" You only see what your eyes want to see
How can life be what you want it to be ?
You're frozen when your heart's not open
You're so consumed with how much you get
You waste your time with hate and regret
You're broken when your heart's not open... "
· Madonna - Frozen.
Dziewczyna leżała na 'swoim' wielkim łóżku, susząc mokre blond włosy. Im więcej przy tym myślała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że Ronaldo to zwykły i w dodatku zadufany w sobie idiota. Gdy był daleko naiwnie sądziła, że to, co mówią o nim media jest jedynie medialnym fałszem. Codziennie sprawdzała doniesienia na jego temat i wmawiała sobie, że przecież jej Cristiano nie może być taki. Sama nie wiedziała czemu to robiła, chyba pragnienie poczucia choć małej jego obecności w swoim życiu było silniejsze. Prawda jednak była taka, że jej słodki i nieśmiały przyjaciel odszedł, a jego miejsce zajął rozpieszczony gwiazdor. Dziewczyna postanowiła wyrzucić myśli o nim ze swojego umysłu. Było to niestety nieco trudne do wykonania. Zwłaszcza leżąc pośród jego rzeczy, z których każda miała zapach jego cudownych perfum, który roztaczał się w powietrzu, działając na wszystkie zmysły. Postawiła na muzykę. Wiedziała, że dźwięki ukochanych piosenek nigdy jej nie zawiodą. Założyła duże, białe słuchawki na uszy i odpłynęła w świat błogiej przyjemności. Pewnie leżałaby tak długo, gdyby nie dłonie, które szybkim i gwałtownym ruchem pozbawiły ją przedmiotu. Otworzyła oczy i ujrzała nad sobą postać wystrojonego, nażelowanego do potęgi piłkarza. Stał z rękami na biodrach, nerwowo spoglądając na zegarek.
- Czemu ty do cholery nie jesteś jeszcze gotowa?! - wydarł się, chodząc dookoła pokoju niczym w amoku. W końcu dopadł torbę dziewczyny. Wywalił wszystkie jej rzeczy na podłogę, a spośród nich wybrał czarne spodnie, niebieską bluzkę z baskiną i złote szpilki. - Musi wystarczyć. - wymamrotał pod nosem, rzucając jej ubrania. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem, kompletnie nie wiedząc, co myśleć o tej akcji. Ona była w samym ręczniku, a mężczyzna bez żadnych ogródek uwalił się na łóżku obok niej, uderzając w płytkę zegarka, by zilustrować ile mają czasu.
- Cristiano, a może powiesz mi o co ci chodzi? - zapytała prosto z mostu. - Bo jeśli to twój durny sposób, żeby zobaczyć mnie nago to gwarantuję ci, że prędzej czy później dosypię ci coś do żarcia. - dodała pod nosem.
- Nago już cię widziałem, więc podziękuję. - mruknął, podkładając sobie poduszkę pod głowę. - Chcę jechać po Juniora i przy okazji skoczyć na zakupy. Mówiłem ci w aucie, ale oczywiście nigdy mnie nie słuchasz. - prychnął śmiechem, krzyżując ręce niczym nadąsane dziecko.
- Więc nie patrz ciągle na mój tyłek, to po pierwsze. Po drugie, z tego, co sobie przypominam to nawet nie masz co liczyć na powtórkę z historii. Preferuję mężczyzn, którzy umieją obsługiwać to coś. - wygłosiła dumna niczym paw. Jej zadowolenie sięgnęło apogeum, gdy ujrzała minę, która pojawiła się na twarzy Portugalczyka. Humor zastąpiła czysta złość. Piłkarz wstał z miejsce, spoglądając jeszcze raz na jej rozpromienioną twarz. Dla blondynki widok ojca swojego dziecka w takim stanie był niczym wygrana na loterii. Chociaż raz poczuła się silniejsza, lepsza.
- Jeszcze zobaczymy. - warknął naburmuszony, zatrzaskując za sobą drewniane drzwi pomieszczenia.
Chwilę później dziewczyna zeszła do salonu. Piłkarz stał już pod drzwiami, skupiając się na swoim telefonie. Wcale nie wyglądał na spokojniejszego niż przed chwilą. Ba, było wręcz przeciwnie. Rzucił jej spojrzenie pełne pogardy, mamrocząc coś pod nosem. Następnie po prostu wyszedł z domu i powędrował do sportowego auta, które czekało na nich przed wyjściem. Gdy Shanti zajęła miejsce obok niego, nawet nie czekał, by zapięła pas. Ruszył z miejsca z piskiem opon. Skupił wzrok na drodze, kamiennym wyrazem twarzy, tą obojętnością w swoich oczach powodując na ciele blondynki dreszcze przerażenia. Z każdą kolejną sekundą jazdy przyspieszał coraz bardziej. Ograniczenia prędkości dawno zostały przekroczone. Jechał slalomem pomiędzy autami, które mrygały przed ich oczami, zostawiając po sobie jedynie krótkotrwałą smugę światła.
