czwartek, 6 lutego 2014

Piąty

Gdy dziewczyna otworzyła oczy na zegarku była dopiero godzina 4:50. Położyła się niedawno, lecz emocje sprawiały, że zmęczenie schodziło na dalszy plan. Xavier nadal był nieprzytomny. Leżał otoczony mnóstwem dziwnych sprzętów i wydawał się taki bezbronny. Blondynka przemyła jego usta wodą, delikatnie głaszcząc jego włosy.
- Będzie dobrze, wyjdziesz z tego, synku. - mówiła do niego ze łzami w oczach. On jednak nie zareagował. Wciąż tylko leżał i przypominał młodej matce o tym, jak wielki błąd popełniła. Przez swoją dumę i głupotę sprawiła, że jej ukochany syn mógł umrzeć. Poprawiła chłopcu poduszkę, złożyła delikatny pocałunek na jego policzku. Łzy leciały po jej twarzy niczym strumień w niespokojną noc. Tak bardzo nienawidziła siebie samej za to, co się stało. Nagle poczuła czyjś dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła głowę i ujrzała osobę, której istnienie wolałaby dawno temu wyprzeć z pamięci. Natychmiast otarła łzy i odepchnęła go, próbując zachować choćby pozory powagi. Nie chciała, żeby widział jej rozpacz. Nie zasługiwał na ten widok.
- Gdy usłyszałem o wypadku od razu musiałem tu przyjechać. Co z nim? - zaczął cichym głosem ze swoim francuskim akcentem. Kiedyś tak bardzo za nim szalała, lecz w tym momencie powodował u niej obrzydzenie.
- Jest kiepsko, ale mały jest bardzo silny. - odparła pod nosem. - Nie musisz się nad nami litować. Jedź do swojej cholernej Francji. - dodała ostrym tonem.
- Shanti, wiem, że byłem cholernym dupkiem, ale kocham was i nie możecie mnie tak zostawić. Potrzebuję was. - przekonywał, łapiąc dłoń dziewczyny w ten sposób, by zmusić ją do spojrzenia sobie w oczy.
- Trzeba było o tym myśleć wcześniej. Jeśli chcesz coś dla nas zrobić to zejdź mi z oczu. - odsunęła się od niego zdecydowanym ruchem. Następnie podeszła do drzwi i otworzyła je, wskazując mężczyźnie wyjście.
- Wrócę później, ochłoń, kochanie. - rzucił w jej kierunku spokojnym tonem i zrobił to, co dziewczyna chciała. Gdy w końcu została sama blondynka znów zalała się łzami. Usiadła przy łóżku syna i patrzyła na jego spokojną twarz. Pewnie robiłaby to cały dzień, lecz nie było jej to dane. Zanim zdążyła jakoś uspokoić się po wizycie narzeczonego, musiała poradzić sobie z drugim gościem. Tym razem znacznie bardziej denerwującym. Spojrzała w stronę drzwi,  by upewnić się, że David zniknął, lecz zobaczyła w nich Cristiano. Portugalczyk wziął stare krzesło i wpakował się kilka centymetrów od niej. Rzucił jej jeszcze mordercze spojrzenie, a po chwili podał sportową torbę.
- Masz. - wymamrotał naburmuszony, siedząc z założonym rękami.
- Nie musisz mi nic dawać. - odparła chłodnym tonem, odsuwając się od niego jak najdalej. - I czemu ty do cholerny pachniesz jakbyś spał w gorzelni?!
- Dziękuję, że troszczysz się o mój zapach, ale twój jest nie lepszy, więc z łaski swojej weź swój zadek i idź się przebrać. - wymamrotał ciągle naburmuszony piłkarz.
- Pierdol się, idioto. - posłała mu wrogie spojrzenie, biorąc rzeczy, które dla niej przywiózł i dumnym krokiem opuściła salę.
