czwartek, 1 maja 2014

Dwudziesty pierwszy

Urodzisz mi dziecko - niby proste trzy słowa, lecz swoim przesłaniem zablokowały umysł dziewczyny na kilka dobrych minut. Nie potrafiła nawet wysłuchać słów mężczyzny, który skrupulatnie objaśniał jej, jak bardzo będzie kochał ich wspólne dziecko. Jego głos wydawał się jednym wiekiem szumem, na który nie miała wpływu. Spoglądała w jego płonące ogniem smutku oczy, będąc w natłoku emocji. Wróciły wszystkie niedawne wydarzenia, ból związany ze stratą ukochanego dziecka. Ona też cierpiała, mimo, że nie mogła tego okazać we właściwy sposób. Powróciły także słowa Cristiano, jego zachowanie. Nie obwiniała go, nie miała ku temu prawa, lecz pewien niepokój wciąż rozsiewał swe ziarenka w jej sercu. Nie była pewna choćby następnego dnia, przecież ciągle w ich związku występowały przykre kłótnie. Czy to był czas na dziecko? Na tak poważną decyzję?
- Powiedz coś, cokolwiek. - z sfery myśli wyrwał ją błagalny ton ukochanego. Ujrzała go przed swym obliczem, tak bezradnego, przygnębionego, klęczącego w oczekiwaniu na swój wyrok.
- Cristiano, jest za wcześnie. - ujęła jego twarz w swe dłonie. - Jesteś mężczyzną moich marzeń i bardzo chciałabym, byś był ojcem moich kolejnych dzieci, ale nie w tym momencie. Nie zabijemy bólu po stracie dziecka kolejnym, to nie jest rozwiązanie. Musisz dać mi trochę czasu, musisz zrozumieć. - mówiła delikatnym, spokojnym głosem. Niestety on wciąż stawał się coraz bardziej ponury, niemalże wściekły.
- Nie kochasz mnie? Dlaczego mi to robisz? - pytał z nieukrywanym żalem. Nie potrafił zrozumieć, może nawet nie chciał.
- Ale co takiego ci robię? Kochanie, chcę jedynie ci pomóc. - wciąż pragnęła wytłumaczyć mu wszystko, sprawić, by było dobrze.
- A możesz masz mnie już dosyć? Może dlatego nie chcesz dziecka? No tak, bez niego łatwiej ci będzie odejść. - prychnął śmiechem, oddalając się od blondynki. Chwycił bluzę i demonstracyjnie opuścił dom, przy tym głośno trzaskając drzwiami. Pobiegła za nim, musiała. Znalazła go na starej huśtawce. Siedział tam z opuszczoną głową, pustym wzrokiem pochłaniając obraz pod swymi nogami.
- Pamiętasz karnawał w 1995? - zaczęła cichym głosem, siadając obok niego.
- Ten, w który tak strasznie się pokłóciliśmy, bo jakiś pajac cię pocałował? Dziękuję, że mi przypominasz, jesteś kochana. - prychnął śmiechem, krzyżując ręce na piersi, by okazać swoje 'zadowolenie'.
- Tak, było dokładnie, jak powiedziałeś, ale może pamiętasz też, co zrobiłeś potem? - ciągnęła wciąż niezrozumiały dla mężczyzny temat.
- Zapewne go uderzyłem. - odparł z obojętnością w swym głosie.
- A pamiętasz, co ja wtedy zrobiłam? Najpierw uderzyłam ciebie, a potem jego. Jego za pocałunek, a ciebie za zazdrość. A wiesz dlaczego? Bo jesteś cholernym debilem, który nie potrafi kojarzyć faktów, nie mówiąc nawet o logicznym myśleniu. - wygłosiła z nieukrywaną złością i wyrzutami. - Ale czy to mi kiedykolwiek przeszkadzało? Opatrywałam przez cały bal twoje krwawiące oko, nawet nie myśląc o zabawie. Wiesz dlaczego? Bo byłeś ważniejszy i choć nie powiedziałeś mi choć jednego miłego słowa, ja wciąż nie potrafiłam cię nie kochać. - dokończyła już ciszej, smutniej. Oparła swą głowę o jego ramię, cicho przymykając zmęczone powieki.
- Byłem debilem, za szybko zrezygnowałem po twoim wjeździe, a ostatnio popełniam same błędy, ale przecież ja cię kocham. Shanti, możesz mieć do mnie ogromny żal, możesz mnie opuścić, ale i tak będę cię kochał, przecież wiesz. - zdjął swą bluzę i jednym, szybkim ruchem nakrył nią drobną istotę obok siebie. Następnie przytulił ją najmocniej, jak tylko potrafił.
- Więc czemu wciąż tak się zachowujesz? Czemu nie potrafisz mi zaufać? Cristiano, ja to widzę. My nie możemy budować związku, rodziny na ciągłych kłamstwach. - westchnęła nieznacznie.
- To nie jest tak, naprawdę. Ufam ci najbardziej na świecie, musisz mi w to uwierzyć. - chwycił mocno jej dłoń, a twarz skierował swym palcem wprost w swe oczy. - Odpowiesz mi szczerze na jedno, jedyne pytanie?
Przytaknęła na znak zgody, w pokorze oczekując słów ukochanego.
- Chcesz mnie zostawić? - zapytał nieśmiałym głosem, swym przeszklonym wzrokiem niemalże rozrywając serce dziewczyny na pół. Bał się, widziała to aż za dobrze.
- Chcę jedynie, byś poszedł ze mną jutro do psychologa i choć spróbował terapii. Możesz to dla mnie zrobić?
- Dla ciebie mogę nawet odebrać sobie życie. - przyrzekł natychmiast.
- Wystarczy, że mnie pocałujesz. - na jej twarzy pojawił się pierwszy promień radości. Przekonała go, to był ogromny krok dla nich dwojga. W końcu pozwolił sobie pomóc, teraz musiało być już tylko lepiej. Objęła swymi ramionami jego szyję, składając pocałunki na jego gorących wargach. Ten wieczór miał jednak szansę na pozytywne zakończenie.