- Cristiano, zwolnij. - wydusiła z siebie, ledwo łapiąc oddech, spoglądając na niego błagalnym wzrokiem, mocno trzymając się fotela. Bała się tego, co może zrobić Portugalczyk. Jego twarz pozbawiona emocji nie wróżyła niczego dobrego.
- Czemu? Zabawa ci się nie podoba? - spojrzał na nią, śmiejąc się niczym wariat. - Przecież ty tak bardzo lubisz bawić się ludźmi. - dodał już do siebie, lecz wystarczająco głośno, by usłyszała wszystko. Zanim zdążyła odpowiedzieć zatrzymał auto, wykonując uprzednio efektowny drift. Dziewczyna była bliska łez, lecz on jedynie poprawił koszulę. Zachowywał się tak, jakby takie sytuacje były w jego porządku dziennym. Zupełnie tak, jakby kompletnie nie ruszało go to, co czuje blondynka. Jakby czerpał satysfakcję z jej cierpienia. Znów mógł być górą.
- Jesteś skończonym idiotą! - wrzasnęła, z całej siły uderzając go w policzek. Nie chciała zostać z nim ani minuty dłużej. Otworzyła drzwi i opuściła samochód, wciąż ocierając mokry od nadmiaru łez policzek.
- A ty suką. - mruknął pod nosem, obserwując jak drobna dziewczyna odchodzi w nieznanym kierunku. Miała na sobie tylko cienką kurteczkę ze skóry, która na pewno nie była wstanie jej ogrzać. Było w końcu -12 stopni. Nawet psy w taką pogodę siedziały w cieple, próbując uniknąć płatków śniegu, które wirowały w powitrzu. Dziewczyna jednak była zbyt wściekła, by się tym przejmować. Nawet nie odwróciła się w jego kierunku, po prostu szła. Piłkarz odczekał chwilę, patrząc pustym wzrokiem w jej kierunku, aż w końcu postanowił ruszyć za nią. Sam nie wiedział czemu to zrobił. Czyżby jednak jej los go interesował? Podjechał autem blisko niej, otworzył okno i nawet uśmiechnął się w jej kierunku.
- Wsiadaj, jest zimno. - rzucił miłym tonem, jedną ręką wskazując miejsce obok siebie, a drugą kontrolując kierownicę. Blondynka jednak ani myślała iść na współpracę. Uniosła dumnie głowę i zaczęła iść jeszcze szybciej.
- Spadaj. - dodała oschle, pokazując mu środkowy palec. Na twarzy Cristiano wywołało to jedynie krótkotrwałe salwy śmiechu.
- Shanti, wsiadaj do tego cholernego auta. - powtórzył tym razem o wiele bardziej zdecydowanym głosem, skręcając za dziewczyną w jakąś uliczkę.
- Odwal się ode mnie, bo zadzwonię po policję. - warknęła, unikając namolnego mężczyznę wzrokiem. Włożyła ręce do kieszeni, by ogrzać zamarznięte dłonie i przyspieszyła kroku. Jako cel swojej wędrówki obrała pobliską restaurację. Było tam ciepło, przyjemnie i co najważniejsze nie było tam Cristiano. Już miała wejść na pasy, gdy nagle poczuła, że czyjeś silne ręce oplatają ją w tali i bez żadnych ogródek kierują prosto w zaspę śniegu. Zanim zdążyła zrobić choćby ruch, leżała przygnieciona przez swojego najgorszego wroga. Unieruchomił dłońmi jej nadgarstki, uniemożliwiają jej tym samym ucieczkę. Dziewczyna spojrzała z przerażeniem w jego oczy, jakby szukając w nich dumy i pogardy. To, co zobaczyła nie nawiązywało jednak do żadnego z tych uczuć. Jego oczy błyszczały niczym promienie zachodzącego słońca, które odbite były w świetle najpiękniejszego z diamentów. Odbierały jej siły skuteczniej niż silne dłonie mężczyzny. Ten szybko to wyczuł. Puścił jej nadgarstki, a delikatnym ruchem dłoni otarł jej bladą twarz ze śniegu. Portugalka poczuła, że coraz mniej kontroluje to, co się z nią dzieje. Starała się nienawidzić mężczyznę z całej siły, lecz to on jednym uśmiechem wywoływał na jej ciele dreszcze. Jeszcze raz wtopiła wzrok w jego czekoladowe tęczówki, czując, jak jego silne dłonie zwinnymi ruchami wędrują po jej ciele. Potem myślała już jedynie o jego miękkich ustach, które dokładnie pięściły każdy fragment jej malinowych warg. Po chwili przeniosły się także na jej szyję, której każdy najmniejszy fragment muskały z identyczną starannością. Oboje czuli, jakby w tej chwili świat przestał dla nich istnieć. Wróciły dawne wspomnienia, uczucia, które na nowo rozpaliły ich serca. Jednak rzeczywistość postanowiła brutalnie o sobie przypomnieć.