- Nie muszę, mam do tego mnóstwo kandydatek! - rzucił, śmiejąc się pod nosem, lecz dziewczyna była już zbyt daleko, by go usłyszeć. Piłkarz postanowił skorzystać z chwili sam na sam z Xavierem i usiąść jeszcze bliżej syna. Poprawił mu poduszkę, po czym po prostu chwycił mocno dłoń chłopca.
- Przepraszam, synku. - wyszeptał, patrząc na poranioną twarz nastolatka. Nie mógł znieść tego widoku. Mógł mieć wszystko, być z każdym, a nie mógł najważniejszej rzeczy w życiu. Nie był w stanie pomóc swojemu dziecku. - Jak już wyzdrowiejesz będzie inaczej, zrobię wszystko dla ciebie. - obiecał, trzymając dłoń na sercu. Gdy usłyszał, że ktoś otwiera drzwi otarł szybko zaszklone oczy. Nie chciał, żeby ktoś widział go w takim stanie, złamanego i przestraszonego.
- Wspominałam już, że jesteś wstrętnym debilem? - zapytała z przekąsem, stojąc przed nim w czarnych rurkach i o wiele za dużej bluzie z nazwiskiem piłkarza.
- Shanti, nie prowadzę sklepu odzieżowego. Nic lepszego nie miałem. - wzruszył ramionami, trzymając ręce w kieszeniach.
- A te, które ostatnio otworzyłeś w Portugalii i Madrycie? Jak chcesz kłamać to chociaż przemyśl to przez sekundę. - odparła naburmuszona, siadając na czerwonym krześle.
- Trzeba było mówić wcześniej. Jeśli chciałaś bieliznę męską to z moim nazwiskiem to dodam ci zawartość gratis. - zażartował, lecz szybko zrozumiał, że w obecnej sytuacji nie było to na miejscu. - Dobra, zabieram cię na obiad. Nawet zapłacę, znaj moją litość. - zmienił temat, znów przybierając kamienny wyraz twarzy.
- Nie jestem głodna, gwiazdorze od siedmiu boleści. - powiedziała pod nosem, nie odrywając wzroku od syna.
- Umierając z głodu mu nie pomożesz. Wstawaj i idziemy. - warknął, stojąc nad nią.
- Nie ma żadnej siły, która mnie stąd wyciągnie, więc daruj sobie. - parsknęła cichym śmiechem, ciągle ignorując piłkarza.
- Sama tego chciałaś. - obwieścił z cwanym uśmieszkiem, zbliżając się do dziewczyny na niebezpieczną odległość. Kompletnie zdezorientowana blondynka, widząc jego zamiary próbowała jakoś się przed nim cofnąć, lecz piłkarz był szybszy. Dłonią zakrył jej usta, jednocześnie bez jakiejkolwiek zgody łapiąc ją od tyłu w tali i ciągnąc w stronę wyjścia..
20 minut później dziewczyna została doprowadzona do małej, ale przytulnej restauracji. Przez całą drogę nie odezwała się do mężczyzny ani słowem i nic nie wskazywało, że teraz miało być inaczej. Wlepiła wzrok w obszerne menu, nawet nie zwracając uwagi na denerwującego towarzysza. Ten jednak ani myślał pozwolić się ignorować. To najzwyczajniej nie było w jego naturze. Musiał postawić na swoim, zawsze i wszędzie.
- Zjemy kurczaka po chińsku, sałatkę i sok pomarańczowy. - oznajmił młodemu kelnerowi, wyrywając blondynce kartę dań.
- Ja chcę steki z frytkami. W przeciwieństwie do kolegi nie jestem królikiem. - posłała wysokiemu blondynowi szeroki uśmiech, uwodzicielsko trzepocząc rzęsami. Przystojny mężczyzna co prawda był jej obojętny, lecz wizja zdenerwowania Ronaldo sprawiała, że była zdolna do wszystkiego.