Zakochana para już następnego dnia udała się do prywatnego, dość kosztownego, a przede wszystkim bardzo cenionego specjalisty. Mężczyzna wciąż pozostawał sceptyczny, jakby odrzucał od siebie myśli o posiadaniu jakiegokolwiek problemu. Przecież nie był wariatem, więc co miała odmienić ta pogawędka? - dedukował. Ach, rzeczywiście, jego portfel dozna przemiany i to dość diametralnej. A poza tym? Kompletnie nic, czysta pustka. Spoczywał jednak na krześle w poczekalni, kurczowo ściskając dłoń ukochanej. Dla jej radości był w stanie ponieść nawet tak ogromne upokorzenie, jakim była rozmowa o swoich problemach z obcymi ludźmi. W klubie miał zajęcia z psychologami, owszem, lecz przecież tych dwóch rzeczy a należy, a nawet nie można porównywać.
- O czym myślisz, Cristiano? - do świata przewrócił go subtelny, cichutki głos ukochanej.
- O tobie, aniołku. - odparł zgodnie z prawdą, składając pocałunek na jej czole.
- A co myślisz? - wciąż drążyła temat, gładząc swą dłonią jego gorące ramię.
- Że mam ogromne szczęście. - podarował ukochanej słoneczny uśmiech. - Tylko po co nam ta terapia? Przecież takie gadanie nie rozwiąże naszych problemów. - dokończył z nieukrywanym wyrzutem w swym głosie, mającym na celu przekonanie dziewczyny do bezsensowności przebywania w tym miejscu. Nie podobała mu się wizja spotkań i nie miał zamiaru udawać. Cóż, podobno mówią, że prawda to najcenniejszy diament.
- Wielu ludziom takie rozwiązanie pomogło, więc nam także na pewno wiele da. Musisz tylko w to uwierzyć i okazać chęć współpracy, kochanie. A teraz chodź i bądź grzeczny. - mruknęła, swym spojrzeniem uświadamiając mu konsekwencje protestów. W drzwiach gabinetu stał już ich psycholog, więc cudownym trafem uniknęła dalszego rozwoju kłótni. Weszła do sporego pomieszczenia, w którym zajęła miejsce na wygodnym fotelu. Obok niej zasiadł Cristiano, cały naburmuszony, wściekły na cały świat.
- Więc co was do mnie sprowadza? - rozpoczął mężczyzna w średnim wieku. Sprawiał wrażenie człowiek nad wyraz poważnego, wręcz apodyktycznego maniaka. Skrzętnie notował coś w swoim notesiku, zerkając raz po raz na zakochanych.
- Ostatnimi czasy bardzo trudno jest nam się zrozumieć. Ciągle się kłócimy, albo nie odzywamy w ogóle. - wyjaśniła piękna rudowłosa, zakładając nogę na nogę, by za pewne wyjść w jego oczach mądrzej.
- Nie przesadzałbym. - wtrącił Cristiano, dołączając wiele znaczące prychnięcie.
- Zapewne między wami istnieje bariera, która skutecznie blokuje wam wzajemną komunikację. Sprawiacie wrażenie ludzi o bardzo dominujących charakterach, żadne z was nie ma zamiaru zajmować w związku pozycji podległej. Niestety objawia się to także samowykluczeniem, odizolowaniem partnera od swych uczuć, pragnień. Musicie pozwolić sobie nawzajem dotrzeć do swej strefy intymnej, pozwolić zrozumieć siebie. - wygłosił specjalista.
- Mamy syna, swoje sfery intymne znamy doskonale. - mężczyzna znów swe poirytowanie podsumował ironicznym uśmieszkiem.
- Chodziło mi o sferę psychiczną, panie Ronaldo. - wyjaśnił natychmiast, z sporych rozmiarów torby wyjmując dwie kartki. - Mam dla was bardzo ważne ćwiczenie. Może wydawać się prozaiczne, aczkolwiek pozwoli wam rozeznać się w swych uczuciach, poznać lepiej swego partnera. Proszę was, abyście wykonali je z należytym zaangażowaniem. Przez najbliższe 3 dni będziecie odgrywać siebie nawzajem, a na następnej wizycie omówimy wyniki eksperymentu. - przekazał swym pacjentom owe kartki zawierające regulamin czekającego ich zadania.
- Sądziłem, że będziemy rozmawiać. - okazał swe zdziwienie piłkarz Królewskich.