- Cristiano! Cristiano, tutaj! - dobiegł ich głos pięknej rudej Hiszpanki, która obserwowała wszystko z aparatem w ręku. Nastrój uciekł w ułamku sekundy. Mężczyzna poderwał się z dziewczyny niczym oparzony, pomagając jej wstać. Następnie spojrzał na przedmiot w ręku fanki i na chwilę zamarł z przerażenia. Skandal był ostatnim, czego teraz mu brakowało. Mógł zostać piłkarzem roku, poprawić wizerunek. Nie mógł sobie pozwalać na takie akcje w mediach. Szybko jednak wpadł mu do głowy genialny pomysł.
- To ile ci za to zapłacić? - zapytał bez ogródek, wyjmując z kieszeni spodni portfel.
- Pieniądze są nieważne! Świat oszaleje na waszym punkcie! To takie.. takie, jak z bajki! - wypaliła rozmarzona ruda.
- Bajki? - wtrąciła rozbawiona Shanti. - Uwierz mi, że on księciem nie jest zdecydowanie. - rzuciła w stronę rozpromienionej fanki i jakby nic odeszła do auta. Usiadła naburmuszona na miejscu kierowcy, czekając na piłkarza, który coraz mniej wiedział, jak postąpić z rudą.
- To może jakieś bilety na mecz weźmiesz? - zapytał, siląc się nawet na uroczy uśmiech. Dziewczyna jedynak jedynie pokręciła głową.
- Chcę iść na randkę! - obwieściła nagle, zalotnie trzepocząc rzęsami.
- No to super! Piękna z ciebie dziewczyna i na pewno znajdziesz kogoś, kto bardzo chętnie..
- Z tobą! - przerwała mu, zbliżając się do niego na coraz bardziej niebezpieczną odległość. Piłkarz instynktownie zrobił krok w tył. Czuł, że dziewczyna coraz bardziej go przeraża. Przypomniała lwa, który upatrzył właśnie upragniony obiad.
- Boże, ile ty masz lat w ogóle?! - zapytał, głośno przełykając ślinę. Ruda była jednak już krok przy nim, wciskając biednego Portugalczyka na słup energetyczny.
- Wiek nie jest ważny! Ważna jest nasza miłość i namiętność i..
- Dobra, koniec tej szopki. Jest popierniczony, ale ktoś musi mnie zawieźć do domu. - przerwał jej głos Shanti, która szybkim ruchem pozbawiła ją sprzętu. Złapała jeszcze kompletnie zdezorientowanego piłkarza za rękaw i pociągnęła do auta. Na miejscu pierwsze, co usłyszała z ust mężczyzny to salwy śmiechu. Wciąż nie mógł uwierzyć w zachowanie fanki. Wydawało mu się tak absurdalne, że wręcz nierealne.
- Dziękuję za wybawienie. - wydusił z siebie w końcu, opierając się wygodnie w skórzanym fotelu.
- Ktoś musi mnie zawieźć do domu. - wzruszyła ramionami, skupiając wzrok na widoku zza okna. Chciała uniknąć rozmowy, co szybko doszło do piłkarza. Jeszcze raz spojrzał na nią smutnym wzrokiem, by następnie przybrać kamienną minę i zgodnie z życzeniem dziewczyny ruszyć z miejsca.
Pod przedszkole Juniora dotarli z małym spóźnieniem. Blondynka wolała zostać w aucie, lecz błagalny wzrok Cristiano sprawił, że postanowiła odpuścić. Była ciekawa wyglądu takiego miejsca, a może po prostu nie chciała się spierać. Jednakże wyszło na to, że szła obok piłkarza, oglądając z zachwytem każdy fragment wyposażenia. Kolorowe ściany, mnóstwo drogach zabawek. To bez wątpienia sprawiało, że miejsce było rajem dla dzieci. Jednak wzrok dziewczyny szybko przukuła pewna mała osóbka.