- Ta Pani sama nie wie co mówi. Dwa razy to co mówiłem, tylko szybko, bo nie mamy czasu. - rzucił blondynowi spojrzenie pełne pogardy.
- Ronaldo, wiem lepiej, co chcę zjeść. Możesz zamknąć ten swój koślawy ryj? - warknęła w stronę Portugalczyka.
- Nie wiesz czego chcesz, więc naprawiam twój przyszły błąd. - odparł pewny swego, wręcz dumny.
- Nie masz prawa decydować o moim życiu! - wrzasnęła, nie zwracając uwagi na to, że i tak każdy dookoła patrzył się już tylko na nich.
- A ty o moim miałaś prawo decydować?! Mogłaś mieć mnie gdzieś, ale Xavier jest moim synem i nie miałaś prawa mi go zabierać! - odpowiedział wściekły, uderzając pięścią w stół.
- Nie dzwoniłeś, nic cię nie interesowało. Jeśli ktoś tu miał kogoś gdzieś to ty mnie. Zostałam z małym kompletnie sama, a ty robiłeś swoją cholerną karierę! Pewnie tylko by ci w niej przeszkodził, w końcu wiecznie wolny kasanowa sprzedaje się najlepiej. - uśmiechnęła się szyderczo, wstając od stolika. Rzuciła kelnerowi 100 euro i nie oglądając się ruszyła w stronę wyjścia. Nie miała najmniejszego zamiaru spędzać z piłkarzem choćby minuty dłużej. Stanęła pod lokalem i wyciągnęła z torebki paczkę papierosów. Nigdy za nimi nie przepadła, ale podobno miały uspokajać, więc uznała, że spróbować nie zaszkodzi. Odpaliła jednego i zaciągnęła się dymem. Smakował okropnie, ale w tym momencie było jej wszystko jedno.
- A w podstawówce tak uparcie twierdziłaś, że jeśli jeszcze raz dotknę papierosa czy alkohol to mi wydłubiesz oczy. - usłyszała śmiech swojego towarzysza. Podszedł bliżej i ku jej zdziwieniu wziął od niej jednego papierosa, zapalił go i tak po prostu stanął obok, zaciągając się jego dymem z rozkoszą.
- Myślałam, że sportowcy nie mogą palić. - odparła cichym głosem, skupiając wzrok na ruchliwej drodze.
- Bo nie palę. - wzruszył ramionami, gasząc dopiero co zaczętego papierosa o mur budynku. - Jedynie dotrzymuję ci towarzystwa, żebyś nie musiała truć się w samotności. - dodał z przekąsem.
- Znalazł się miłosierny samarytanin. - parsknęła śmiechem, poprawiając niesforny kosmyk włosów.
- Dobra, idealny nie jestem, ale chociaż w przeciwieństwie do niektórych umiem się przyznać do tego. - warknął pod nosem.
- Cristiano, chociaż spróbuj mnie zrozumieć. - westchnęła, próbując ukryć łzy, które powoli wypełniały jej oczy.
- Nie, nie zrozumiem nigdy! Przestań mi chociaż wpierać, że nie dzwoniłem, bo robiłem to codziennie dopóki twoja matka nie powiedziała mi prawdy o twojej wielkiej miłości do mnie. - odparł podniesionym głosem.
- Moja matka? - spojrzała na niego tak, jakby zobaczyła właśnie ducha. Nie mogła zrozumieć jaki udział mogła mieć ta kobieta w zniszczeniu ich związku. Podejrzewałaby ją o wszystko, ale czy naprawdę mogła zrobić coś takiego? Nagle jednak przerwał im dźwięk telefonu. Blondynka natychmiast wyciągnęła z kieszeni LG i ujrzała na ekranie napis, który sprawił, że nogi miała niczym z waty.
- To ze szpitala.. - oznajmiła cichym głosem, patrząc z przerażeniem na twarz mężczyzny.