- A czy moje słowa mają dla ciebie jakąkolwiek wagę? Podejrzewam, że żadnej, więc uważam to za zbędne zamieszanie. Nasza współpraca będzie niesztampowa, aczkolwiek skuteczna.
- Czyli ty będziesz mi dawał zadania dla przedszkola specjalnej troski, a jak będę za to płacił? Sprytnie. - pomyślał, lecz na całe szczęście powstrzymał się od publikacji swego zdania. - Więc do zobaczenia za kilka dni. - mruknął jedynie, z pogiętym kawałkiem papieru opuszczając pomieszczenie. Następne słowa odważył się wypowiedzieć dopiero na parkingu, przed swym sportowym autem. - Będziesz na moim dzisiejszym meczu? Trener może pozwoli mi w końcu wrócić do pierwszego składu. - swym silnym ciałem przyparł ukochaną do powierzchni Lamborghini. Jego dłonie szybko znalazły drogę do talii pięknej Portugalki, a usta swym ciepłem obdarywały jej szyję.
- Cristiano, a może najpierw raczysz mi wyjaśnić swoje zachowanie? - zmieniła temat, odsuwając się od niego na bezpieczny dystans, który gwarantował zachowanie resztek zdrowego rozsądku.
- Jakie zachowanie? Dramatyzujesz. - mruknął, zbliżając się do niej wolnymi krokami. Działał na nią niczym najsilniejszy z magnesów, wiedział o tym aż za dobrze. W głowie miał tylko jeden plan - swym urokiem zamordować wszelkie pretensje w jej głowie.
- Mieliśmy popracować nad naszym związkiem, a ty zachowujesz się gorzej jak dziecko. Przecież wiesz, że tak nie należy.. - usłyszał z jej czerwonych ust, swoim oddechem opiewając już jej blade policzki.
- Możemy popracować po meczu, w sypialni. Ty ubierzesz coś seksownego, ja będę całkowicie nagi, dzieci wyrzucimy do mamy. Gwarantuję efektywność naszych ćwiczeń. - wymruczał wprost do jej ucha.
- W regulaminie od doktora jest napisane jasno i wyraźnie "zero seksu". - zaprotestowała, rzeczony dokument podstawiając wprost przed oczy mężczyzny. Ten jednak w zwyczaju miał zakazy traktować niezwykle pragmatycznie. Uformował kartkę papieru w zgrabną kulę i wyrzucił do pobliskiej kałuży.
- A może przebierzesz się za coś? Mmm, w stroju policjantki byłabyś tak seksowna. - ciągnął swoje fantazje, ani myśląc odpuścić.
- A może ty przebierzesz się za istotę myślącą? Bo narazie nie przypominasz. - warknęła w kierunku ukochanego. Zostawiła go niczym posąg, a sama zajęła miejsce w sportowym samochodzie. Zza szyby mogła obserwować paletę barw na jego opalonej twarzy. Nienawidził, gdy ktoś traktował go w taki sposób, wiedziała o tym doskonale. Mężczyzna otóż był typem człowieka upartego, zwycięstwo stawiającego nad wszelakie wartości. Nienawidził przegrywać na boisku, w życiu, jednym słowem - nigdy. Do celu dążył po trupach, czasami o wiele gorzej - po emocjach bliskich. Po kilku minutach znalazł się w samochodzie. Kluczyki wsadził do stacyjki, a radio nastawił na najgłośniejsze dźwięki. Był obrażony, wściekły, a może po prostu smutny? Jednak w jego głowie zrodził się nowy plan. Był świadomy jego wagi, możliwych skutków, lecz czy tonący nie powinien łapać się choćby przysłowiowej brzytwy, by mieć szansę przeżyć? Myślał o tym długo, choć raczej za krótko, by mieć świadomość swych pragnień. Choć bądźmy szczerzy, czymże jest świadomość? Czyż czasami nie przyjmuje ona jedynie postaci nikczemnej mary, wyrywającej nas z tak cudownych snów? Każdy z nas pragnie czegoś w swym życiu, on pragnął także. Był typowym człowiekiem, oscylującym między światem wyobraźni a ziemskim żywotem. Czasami gubił się w tym wszystkim, lecz pragnienie napędzało go do działania. Niby wszystko w tym pasuje, w końcu każdy powinien dążyć do owych pragnień. Tu jednak pojawia się problem, czy pragnienie mężczyzny nie oznaczało zagłady wolności drugiej osoby? Właśnie.