- Tatuś! - krzyczał chłopiec w czerwonym sweterku, biegnąc w stronę Cristiano, który czekał już na niego z otwartymi ramionami. Oboje byli niczym swoje klony. Wpadli sobie w ramiona, śmiejąc się od ucha do ucha. Byli po prostu szczęśliwi swoim widokiem. Shanti oparła się o ścianę, obserwując wszystko z boku. W jej głowie wciąż szumiało tylko jedno pytanie. Jedno, lecz bardzie uporczywe. Zastanawiała się jak by wyglądało ich życie, gdyby powiedziała Cristiano. Czy to Xavier byłby na miejscu Juniora? Czy to ich roześmiane miny widziałaby każdego dnia?
- Synku, a to jest ciocia Shanti. - usłyszała nagle głos piłkarza, który brutalnie wyrwał ją z sfery marzeń.
- A tak, tatuś bardzo dużo mi o tobie mówił. - rzuciła bez namysłu, próbując ukryć zmieszanie.
- Naprawdę, a co takiego? - zaciekawił się malec, lustrując z zainteresowaniem jej twarz. Szybko rozpoznała ten wzrok. Było to wręcz nieprawdopodobne, jak bardzo przypomniał wzrok jej przyjaciela z dzieciństwa.
- A na przykład, że bardzo dobrze grasz w piłkę. - odpowiedziała z uśmiechem, czochrając pofalowane włosy dziecka.
- Nieprawda, nie umiem grać. - stwierdził, nagle przybierając całkowicie smutną minę. - Każdy w przedszkolu tak mówi. - dodał cichym głosikiem, wlepiając wzrok w podłogę.
- Wiesz, powiem ci coś w tajemnicy. - zaczęła szeptem, klekając obok chłopca. Cristiano przypatrywał się jej z kompletnym zaskoczeniem, lecz dziewczyna miała mały plan. - Junior, a wiesz, że kiedyś do twojego taty mówili tak samo? Ale był uparty i pokazał im wszystkim, że nie mają nic do gadania. Wierzę, że ty im pokażesz to samo. - przytuliła przedszkolaka, który delikatnie objął jej szyję rączkami. Potem jedynie zamknął swoje czekoladowe oczy, kładąc główkę na ramieniu blondynki. Na jego twarzy znów zagościł uśmiech.
- Dziękuję. - usłyszała cichy głos jego ojca. Uśmiechał się szeroko, wciąż nie wierząc, jak szybko Junior polubił Shanti. Przypomniał sobie, jak na początku ugryzł Irinę, gdy próbowała go dotknąć. Na samo wspomnienie tej sytuacji zawsze prawie leżał i wił się ze śmiechu.
- Shanti, a skąd ty o tym wiesz? - zapytał chłopiec, znów patrząc jej w oczy.
- Bo znam twojego tatusia już bardzo długo. - wyjaśniła z uśmiechem, wstając z ziemi. - Chodź, jedziemy do domu. Zrobimy coś pysznego do jedzenia. - dodała, łapiąc małą dłoń dziecka.
- A jak długo? - mały nie dawał za wygraną.
- Shanti to moja przyjaciółka z dzieciństwa, więc praktycznie od zawsze. - wyjaśnił mu ojciec.
- Aaa, to chyba rzeczywiście długo. - podsumował młody Cristiano, szczerząc się wesoło.
Po krótkiej i na szczęście tym razem bez żadnych niespodzianek podróży, samochód piłkarza zajął miejsce pod jego posiadłością. Uwagę wszystkich szybko przykuła głośna muzyka i samochód faceta od pizzy, który bez żadnych oporów stał jednym kołem na trawniku. Dziewczyna spojrzała na Cristiano pytającym wzrokiem. Zobaczyła jedynie rozbawienie na jego twarzy. Sama była zgoła daleka od tego stanu. Doskonale wiedziała co, a raczej kto jest inicjatorem całego zamieszania.
- Robimy imprezę? - zaciekawił się Junior.
- Nie robimy. - odparła mu chłodnym tonem, opuszczając samochód z prędkością światła. Wparowała do domu i ujrzała jedno wielkie pobojowisko. Na podłodze leżało chyba 20 opakowań pizzy, napoje, jakieś filmy DVD. Wszystko wyglądało tak, jakby przeszło tędy tornado. Po środku całego bałaganu szybko dostrzegła Xaviera. Leżał na kanapie, otoczony kilkoma kupkami pieniędzy, które bez namysłu zamieniał w samoloty z papieru. Wzięła głęboki wdech, próbując powstrzymać złość. Nie było to jednak ani trochę skuteczne. To właśnie wtedy poczuła rękę Cristiano, która delikatnie zajęła miejsce na jej ramieniu.
- Shanti, ja z nim pogadam. Weź Juniora i puść mu coś w tv. - usłyszała z ust mężczyzny.
- Cristiano, ja muszę to zrobić. - westchnęła cicho, by następnie podejść do wieży, w celu wyłączenia muzyki. Reakcję chłopca łatwo było przewidzieć.
- Ej no, chyba słuchałem, nie widzisz?! - ryknął w stronę dziewczyny.
- Nie widzę! Widzę jedynie ciebie, miesiąc aresztu domowego i zero kieszonkowego do końca życia! - odpowiedziała mu, stojąc z rękami opartymi na biodrach.
- Tato, weź jej coś powiedz.. - skierował się z wyrzutem do Cristiano, który wzrokiem próbował jakoś ocenić wszystkie straty.
- Powiem, ależ oczywiście. - wymamrotał pod nosem, biorąc z podłogi zniszczony medal, który dostał od prezydenta Portugalii. - Shanti, odpuść mu. - rzucił w kierunku dziewczyny, bijąc się z myślami. Z jednej strony był wściekły, ale z drugiej nie chciał mieć z synem jeszcze gorszych kontaktów.
- Widzisz! - rzucił rozbawiony nastolatek z buzią pełną chipsów.
- Xavi, ale ty też odpuść. - upomniał syna, wyrywając mu z ręki jedzenie. - Później pogadamy, a teraz idź do pokoju. Niedługo będzie obiad. - dodał już spokojniej. Chłopiec nie był zadowolony, lecz spełnił prośbę. Piłkarz odesłał też Juniora, by zrobił lekcje, aby zostać sam na sam z Shanti. Widział w jej minie tą złość, to rozgoryczenie. Czuł, że znów dorzucił kolejną porcję słów, które niczym ogień trawiły ich nić porozumienia. Podszedł bliżej dziewczyny, jakby chcąc ocenić czy naprawdę jest tak strasznie. Nawet nie podnosił wzroku. Wolał mieć choć nadzieję. Niestety było tak, jak przeczuwał. Portugalka odepchnęła go na bok, z dala od siebie. Bez słowa podeszła do okna. Z czarnej torebki wyciągnęła paczkę papierosów. Brakowało jednak zapalniczki.
- Kurwa. - przeklęła pod nosem, opierając się na dłoniach o marmurowy parapet.
- Shanti, bo ja musiałem. - wydusił z siebie, stając kilka centymetrów za nią. W tym momencie było mu już wszystko obojętne. Pragnął jej złości, wyzwisk, czegokolwiek. Czekał na nie z pokorą, nerwowo obracając w dłoni obrączkę, którą jeszcze przed chwilą miał na palcu.
- No tak, musiałeś. Tylko teraz to mnie ma za potwora. - tylko tyle usłyszał z jej ust. Nie wypowiedziała jednak tych słów ze złością. Był to raczej smutek, bezradność. Uczucia, które dzięki ostatnim dniom miał opanowane do perfekcji. Wypowiedziała je i po prostu zniknęła. Zostawiła go samego, ze zniszczonym medalem w ręku i równie zniszczonym szczęściem w sercu. Piłkarz zajął miejsce na kanapie, obok sterty śmieci i pieniędzy. Rozejrzał się smutnym wzrokiem dookoła siebie i dostrzegł telefon. Nie był jego, Juniora także, więc musiał być Shanti. Bez zastanowienia otworzył sms'a, który wisiał na ekranie.
"Skarbie, dziękuję, że dałaś mi ostatnią szansę. Jesteście dla mnie wszystkim. Jutro będę w Madrcie, zabiorę Was w końcu do domu. Kocham Was, David ;* "
- Po moim trupie. - powiedział sam do siebie, mocno zaciskając swoją pięść. Nie miał pojęcia kim jest jego adresat, ale nienawidził go z pełni serca.
"Masz się do nas nie zbliżać. Nie chcemy mieć z Tobą nic wspólnego. "
Odpisał w imieniu dziewczyny i szybko schował telefon do kieszeni, słysząc czyjeś kroki.
- Cristiano, widziałeś gdzieś mój telefon? - zapytała blondynka, nerwowo rozglądając się dookoła.
- Telefon? Nie, nie widziałem. - odparł bez namysłu. - Mogłaś na niego uważać. - dodał chłodnym tonem, wziął zepsuty medal i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie...