebezpieczną odległość. Kompletnie zdezorientowana blondynka, widząc jego zamiary próbowała jakoś się przed nim cofnąć, lecz piłkarz był szybszy. Dłonią zakrył jej usta, jednocześnie bez jakiejkolwiek zgody łapiąc ją od tyłu w tali i ciągnąc w stronę wyjścia..
20 minut później dziewczyna została doprowadzona do małej, ale przytulnej restauracji. Przez całą drogę nie odezwała się do mężczyzny ani słowem i nic nie wskazywało, że teraz miało być inaczej. Wlepiła wzrok w obszerne menu, nawet nie zwracając uwagi na denerwującego towarzysza. Ten jednak ani myślał pozwolić się ignorować. To najzwyczajniej nie było w jego naturze. Musiał postawić na swoim, zawsze i wszędzie.
- Zjemy kurczaka po chińsku, sałatkę i sok pomarańczowy. - oznajmił młodemu kelnerowi, wyrywając blondynce kartę dań.
- Ja chcę steki z frytkami. W przeciwieństwie do kolegi nie jestem królikiem. - posłała wysokiemu blondynowi szeroki uśmiech, uwodzicielsko trzepocząc rzęsami. Przystojny mężczyzna co prawda był jej obojętny, lecz wizja zdenerwowania Ronaldo sprawiała, że była zdolna do wszystkiego.
- Ta Pani sama nie wie co mówi. Dwa razy to co mówiłem, tylko szybko, bo nie mamy czasu. - rzucił blondynowi spojrzenie pełne pogardy.
- Ronaldo, wiem lepiej, co chcę zjeść. Możesz zamknąć ten swój koślawy ryj? - warknęła w stronę Portugalczyka.
- Nie wiesz czego chcesz, więc naprawiam twój przyszły błąd. - odparł pewny swego, wręcz dumny.
- Nie masz prawa decydować o moim życiu! - wrzasnęła, nie zwracając uwagi na to, że i tak każdy dookoła patrzył się już tylko na nich.
- A ty o moim miałaś prawo decydować?! Mogłaś mieć mnie gdzieś, ale Xavier jest moim synem i nie miałaś prawa mi go zabierać! - odpowiedział wściekły, uderzając pięścią w stół.
- Nie dzwoniłeś, nic cię nie interesowało. Jeśli ktoś tu miał kogoś gdzieś to ty mnie. Zostałam z małym kompletnie sama, a ty robiłeś swoją cholerną karierę! Pewnie tylko by ci w niej przeszkodził, w końcu wiecznie wolny kasanowa sprzedaje się najlepiej. - uśmiechnęła się szyderczo, wstając od stolika. Rzuciła kelnerowi 100 euro i nie oglądając się ruszyła w stronę wyjścia. Nie miała najmniejszego zamiaru spędzać z piłkarzem choćby minuty dłużej. Stanęła pod lokalem i wyciągnęła z torebki paczkę papierosów. Nigdy za nimi nie przepadła, ale podobno miały uspokajać, więc uznała, że spróbować nie zaszkodzi. Odpaliła jednego i zaciągnęła się dymem. Smakował okropnie, ale w tym momencie było jej wszystko jedno.
- A w podstawówce tak uparcie twierdziłaś, że jeśli jeszcze raz dotknę papierosa czy alkohol to mi wydłubiesz oczy. - usłyszała śmiech swojego towarzysza. Podszedł bliżej i ku jej zdziwieniu wziął od niej jednego papierosa, zapalił go i tak po prostu stanął obok, zaciągając się jego dymem z rozkoszą.
- Myślałam, że sportowcy nie mogą palić. - odparła cichym głosem, skupiając wzrok na ruchliwej drodze.
- Bo nie palę. - wzruszył ramionami, gasząc dopiero co zaczętego papierosa o mur budynku. - Jedynie dotrzymuję ci towarzystwa, żebyś nie musiała truć się w samotności. - dodał z przekąsem.
- Znalazł się miłosierny samarytanin. - parsknęła śmiechem, poprawiając niesforny kosmyk włosów.
- Dobra, idealny nie jestem, ale chociaż w przeciwieństwie do niektórych umiem się przyznać do tego. - warknął pod nosem.
- Cristiano, chociaż spróbuj mnie zrozumieć. - westchnęła, próbując ukryć łzy, które powoli wypełniały jej oczy.
- Nie, nie zrozumiem nigdy! Przestań mi chociaż wpierać, że nie dzwoniłem, bo robiłem to codziennie dopóki twoja matka nie powiedziała mi prawdy o twojej wielkiej miłości do mnie. - odparł podniesionym głosem.
- Moja matka? - spojrzała na niego tak, jakby zobaczyła właśnie ducha. Nie mogła zrozumieć jaki udział mogła mieć ta kobieta w zniszczeniu ich związku. Podejrzewałaby ją o wszystko, ale czy naprawdę mogła zrobić coś takiego? Nagle jednak przerwał im dźwięk telefonu. Blondynka natychmiast wyciągnęła z kieszeni LG i ujrzała na ekranie napis, który sprawił, że nogi miała niczym z waty.
- To ze szpitala.. - oznajmiła cichym głosem, patrząc z przerażeniem na twarz mężczyzny.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Czwarty

Wkrótce na miejscu pojawiło się pogotowie. Ratownicy natychmiast zabrali chłopca z miejsca wypadku i ruszyli do szpitala. Ludzie, których niedawno było tu tak wiele także odeszli do domu. Został jedynie kompletnie zdezorientowany piłkarz. Siedział w fotelu swojego drogiego auta i pustym wyrokiem wpatrywał się w zdjęcie, które otrzymał od chłopca. Nie mógł zrozumieć skąd dzieciak je ma, kim on w ogóle jest. Próbował znaleźć jakieś wytłumaczenie, ułożyć sobie to wszystko w głowie. Pewnie siedziałby tak jeszcze bardzo długo, gdyby nie telefon, który rozdzwonił się na dobre w jego kieszeni.
- Słucham? - odebrał cichym głosem.
- Kochanie, chciałam ci tylko powiedzieć, że wieczorem będę już w Madrycie i zapytać czy możesz przyjechać? - usłyszał głos swojej rosyjskiej ukochanej.
- Jasne, ale i tak mnie nie będzie, więc zaproś sobie kogoś czy jedź gdzieś tam. - odpowiedział chłodnym tonem, szukając w samochodzie butelki wody.
- Może kochanka? Tak rzadko bywasz w domu, że w sumie nawet byś nie zauważył, gdyby tam zamieszkał. - stwierdziła z przekąsem.
- Tylko zmień pościel i niech trzyma łapy z dala od moich ubrań. - odparł obojętnie, by następnie wziąć spory łyk truskawkowej wody.
- Naprawdę? Ronaldo, posłuchaj mnie uważnie, bo więcej nie będę tolerować twoich humorów. Jesteś dziś w domu, a w innym razie składam papiery u adwokata. Jak sędzia usłyszy o twoich wybrykach to wygraną mam w kieszeni. - rzuciła wściekła modelka i natychmiast rozłączyła się ze swoim mężem. Ten jedynie pokręcił głową, a następnie uderzył nią w kierownicę. Gdy jakoś się ogarnął postanowił jak najszybciej jechać do szpitala. Wziął swoje rzeczy, zamknął zepsuty samochód na kluczyk i wybrał numer firmy, która zarządzała taksówkami. Po kilku minutach siedział już w żółtym pojeździe, próbując przejechać przez tradycyjne dla stolicy korki.

Na miejsce piłkarz dotarł niespełna pół godziny później. Rzucił kierowcy 500 euro i biegiem udał się na poszukiwanie tajemniczego chłopca. Pielęgniarka, widząc z kim ma styczność, natychmiast zaprowadziła go do pokoju lekarza prowadzącego przypadek chłopca. Mężczyzna wparował tam z prędkością światła i natychmiast zaczął zadawać milion pytań.
- Co się dzieje z tym chłopcem? Odzyskał już przytomność? Będzie z nim wszystko dobrze? - wyrzucił z siebie, ledwo łapiąc oddech.
- Jest Pan kimś z rodziny? - zapytał starszy mężczyzna, bardzo postawny i poważny człowiek.
- Oczywiście! Jestem jego wujkiem. - odparł po krótkim namyśle, wiedząc, że inaczej niczego się nie dowie.
- Chłopiec jest w śpiączce farmakologicznej, ale jego stan możemy uznać za stabilny. - wyjaśnił, zerkając do dokumentów swojego pacjenta. - Może Pan do niego zajrzeć, ale na krótko. Jest tam już Pana siostra. - dodał i wyszedł z pomieszczenia.
- Jaka znowu siostra? - zapytał sam siebie, stojąc w miejscu jak kamień. Spojrzał na biurko lekarza i bez namysłu podjął decyzję, że musi wszystkiego się dowiedzieć, tu i teraz. Rozejrzał się dookoła, a gdy upewnił się, że w okolicy nie ma nikogo zabrał kartę chłopca i ukrył pod marynarką. Następnie szybkim krokiem udał się do łazienki. Na miejscu zaczął uważnie przeglądać wszystkie strony. Nie znalazł tam wiele, jedynie imię i nazwisko, adres jakiegoś domu w Barcelonie, numer kontaktowy. Niestety żadne z tych danych nic mu nie mówiły. Wściekły uderzył pięścią w ścianę, czego automatycznie pożałował. Jednak ciekawość wygrała z grymasem bólu na jego twarzy. Ostrożnie odniósł dokumenty na miejsce. Na szczęście udało mu się to zrobić bezproblemowo. Teraz wiedział, że nie ma już innego sposobu na poznanie prawdy. Wziął głęboki wdech i ruszył w stronę sali chłopca. Bał się tego, co zaraz usłyszy i zobaczy, ale nie mógł tak po prostu odejść. Zebrał się na odwagę i najciszej jak tylko mógł otworzył drzwi. Wszedł do środka i zobaczył chłopca podłączonego do mnóstwa jakiś aparatur. Obok niego siedziała płacząca blondynka. Od razu rozpoznał te blond włosy, drobną figurę. Kochał je jak szalony, tyle razy patrzył na nie jak na siódmy cud świata. Korzystając z tego, że dziewczyna go nie zauważyła wpatrywał się w nią dłuższą chwilę. Szybko doszedł do wniosku, że przez tyle lat nie zmieniła się prawie wcale. Wciąż była najpiękniejszym stworzeniem na ziemi. Dopiero po kilku minutach wziął krzesło i usiadł obok kompletnie zaszokowanej jego widokiem Portugalki.
- Co z nim? - zapytał spokojnym głosem, lustrując jej twarz swoimi czekoladowymi oczami.
- Lekarze mówią, że potrzeba czasu, ale jest silny. - odparła, ściskając mocno rękę chłopca.
- Jeśli będzie potrzebna wam jakaś pomoc czy coś to ja bardzo chętnie..
- Nic od ciebie nie potrzebujemy. Jedź do domu i zapomnij. To najlepsze, co możesz zrobić. - przerwała mu chłodnym tonem.
- Powiedz mi lepiej, co ma znaczyć ta akcja ze zdjęciem. - zażądał, machając w powietrzu zniszczonym kawałkiem papieru.
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. Wracaj do swojego gwiazdorskiego życia. - wycedziła przez zęby, unikając mężczyznę wzrokiem.
- Kurwa, masz mi powiedzieć, słyszysz? - warknął, łapiąc mocno jej nadgarstek. Blondynka spojrzała na jego twarz i szybko poznała, że piłkarz ani trochę nie żartuje.
- Nic ci nie muszę mówić, zaraz zawołam ochronę i na tym się skończy! - odpowiedziała podniesionym głosem, próbując mu się wyrwać. Ten jednak trzymał ją coraz mocniej, sprawiając jej ból.