***
Mecz - 90 minut walki w czystym tego słowa znaczeniu. Psychicznej, taktycznej, fizycznej, niekiedy i wręcz. Mężczyzna dzisiejszego dnia śmiało mógł nazwać się zwycięzcą. Strzelił 2 gole, dał swym ukochanemu klubowi wygraną. Jednak jego radość była niezwykle krucha. Szedł korytarzem, zmierzając do swego auta. Był już przebrany, wyściskany przez kolegów, gotowy do pójścia spać. Obok niego szedł właściciel bujnej czupryny - niejaki Pepe. Były w o wiele lepszym nastroju, aniżeli jego przyjaciel. Mógłby spokojnie zaśpiewać w tym momencie Happy - Pharella Williamsa.
- Cristiano, dobrze się czujesz? - zapytał w końcu, widząc grobowy nastrój mężczyzny. Dłużej nie mógł już ukrywać, że nie widzi jego smutnych spojrzeń błagających o litość, cóż.
- Ona nie przyszła do mnie. - wydukał, opierając się bezwładnie o maskę swego Audi.
- Kto nie przyszedł? - zdziwił się przyjaciel mężczyzny, który oczywiście podczas opowieści o cudownej miłości życia Cristiano wyłączał się całkowicie, czego dowodem była jego rytualna niewiedza.
- No Shanti! - uniósł się, machając w powietrzu swymi rękami. - Miała być na meczu, a zostawiła mnie niczym psa jakiegoś, którego nikt już nie chce i nie kocha. - westchnął głośno, swym smutkiem na ustach znów torturując swego towarzysza.
- A co jej znowu powiedziałeś? - zapytał, co chwilę zerkając na tarczę zegarka. Był umówiony, więc pragnął szybkiej diagnozy psychologicznej i udania się do pięknej Filipinki. Nic więcej do szczęścia mu nie było potrzeba.
- Skąd pomysł, że cokolwiek jej powiedziałem? - obruszył się natychmiast. - Zapytałem jedynie czy chciałaby mieć dziecko, a ona od tego czasu mnie ignoruje. Przecież to nic takiego, prawda? - spojrzał w oczy przejaciela z ogromną nadzieją.
- Wiesz, czasami mam wrażenie, że z twoich ust nawet prośba o szklankę wody może być oblegą. - prychnął śmiechem Pepe.
- Sam sobie poradzę, pierdolę takie rady. - rzucił, dając wyraz swemu zdenerwowaniu. W pośpiechu zajął miejsce w swym aucie, nie słuchając już nawet kolejnych słów przyjaciela. Odjechał w kierunku swego domu, chcąc w końcu móc wcielić w życie swój plan. Był on ostatnim - jak mu się wydawało - kołem ratunkowym.