9 komentarzy:

  1. Lubię ich przekomarzanki *-* xd
    Są taaacy słodcy :D
    Ciekawe, co sie stalo, że dzwonią ze szpitala ... ;o
    Buuuuźka ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://the-gunners-love-and-other-drugs.blogspot.com/ czwórka ;*

      Usuń
  2. Bardzo mi się podoba!
    Lubię takie przekomarzanki! Takie to słodkie *.*
    W każdym bądź razie czekam aż w końcu przestaną siebie tak nienawidzić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział
    Ciekawe po co dzwonią ze szpitala i co matka Shanti powiedziała Crisowi
    Czekam na następny i powrót Xaviera do zdrowia

    OdpowiedzUsuń
  4. ołł jak już matka się wtrąciła to nie wróży nic dobrego
    nie mogę się doczekać żeby się dowiedzieć co mu powiedziała i o co chodzi z tym telefonem ze szpitala
    czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, świetny rozdział! *-*
    Muszę się przyznać, że w przeciwieństwie do pań u góry, jakoś nie uważam, żeby to ich przekomarzanie się było szczególnie słodkie. Wiem, wiem, to chyba wszystko przez to, że w realu nie jestem wielką fanką CR7, ale i tak sądzę, że odnosi się do Shanti jakoś strasznie chamsko, jest taki egoistyczny, pewny siebie, ciągle się czymś chwali. Nie wiem sama, co o tym myśleć. Jeszcze obwinia Shanti o wszystko, co działo się w przeszłości. Nie, to zdecydowanie nie mój typ faceta, który choćby w taki sposób traktuje kobietę, jak było z tą restauracją... :/ Ale to moje zdanie, a piszę je o godzinie 00:01, więc mogą to być farmazony, haha :D
    Hmm...jestem bardzo ciekawa, o co chodzi z tą mamą Shanti i mam też nadzieję, że nie dzieje się nic złego, skoro dzownią ze szpitala. Może wręcz przeciwnie? ;))
    Pozdrawiam, caro

    OdpowiedzUsuń
  6. Bosze, miałam rację. Ten blog jest świetny, ach! Będę się jeszcze długo nim zachwycać. Bo po pierwsze już od pierwszego zdania zakochałam się w Twoim stylu pisania, a po drugie - Ronaldo<3 (czym kupiłaś mnie już na 1000000%).
    No, ale przechodząc do treści.
    Shanti nie powinna się tak zachowywać w stosunku do piłkarza. W końcu skąd mógł wiedzieć, że ma syna. Do tego matka dziewczyny mu na pewno coś nagadała i dał sobie spokój. Lecz nie może zarzucać mu, że się nie interesował.
    Och, telefon ze szpitala?! Mam nadzieję, że to nic poważnego, właśnie.. mam nadzieję. Nie trzymaj nas długo w niepewności i dodaj szybko kolejny rozdział!

    Zapraszam na moje blogi(może Ci się spodoba i zostawisz komentarz?) :
    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/
    http://moje-marzenie-na-emirates-stadium.blogspot.com/

    :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Jej matka wykręciła jakiś numer,na bank!
    A Młody zapewne wybudził się ze śpiączki :)
    Oby było teraz tylko lepiej :)
    http://co-z-nami-bedzie.blogspot.com/2014/02/4nic-nie-moze-przeciez-wiecznie-trwacco.html zapraszam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko... Nie ma to jak te wszystkie złośliwe teściowe... Wiem coś o tym. Zawsze myślą o "dobru" swojego dziecka.
    Dobrze, że Cristiano już nie jest aż tak wrogo nastawiony do Shanti. To ich przekomarzanie się jest słodkie ^.^.
    Co do ostatniej sytuacji- jestem prawie pewna, że ich syn się wybudził. Innego wyjścia nie widzę ;)

    Pozdrawiam! ^.^

    OdpowiedzUsuń