- Ile on ma lat? 12, racja? - uśmiechnął się pod nosem, patrząc w oczy przerażonej dziewczyny.
- Cristiano, to mnie boli. Puść mnie, idioto cholerny. - prosiła ze łzami w oczach. Piłkarza jednak w tej chwili w ogóle to nie obchodziło. Złapał jej drugi nadgarstek i przyciągnął ją na odległość kilku centymetrów od swojej twarzy. Blondynka widziała w jego oczach złość, która sprawiła, że naprawdę bała się jego reakcji. Była jednak zbyt słaba, całkowicie zdana na jego łaskę.
- Zachowałaś się jak zwykła gówniara, wiesz? To mój syn, nie miałaś prawa mi go zabierać. A teraz Xavi leży tu przez ciebie, tylko i wyłącznie przez ciebie. Zobacz co zrobiłaś. Cieszysz się? - skierował jej twarz w stronę nieprzytomnego chłopca, po czym w końcu puścił jej ręce. Tego dziewczyna nie mogła wytrzymać. Automatycznie wybuchła płaczem. Najgorsze nie były dla niej słowa piłkarza. Najgorsze było to, że czuła, że mężczyzna ma rację.
- Cristiano, przepraszam. - odparła drżącym głosem. Tylko na tyle słów miała siłę.
- Twoje 'przepraszam' nie odda mi dwunastu lat z synem. Ale teraz zobaczysz na co mnie stać, przysięgam ci to. - powiedział chłodnym głosem, patrząc na nią z pogardą. Podszedł do chłopca i złożył delikatny pocałunek na jego czole, a następnie zabrał swoje rzeczy i opuścił pomieszczenie, zostawiając załamaną dziewczynę samą.

Gdy piłkarz wrócił do swojej willi było już grubo po północy. Otworzył masywne drzwi i pierwsze, co zobaczył była to mina wściekłej Iriny. Stała w samym szaflroku, nerwowo tupiąc nogą.
- Wróciłem, kochanie! - obwieścił rozbawiony i do tego nieźle wstawiony. Chwycił rudą koleżankę, która przyszła z nim za rękę i wpakował się do środka. Dziewczynie kazał usiąść na kanapie, a sam powędrował w stronę lodówki. Włożył tam resztę wódki, którą przyniósł ze sobą.
- Cristiano, co to ma znaczyć? - wrzasnęła wściekła Rosjanka, która pojawiła się obok niego z prędkością światła.
- Skarbeczku, ale nie krzycz, bo twojego ukochanego główka trochę boli. - chociaż ledwo stał na nogach humor ciągle się go trzymał.
- Co robi tu ta ruda kurwa?! - wskazała palcem dziewczynę, która w krótkiej mini rozlegiwała się na kanapie, próbując wymusić od męża wyjaśnienia.
- A to jest moja koleżanka z Ukrainy, Natasza ma na imię. - odparł, szczerząc zęby. - Albo Natalia może..
- Dupek jebany. - warknęła oburzona dziewczyna, idąc w stronę schodów. - Wyprowadzam się, na zawsze! - dodała.
- To twoje 'na zawsze' mam raz w miesiącu, więc jak już będziesz wracać od mamusi to przywieźć mi możesz tego waszego kawioru, pyszny był! - krzyknął w jej kierunku. Gdy dziewczyna zniknęła mu z oczu włączył radio najgłośniej jak się dało i zajął się swoją nową towarzyszką. Położył dłonie na udach rudej, namiętnie pieszcząc jej czerwone usta. Po chwili usłyszał, że Irina wyszła z domu, trzaskając drzwiami z całej siły. Dopiero wtedy odsunął się od prostytutki. Wyjął z portfela 200 euro i dał kompletnie zdezorientowanej dziewczynie.
- O co chodzić? - zapytała łamanym angielskim.
- Ty wychodzić. - odpowiedział poważnym tonem. Odprowadził ją do drzwi, pocałował w policzek na pożegnanie i wrócił do środka. Wyłączył muzykę, wódkę wyrzucił do kosza na śmieci, a następnie po prostu poszedł spać..