Na miejscu pojawił się kilkanaście minut później. Było już ciemno, więc jechał zdecydowanie wolniej. Nie dlatego, że bał się szybszych prędkości, lecz najzwyczajniej w świecie nocy krajobraz miasta napawał go nieocenionym spokojem. Auto zostawił pod domem, licząc, że deszcz nie pojawi się w najbliższym czasie, a sam udał się do swej posiadłości. W całym domu było ciemno, więc szybko wywnioskował, że domownicy przebywają aktualnie w krainie Morfeusza. Cichym krokiem udał się do sypialni, po drodze ściągając ciepłe ubrania. W pomieszczeniu nie zastał jednak swej ukochanej. Czyżby nie chciała nawet leżeć obok niego, w ich wspólnej pościeli? Widok ten samowolnie wypełnił jego serce cierpieniem. Był on jednak szansą na zrealizowanie jego planu. Piłkarz wyciągnął z szafki kosmetyczkę dziewczyny, której zawartość wyspał na łóżku. Przed jego oczami pojawiły się różnorakie malowidła, kremy, perfumy. Nigdzie jednak nie było pożądanego przedmiotu. Odnalazł go dopiero w łazience. Leżał w apteczce, lecz szybko znalazł się w dłoniach mężczyzny. Ten długo nie myślał nad wagą swych czynów, czymkolwiek. Z kieszeni wyciągnął podobny egzemplarz, który jednak był jedynie mieszanką różnych witamin. Ten prawdziwy już miał wyrzucić do toalety, lecz zatrzymał go głos, który niemalże zatrzymał jego serce w miejscu.
- Czy ty naprawdę robisz to, o czym teraz myślę? - zapytała cichym głosem, wciąż nie wierząc w prawdziwość czynów ukochanego. - Czy naprawdę sądzisz, że jeśli oszukasz mnie i wrobisz w dziecko to wszystko będzie cudownie? - dokończyła już ze łzami w oczach.
Chciał się do niej zbliżyć, przytulić, wyjaśnić. Nie pozwoliła mu na nic. Odsunęła się zdecydowanie, wycofując się do sypialni. Tam zasiadła na krawędzi łoża, swą twarz chowając w dłonie. Nie umiała powstrzymać łez, bólu, choć przede wszystkim zawodu, jaki sprawił jej mężczyzna.

4 komentarze:

  1. Nie no! Cristiano zdecydowanie przegial! Ja rozumiem, ze przezywa ciezki czas, ale nie moze caly czas myslec tylko o sobie. Nie wiem co teraz zrobi Shanti, ja na jej miejscu bardzo bym sie wkurzyla!
    Bardzo fajnie opisalas scene u psychologa. Ten profesjonalny jezyk sprawil, ze naprawde wczulam sie w sytuacje :-)
    Jak zawsze super! Caluje mocno i zycze udanej majoweczki (ja aktualnie dzialkuje, ale dzieki bogu moja komora lapie zasieg netu :-) )

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah...Ten Cristiano. Co się z nim dzieje :(?

    OdpowiedzUsuń
  3. Babo, ale ty im życie komplikujesz! Serio! Cristiano to naprawde zachowuje się niepoważnie. No ale nic, czekam na next :)
    PS. http://the-gunners-love-and-other-drugs.blogspot.com/2014/05/liebster-awards.html NOMINACJA! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. cudne opowiadanko! :*
    świetnie piszesz, widać, że masz talent...
    zapraszam Cię do mnie: http://sophieicristiano.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń